Hotelarze i właściciele apartamentów na razie nie mają powodów do zadowolenia. Sezon ruszył, a prawie połowa oferty nie znalazła nabywców.

– Czerwiec był bardzo dobry. W lipcu rezerwacje wyhamowały. Mamy nadzieję, że w drugiej połowie miesiąca będzie lepiej. Problem w tym, że rezerwacje są w tym roku robione na ostatnią chwilę. Brak pogody może więc pokrzyżować szyki – mówi Marcin Kokot z firmy City Apartments.

O tym, że ten rok jest pełen wyzwań, jest też przekonany Krzysztof Brzoski, koordynator ds. systemu najmu w AccoRent. – Mamy ciągle niezagospodarowane ok. 40 proc. oferty – przyznaje.

Wolnych miejsc nie brakuje też w serwisach Nocowanie.pl czy Sun&Snow. Ten drugi deklaruje 60-proc. obłożenie w lipcu. O sierpniu nie mówi. Przyznaje też, że lepiej poziom rezerwacji wygląda nad morzem niż w górach, gdzie jest wolnych więcej ofert.

Tomasz Zaniewski, wiceprezes serwisu Nocowanie.pl, informuje tylko, że liczba tegorocznych rezerwacji to 35 proc. wszystkich dokonanych w lipcu i sierpniu zeszłego roku. Zaznacza, że już od kilku sezonów decyzję o wyborze noclegu Polscy turyści podejmują najczęściej w ostatniej chwili, więc jest szansa na powtórzenie zeszłorocznych wyników.

Brakuje chętnych

Podobnie mówią hotelarze. – Ten sezon nie zapowiada się dobrze. W pierwszej połowie lipca obłożenie jest bardzo słabe. Lepiej jest od 15 lipca do 15 sierpnia. Generalnie można przyjąć, że wolne wciąż jest ok. 40 proc. miejsc – mówi Agnieszka Maszner-Paprocka, wiceprezes Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego.

Izabela Sikora, dyrektor sprzedaży w Zdrojowa Hotels, dodaje, że wiele zależy od obiektu i terminu. Są bowiem takie tygodnie, gdzie obłożenie w hotelu wynosi 70 proc.

Dlaczego w tym roku tak trudno znaleźć chętnych na noclegi? Zdaniem ekspertów powodów jest kilka. Po pierwsze wpływ ma wzrost cen. Te są wyższe niż przed rokiem średnio od 5 do 10 proc. Ceny za pokój ze śniadaniem w hotelach zaczynają się od 400 zł za dobę. W apartamentach są o połowę niższe, poza Gdańskiem, gdzie zaczynają się od 250 zł, z powodu dużej popularności miasta wśród turystów. Inflacja powoduje też, że polskich turystów stać na mniej. W efekcie rezerwacje są robione na krótszy czas. Rzadkością nie są już te dwutygodniowe, ale problem bywa i z tygodniowymi. – Z reguły klienci wynajmują apartamenty na trzy–pięć nocy. To sprawia, że kalendarz wynajmu jest mocno „pocięty”. Zostaje więcej miejsc od zapełnienia – mówi Krzysztof Brzoski.

Problemem jest też to, że rezerwacje są bardzo często anulowane. Jak mówią hotelarze i przedstawiciele serwisów, ma to miejsce częściej niż w poprzednich latach. Temu zjawisku sprzyja fakt, że rezerwacje są dokonywane na ostatnią chwilę, a w związku z tym bez przedpłaty.

– Bywa, że w dniu przyjazdu dowiadujemy się, że kogoś nie będzie, bo zmienił plany. Dawniej taką informację uzyskiwaliśmy przynajmniej z jednodniowym wyprzedzeniem – mówi przedstawiciel hotelu w Bieszczadach.

To wszystko sprawia, że serwisy specjalizujące się w wynajmie apartamentów planują obniżki cen. Jak mówią, będą one widoczne w okolicach 10 lipca. Powinny wynieść ok. 10 proc. Choć są takie firmy, które już kuszą promocjami. Sun & Snow proponuje rabat 25 proc. na wybrane lokalizacje i rezerwacje złożone do końca lipca.

Hotelarze deklarują natomiast, że nie będą schodzić z cen, bo i tak podnieśli je mniej, niż wynikałoby to ze wzrostu kosztów działalności. Zdaniem Maszner-Paprockiej dziś właściciele hoteli nie walczą o zarobek, a o to, by nie stracić.

Duży wybór

Silniejszy złoty i relatywnie tanie paliwo sprzyjają też spadkom cen zagranicznych imprez turystycznych. W minionym tygodniu średnia cena siedmiodniowej wycieczki z pełnym wyżywieniem na lato 2023 zmalała o 79 zł do 5230 zł. Do tego spadek nabrał tempa. Tydzień wcześniej wyjazdy taniały średnio o 15 zł. Tym samym nie potwierdzają się prognozy z wiosny o braku oferty last minute. Ten, kto się wstrzymał z wyborem miejsca wakacyjnego wyjazdu, zapłaci taniej, choć może nie mieć możliwości wskazania tego, co sobie upatrzył kilka tygodni temu.

– Obniżki nie są tak wysokie, jak jeszcze dwa lata temu i wcześniej, ale jednak są. W ubiegłym roku ceny rosły niemal do samego końca wakacji – zauważa Jacek Dąbrowski, ekspert firmy TravelData. Dodaje, że jeszcze tydzień temu na mapie wakacyjnych kierunków dominował kolor czerwony, co oznaczało, że większość była droższa niż tydzień wcześniej. Dziś, jak mówi, niemal cała mapa jest zielona – poza Cyprem, Majorką i Maltą.

I w przypadku wyjazdów zagranicznych powodem obniżek jest wyhamowanie sprzedaży przed wakacjami, a w związku z tym wciąż duży wybór oferty. Przykładowo w Travelplanet.pl jest dostępnych ok. 6,3 tys. hoteli do wyboru na tegoroczne lato.

– To zdecydowanie więcej niż przed rokiem. Od tego czasu na rynek weszło jednak trzech dużych organizatorów wycieczek. Oferta jest dużo większa, bo to kompilacja liczby hoteli z liczbą lotnisk i lotów, które się do nich odbywają – mówi Jarosław Kałucki z Travelplanet.pl. ©℗