Jeszcze w tej dekadzie możliwe jest ograniczenie o połowę roli gazu w europejskiej gospodarce – mówi DGP Frauke Thies, dyrektor zarządzająca niemieckiego think tanku Agora Energiewende.

ikona lupy />
Frauke Thies, dyrektor zarządzająca niemieckiego think tanku Agora Energiewende / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe
W swoim niedawnym raporcie Agora Energiewende kreśli nowy scenariusz zielonej transformacji, który zakłada przyspieszenie odejścia od kopalnego gazu ziemnego w Europie.

Przyjrzeliśmy się potrzebom energetycznym całej gospodarki UE zastanawiamy się, jak mogą one ograniczyć swoje zapotrzebowanie na gaz. Zgodnie z opracowaną przez nas ścieżką jest możliwe zredukowanie unijnego zużycia tego paliwa o połowę jeszcze w tej dekadzie, a do 2050 r. jesteśmy w stanie całkowicie wyeliminować je z miksu energetycznego. Pokazujemy, że nie wymaga to ani utraty bezpieczeństwa dostaw energii, ani radykalnego wzrostu zużycia zielonego wodoru. Proponowana przez nas strategia oznacza wręcz niższe zapotrzebowanie na wodór, niż przewiduje unijny plan zastąpienia rosyjskiego gazu REPowerEU. Co więcej, pożegnanie z błękitnym paliwem jest możliwe bez uciążliwych zmian zwyczajów i zachowań obywateli oraz przy utrzymaniu produkcji przemysłowej na obecnych poziomach.

Jak to zrobić?

Kluczem do pożegnania z gazem jest szybki rozwój OZE i równoległe intensywne działania na rzecz efektywności energetycznej. Udział odnawialnych źródeł w europejskim miksie powinien do 2030 r. sięgnąć 70 proc. W raporcie rekomendujemy także termomodernizację budynków, upowszechnienie pomp ciepła – powinniśmy ich zainstalować ok. 40 mln do końca dekady – oraz elektryfikację w przemyśle. Naszym zdaniem energia elektryczna powinna zresztą być domyślnym sposobem na zastąpienie paliw kopalnych wszędzie, gdzie to możliwe, także w transporcie drogowym czy ciepłownictwie. Zielony wodór powinien być uzupełnieniem zarezerwowanym dla tych obszarów, gdzie nie ma dla niego technologicznych alternatyw, np. w produkcji nawozów czy amoniaku.

W Niemczech do niedawna gaz – pozyskiwany w dużych ilościach i po niskich cenach dzięki szczególnym relacjom z Rosją – wydawał się niezbywalnym elementem transformacyjnych planów przemysłu. Zmiany, jakie proponujecie, to strategiczna rewolucja?

Na pewno kryzys gazowy pokazał niemieckiemu rządowi, że w myśleniu o energii kwestii geopolitycznych albo nie traktowano dość poważnie, albo opierano się na fałszywych przesłankach. Dywersyfikacja źródeł energii będzie kluczowa, by takich błędów nie powtórzyć w przyszłości. Wydaje mi się jednak, że Niemcy już swój kurs w dość klarowny sposób skorygowały. Zależność od rosyjskich dostaw paliw kopalnych spada w ekspresowym tempie zarówno w naszym kraju, jak i w całej Europie. Rząd w Berlinie przyjął także cel, zgodnie z którym do końca dekady 80 proc. energii elektrycznej będzie pochodzić ze źródeł odnawialnych. Według prognoz Agory pięć lat później niemiecki miks wytwórczy może stać się w pełni bezemisyjny.

Ktoś może powiedzieć: takie postulaty łatwo stawia się na papierze, ale dla gospodarki to gigantyczne wyzwanie, które może się zwyczajnie nie udać.

Na pewno na tej drodze nie brakuje wyzwań i barier, które trzeba będzie przełamać, ale z naszych analiz wynika, że przyspieszenie transformacji jest w 100 proc. wykonalne zarówno w sensie technicznym, jak i rynkowym.

Jakie to wyzwania?

Dobrym przykładem jest lądowa energetyka wiatrowa w Niemczech. Konieczne jest uproszczenie procedur pozwoleniowych dla takich inwestycji – etap ich planowania powinien skrócić się o połowę, z 8 do 4 lat. Należy także stworzyć specjalne obszary przeznaczone na potrzeby energetyki wiatrowej. Zeszły rok przyniósł sporo pozytywnych zmian zmierzających do przyspieszenia rozwoju OZE, choćby w ramach tzw. pakietu wielkanocnego, ale to wciąż za mało. Kolejną kwestią, która wymaga rozwiązania, jest finansowanie nowych OZE. Istnieje cała pula projektów, które uzyskały odpowiednie pozwolenia i wsparcie, ale ich budżety okazują się niewystarczające ze względu na inflację. W ich przypadku należałoby albo powtórzyć procedury aukcyjne, albo zaproponować dopłaty na pokrycie tych dodatkowych kosztów.

