Fala migrantów wojennych z Ukrainy była wyzwaniem dla polskiego systemu pomocy, ale też nadzieją dla rynku pracy. Przeszło 10 miesięcy od wybuchu wojny można uznać, że pierwszy z tych egzaminów został zdany. Drugi jest zaliczony, ale wypaść mógł lepiej.

Tekst pochodzi z wydania specjalnego DGP: Światowe Forum Ekonomiczne

Do Polski z Ukrainy po 24 lutego przyjechało ponad 8,5 mln osób, ale w analogicznym czasie w przeciwnym kierunku wyjechało przeszło 6,7 mln osób. Zdaniem ekspertów te statystyki wskazują, że zdecydowana większość migrantów wojennych traktuje nas jako tymczasowe miejsce pobytu. Choć, jak zwracają uwagę, jednocześnie w 2022 r. ok. 1,5 mln obywateli Ukrainy uzyskało numer PESEL. A to pozwala sądzić, że część osób planuje pozostać w Polsce na dłużej.

– Ci z kolei są zainteresowani stabilnym zatrudnieniem, w normowanym czasie pracy – podkreśla Wojciech Rybicki, dyrektor ds. rozwoju biznesu w LeasingTeam Group. Dodaje, że obecnie dominującą formą zatrudnienia dla osób z Ukrainy jest jednak umowa zlecenia, przede wszystkim w branżach produkcyjnej, logistycznej oraz handlowej. – Według naszych szacunków na szybkie znalezienie pracy mogą liczyć zwłaszcza osoby chętne do zmiany miejsca zamieszkania oraz skłonne do dojazdów. Jest to spowodowane tym, że magazyny oraz zakłady produkcyjne często są zlokalizowane poza miastem – dodaje Rybicki.

W poszukiwaniu stabilizacji

Czy zatem udało się z sukcesem wprowadzić obywateli Ukrainy na polski rynek pracy? Z danych resortu pracy wynika, że do grudnia 2022 r. legalne zatrudnienie w kraju zyskało ponad 766 tys. migrantów.

– Już przed wybuchem konfliktu Ukraińcy stanowili większość liczoną w tysiącach, podczas gdy według danych ZUS inne narodowości szły w setki. Dzięki nowelizacji ustawy o cudzoziemcach i potem specustawie zatrudnienie Ukraińców jest proste. Gdyby nie wojna, możliwe, że część inżynierów, specjalistów IT, lekarzy czy nauczycieli nigdy nie pomyślałaby o emigracji – mówi Tomasz Bogdevic, dyrektor generalny Gremi Personal. Zwraca uwagę, że dziś sytuacja Ukraińców jest inna niż pod koniec lutego. Początkowo ze względów ekonomicznych potrzebowali jakiejkolwiek pracy. Z jej pomocą zyskiwali czas, by odnaleźć się w polskich realiach. Teraz coraz liczniej podejmują próby powrotu do wyuczonego zawodu. Ci, którzy chcą wziąć tu kredyt i zostać na stałe, dążą do tego, żeby mieć etat, bo wtedy łatwiej o stabilizację. – Natomiast ci, którzy się wahają, czy pragną wrócić do domu, gdy tylko wojna się skończy, wybierają krótkoterminowe kontrakty, żeby łatwo można było je w razie czego zerwać – zaznacza.

Kluczowa znajomość języka

Eksperci przyznają, że sytuacja wygląda korzystnie, zwłaszcza jeśli chodzi o proste prace. W przypadku specjalistycznych, w tym dla kadry menedżerskiej, jest gorzej. Mają jednak na to wytłumaczenie. Wiele bowiem zależało i nadal zależy od znajomości języków – przede wszystkim polskiego i angielskiego.

Mówiąc wprost: bariera językowa przekłada się na fakt, że tylko część obywateli Ukrainy pracuje zgodnie ze swoimi kompetencjami. – Główną przeszkodą jest niespełnienie wymogów językowych. W przypadku niektórych stanowisk wyższego szczebla na przeszkodzie stanęły różnice pomiędzy przepisami prawa. Takie osoby chętniej decydują się na dodatkowe kursy, by poszerzyć kwalifikacje – dodaje Katarzyna Szostakiewicz, ekspert rynku pracy, kierownik zespołu odpowiedzialnego za rekrutację obcokrajowców w Manpower.

