Konkurencja w gospodarce jest trochę jak powietrze, na co dzień o niej nie myślimy, ale jeśli jej zabraknie, to zaczynamy się dusić. Zarazem ostatnie kryzysy jak pandemia czy wojna potwierdziły, że państwo ma do odegrania w gospodarce istotną rolę, co często konkurencję ogranicza. Tarcze antycovidowe w Polsce czy podobne działania w innych krajach, interwencja na rynku energii i surowców, gdzie ceny szybowały do niebotycznych poziomów przed i po rosyjskiej agresji na Ukrainę, to przykłady działań państwa w tych miejscach, w których rynek zanikał lub działał wadliwe. Czy są jakieś idealne proporcje?

Na istotne kwestie wynikające z renesansu roli państwa w gospodarce wskazuje Damian Olko w raporcie „Twórcza destrukcja kontra przedsiębiorcze państwo. O konkurencji w Polsce” wydanym przez Warsaw Enterprise Institute. Autor podkreśla, że polityka gospodarcza w Polsce nie sprzyja konkurencji. Bariery dla niej, spowodowane ingerencją państwa, są istotnie wyższe niż w większości z 38 krajów OECD. W ostatnim dostępnym rankingu konkurencyjności tej organizacji (za 2018 r.) nasz kraj zajął 25. miejsce. Największym problemem jest negatywny wpływ własności państwowej, stawiający nas na 35. miejscu, a także antykonkurencyjne regulacje w sektorach sieciowych, dające nam 28. miejsce. Jedynie rynek dostaw internetu i usług telefonicznych charakteryzuje się bardziej intensywną konkurencją niż w wielu innych krajach OECD.
W przypadku energii elektrycznej, gazu ziemnego, transportu lotniczego oraz wodnego w Polsce jest znacznie mniej konkurencji niż w innych państwach zaliczanych do tej grupy. A będzie jeszcze mniej, bo PKN Orlen dostał pod swoje skrzydła i Lotos, i PGNiG.
Zdaniem Damiana Olko Polska ogranicza konkurencję na co najmniej 10 sposobów. „Najważniejsze ingerencje państwa ograniczające lub zniekształcające konkurencję w ostatnich latach to m.in.: powrót do nacjonalizacji firm (de facto); wzrost kontroli państwa nad sektorem bankowym; marginalizacja publicznego rynku kapitałowego, ekspansja działalności państwowych podmiotów dostarczających finansowanie; zakazy: handlu ziemią rolną, handlu w niedziele; regulacje sektorowe typu «apteka dla aptekarza», «ustawa odległościowa» ograniczająca inwestycje w OZE; wspieranie państwowych monopoli; wysokie subsydia dla wybranych sektorów; podatki sektorowe (bankowy, handlowy, cukrowy i in.) czy też preferencje podatkowe dla wybranych sektorów lub rodzajów działalności (np. ulgi i preferencyjne stawki podatkowe dla programistów)”.
W raporcie zwraca się też uwagę na to, że wpływ na zmniejszenie konkurencyjności miała też pandemiczna pomoc państwa. Trudno ją krytykować, ale jej efektem było to, że w latach pandemii 2020–2021 liczba zlikwidowanych firm w Polsce była o niemal 40 proc. mniejsza niż średnia dla lat 2008–2019.
Autor twierdzi, że po przeprowadzeniu głębokich reform zwiększających rynkową konkurencję Polska mogłaby zwiększyć produktywność gospodarki nawet o 10–14 proc. w ciągu 10 lat.
Raport jest ciekawy w kontekście zmiany paradygmatu, jaka nastąpiła w ostatnich latach. Wcześniej żyliśmy w epoce globalizacji, w której receptami były prywatyzacja, dekoncentracja, liberalizacja i pewnie jeszcze inne „-acje”, których punktem wspólnym było dosyć ogólne hasło zmniejszenia roli i udziału państwa w gospodarce. Punktem zwrotnym okazał się kryzys finansowy z 2008 r. Uświadomił on, że ma znaczenie, kto jest np. właścicielem banku i że państwo ma do odegrania dużą rolę. Dlatego po nim przyszło zastopowanie prywatyzacji. Przy okazji okazało się, że kwestie, które wcześniej były pozytywne dla Polski – jak konkurencja w sektorze paliwowym czy energetycznym – powodują, że na wspólnym europejskim rynku nasze firmy są po prostu małe i trudno im konkurować. Ostatnie dwa kryzysy, czyli pandemia i wojna, zwiększyły rolę państwa oraz podbiły znaczenia innego czynnika, jakim jest bezpieczeństwo. Zerwane łańcuchy dostaw uświadomiły przedsiębiorcom, że może dobrze jest produkować tam, gdzie najtaniej, o ile można stamtąd przywieźć towar. Jeśli pojawia się kłopot, to lepiej produkować u siebie, ale wtedy oczywiście jest drożej, a więc także mniej konkurencyjnie. Istotnym czynnikiem wpływającym na konkurencyjność w przypadku Polski jest obecna ekipa rządowa, która nie tylko z powodu okoliczności zewnętrznych, lecz także z powodu własnych przekonań w wielu kwestiach uważa państwo za panaceum. A im więcej państwa w gospodarce, tym bardziej w pamięci musimy mieć, że na dłuższą metę oznacza to koszty, a jednym z nich może być mniejsza konkurencyjność na globalnym rynku. ©℗