A w dłuższej perspektywie?

Ważną kwestią będą zmiany w konstrukcji rynków energii, które dostosują je do systemu zdominowanego przez OZE. Władze Niemiec zainicjowały dialog z interesariuszami, by wypracować szczegółowe rekomendacje zmian na poziomie krajowym. Prace nad reformą rynku uruchomiono także w Unii Europejskiej. Kolejnym dużym wyzwaniem będzie zaplanowanie i koordynacja rozbudowy infrastruktury energetycznej. Mówimy o sieciach energetycznych, wodorowych, w pewnym zakresie także o CO2 wyłapywanym z użyciem technologii CCS. Wszystkie te nowe systemy muszą być projektowane w taki sposób, by odpowiadały potrzebom całej gospodarki. Jednocześnie trzeba też będzie pochylić się nad problemem wygaszania zbędnej infrastruktury i odpowiednio zaplanować ten proces. Bo np. odejście od gazu będzie oznaczać, że istniejąca sieć rurociągów dystrybucyjnych stanie się zbędna. Usuwanie tej infrastruktury musi być realizowane stopniowo i w uporządkowany sposób, by uniknąć z jednej strony nadmiernych kosztów, a z drugiej – pojawienia się osieroconych, zbędnych aktywów.

W elektroenergetyce Niemiec – i nie tylko – gaz miał być kluczowym narzędziem bilansującym zależne od pogody OZE. Jak wypełnić tę lukę? Zwłaszcza w kontekście rosnących potrzeb związanych z elektryfikacją kolejnych sektorów?

Nie mówimy o jednym rozwiązaniu, ale o całym ich pakiecie. Przede wszystkim wdrażanie kolejnych rozwiązań opartych na energii elektrycznej, takich jak pompy ciepła czy e-samochody, musi jak najlepiej współgrać z systemem opartym na OZE. Chodzi o to, żeby adaptowały się one do zmienności dostaw prądu: wykorzystywały więcej energii, kiedy jest dostępna w dużych ilościach, i automatycznie ograniczały zużycie, gdy jej brakuje, nie powodując ograniczeń dla konsumenta. Żeby tak się stało, będzie niezbędne zapewnienie odpowiednich sygnałów cenowych przez elastyczne taryfy sieciowe, ale także odpowiednio dostosowywany system opłat i danin. Do tego dynamiczny rozwój magazynów energii oraz poprawa połączeń między regionami. Zastosowanie wszystkich tych narzędzi da nam bardzo wiele, choć w dalszym ciągu będą się pojawiać sytuacje, w których będziemy musieli wykorzystać moce rezerwowe w energetyce – przede wszystkim zimą, kiedy zdarza się, że niski poziom nasłonecznienia napotyka na słabą wietrzność. Dziś taką naszą rezerwą jest przede wszystkim gaz ziemny, z czasem zastąpić go powinien zielony wodór. To oznacza, że wszystkie nowe i modernizowane elektrownie gazowe powinny być „hydrogen ready” – zdolne do przejścia na wodór.

Zanim dojdziemy do wodoru, podstawową alternatywą okazuje się gaz skroplony (LNG) dostarczany drogą morską.

To prawda. Gaz kopalny nadal odgrywa istotną rolę w niemieckiej gospodarce i nie zmieni się to z dnia na dzień. LNG jest pierwszą widoczną alternatywą, która niewątpliwie była i pozostaje potrzebna w krótkim okresie. Ale musimy się wystrzegać przeinwestowania w infrastrukturę gazową, która może w dalszej perspektywie niepotrzebnie napędzać dalsze wykorzystanie paliwa. Co najmniej równie ważna z tego punktu widzenia jest wstrzemięźliwość w zawieraniu nowych długoterminowych kontraktów z dostawcami LNG. O ile utrzymywanie pewnej infrastruktury w ramach rezerwy bezpieczeństwa może być uzasadnione, o tyle musimy jednocześnie pilnować, by nie wywołały one efektu mrożącego. Cieszy mnie, że niemiecki rząd jasno artykułuje swoje intencje w tej sprawie: do 2030 r. ponad 60 proc. przepustowości terminali ma być traktowane jako rezerwa na wypadek kryzysu. Ale żeby tak się stało, należy jeszcze jaśniej powiedzieć, że te moce importowe nie będą wykorzystywane w pełni, kiedy kryzys zostanie zażegnany.

W Polsce dyskutuje się nad tym, by nasz miks domykały w okresie przejściowym elastyczne bloki węglowe jako alternatywy dla gazu w okresie przejściowym. To nie jest droga? W takim scenariuszu nie ma tematu nowej infrastruktury, nie importujemy surowców kopalnych – wystarczy modernizacja istniejących bloków i może nieco bardziej intensywna, niż zakładano, eksploatacja krajowych złóż. Docelowo te jednostki mogłyby zostać wyposażone w instalacje wychwytu emisji CO2.

Nie ma wątpliwości – i przemawiają za tym nie tylko potrzeba szybkiej dekarbonizacji, lecz także aktualne trendy rynkowe – że ceny pozwoleń na emisję i samego węgla nie sprzyjają na dłuższą metę takiemu rozwiązaniu. Konieczność coalexitu jest bezdyskusyjna, choć powinien on być przeprowadzony w taki sposób, by nie pozostawić nikogo w tyle. Owszem, w szczytowym momencie kryzysu energetycznego widzieliśmy zwiększone wykorzystanie węgla, ale teraz w całej Europie trend wrócił na wcześniejszą trajektorię. Nie przewidujemy, by miało się to zmienić.

Od pewnego czasu obserwujemy w UE zmianę równowagi sił między przeciwnikami energetyki jądrowej a jej zwolennikami na korzyść tych ostatnich, czego pierwszym świadectwem było włączenie atomu do taksonomii. Czy wygaszenie w zeszłym miesiącu ostatnich niemieckich reaktorów, obok fiaska niemieckiej polityki gazowej, nie będzie kolejnym ciosem w wiarygodność Berlina jako lidera europejskiej transformacji i racjonalnego jej architekta?

Podejście Niemiec jest jednoznaczne: planujemy osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2045 r., a pierwszy kamień milowy na tej drodze to cel 80 proc. OZE w wytwarzaniu prądu elektrycznego do roku 2030. Wyłączenie reaktorów zamknęło w Niemczech debatę o już istniejących jednostkach jądrowych, ich demontaż już się rozpoczął, a temat budowy nowych elektrowni tego typu w ogóle w debacie publicznej nie istnieje. Oczywiście różne kraje mają w tej sprawie różne stanowiska. Powinniśmy jednak skupić się na tym elemencie, który jest fundamentalny we wszystkich ścieżkach prowadzących do neutralności klimatycznej w 2050 r., czyli koniecznej ekspansji OZE, która jest najszybszym i najtańszym sposobem wypełnienia europejskich celów – zarówno tych związanych z klimatem, jak i z bezpieczeństwem energetycznych.

Trudno zgodzić się z tym, że nie ma już o czym mówić. Nie minął miesiąc od wyłączenia ostatnich niemieckich reaktorów. Z pewnością transformacja jest niezwykle złożonym zagadnieniem i są różne strategie jej realizacji, ale chyba nie ulega wątpliwości, że wyeliminowanie z równania istniejącego, zdolnego do wielu lat pracy, stabilnego źródła energii nie ułatwia tego zadania.

Jeśli spojrzymy na liczby, okaże się, że atom odgrywał już bardzo niewielką rolę w niemieckim miksie energetycznym. W zeszłym roku jego udział w zużyciu energii pierwotnej w Niemczech wynosił ok. 3 proc. Reaktory wygenerowały 38 TWh prądu. Dla porównania OZE dostarczyły siedmiokrotnie więcej – 256 TWh.

Wspominała pani o potrzebie dowartościowania geopolityki w strategii energetycznej UE. Ta kwestia nabiera nowego znaczenia w kontekście łańcuchów dostaw dla zielonych technologii. Eksport niektórych krytycznych surowców i komponentów jest praktycznie zmonopolizowany przez Chiny.

Dobra wiadomość jest taka, że praca OZE nie zależy od dostaw paliw i, co za tym idzie, produkcja energii w tych instalacjach jest w mniejszym stopniu narażona na ryzyka z zewnątrz. Nie zmienia to faktu, że kwestia dostępu do surowców i technologii do budowy nowej infrastruktury to jedno z kluczowych wyzwań, na które musi odpowiedzieć Europa. Na przestrzeni ostatniej dekady istotna część zielonego przemysłu przeniosła się do Azji. Również złoża surowców i ich przetwórstwo są silnie skoncentrowane geograficznie. Europa nie ma szans na pełną samowystarczalność surowcową czy technologiczną i nie musi do niej dążyć, ale potrzebuje zapewnić sobie bezpieczeństwo dostaw, a to wymaga ich dywersyfikacji. Skala wyzwania jest zróżnicowana w zależności od branży. Europa dysponuje mimo wszystko całkiem niezłą bazą przemysłową, jeśli chodzi o energię wiatrową czy najnowszej generacji elektrolizery. W przypadku Polski widzimy akurat znaczący potencjał w produkcji baterii, ale na poziomie europejskim konieczne będą jeszcze znaczące inwestycje w tej dziedzinie. ©℗

Rozmawiał Marceli Sommer