Szostakiewicz zwraca uwagę, że uchodźcy tylko częściowo wypełnili luki na polskim rynku pracy. Bo z uwagi przede wszystkim na przepisy BHP nie było możliwości skierowania kobiet do prac cięższych, którymi cechują się m.in. branże motoryzacyjna czy produkcyjna. – Uchodźcy to wciąż głównie kobiety i dzieci. Podstawową potrzebą, której zaspokojenia oczekiwali po przekroczeniu naszej granicy uchodźcy, było schronienie. Dopiero po aklimatyzacji decydowali się na podjęcie pracy. Wybór ofert też nie był oczywisty – o ile uchodźcy, którzy przyjechali indywidualnie, byli gotowi do podjęcia prawie każdej pracy, o tyle w przypadku osób, które przyjechały z dziećmi, decydowano się na wybrane oferty, pracę dorywczą lub jedno-, dwuzmianową. Tu niezbędna była możliwość zapewnienia opieki dzieciom – mówi. I z tym, jak słyszymy, bywało różnie.

Nasi rozmówcy podkreślają, że na poziomie legislacyjnym zrobiono wiele, by ułatwić cudzoziemcom pracę zgodnie ze swoimi kwalifikacjami. Mowa np. o obowiązujących od 30 grudnia 2020 r. przepisach, które umożliwiają na nowych, prostszych zasadach podjęcie pracy przez nich w polskim systemie ochrony zdrowia. Specjalną ustawą zostali objęci lekarze, dentyści, pielęgniarki, położne i ratownicy medyczni. Na tę ustawę powoływano się również po wybuchu wojny w Ukrainie. Efekt: aktualnie jest zatrudnionych prawie 2 tys. lekarzy z zagranicy, z czego połowa to właśnie Ukraińcy.

Eksperci zwracają uwagę, że po okresie działania ad hoc pracodawcy i pracownicy zza wschodniej granicy wchodzą w okres adaptacji. Zwłaszcza w przypadku kandydatów, którzy w Ukrainie pracowali na stanowiskach specjalistycznych czy menedżerskich.

– Na rynku można zaobserwować trend podejmowania przez takie osoby pracy w zawodzie, natomiast na niższym szczeblu – opisuje Agnieszka Pietrasik, dyrektor wykonawcza w Hays Poland. I podaje przykład księgowych, którzy w Polsce zatrudniają się jako asystenci finansowi. Dla nich to rozwiązanie przejściowe, na czas nauki języka polskiego oraz poznania otoczenia biznesowego i przepisów prawa.

Myśląc o powrocie

agencja zatrudnienia OTTO Work Force Central Europe postanowiła sprawdzić, jak zatrudnienie w Polsce oceniają dziś sami Ukraińcy. I tak: 79 proc. badanych mówi, że jest zadowolonych z pracy, a 59 proc. przekonuje, że jej zdobycie nie stanowiło większego problemu. Dla 60 proc. najtrudniejsza w codziennym funkcjonowaniu jest rozłąka z rodziną. Nic więc dziwnego, że 49 proc. zamierza wrócić do Ukrainy natychmiast, jak tylko skończy się wojna. Opublikowane właśnie wyniki pokazują również, że 40 proc. ankietowanych oczekiwałoby od Polski większego systemowego wsparcia w zakresie nauki polskiego, gdyż wspomniana bariera językowa jest tym utrudnieniem, na które wskazują najczęściej.

Ekspertka Manpower opisuje, że można dziś wyróżnić dwie grupy uchodźców, którzy zgłaszają się tu z prośbą o wsparcie w znalezieniu zatrudnienia. Pierwsza to kandydaci, którzy otwarcie informują, że szukają pracy dorywczej. Wierzą, że gdy sytuacja za wschodnią granicą się uspokoi, będą odbudowywać swoje dotychczasowe życie w domu. Póki co oczekują przede wszystkim możliwości zakwaterowania, najlepiej z całą rodziną, wsparcia społecznego oraz wynagrodzenia, które zapewni im byt w Polsce.

Drugą grupę stanowią uchodźcy, którzy zdecydowali się zostać w Polsce, chcąc osiągnąć podobny status społeczny, jaki zostawili za sobą w ojczyźnie. Liczą przede wszystkim na możliwość dalszego rozwoju i podnoszenia kompetencji, np. nadających nowe uprawnienia techniczne.

Tomasz Dudek, dyrektor zarządzający OTTO Work Force Central Europe, zauważa, że uchodźcom na rynku pracy pomogli się odnaleźć znajomi i członkowie rodziny pracujący wcześniej w Polsce. Według cytowanego raportu firmy najwięcej osób, bo aż 44 proc., znalazło zatrudnienie właśnie z polecenia bliskich.

– Z powodu konfliktu w Ukrainie polski rynek pracy mierzy się z niedoborami kadrowymi głównie w męskich zawodach, które wymagają siły fizycznej czy specjalnych uprawnień. Najbardziej w 2022 r. byli poszukiwani pracownicy produkcji, głównie w branży automotive oraz logistyki. Potrzebni byli przede wszystkim operatorzy wózków widłowych i osoby do kompletowania zamówień – opisuje. Dodaje, że tych luk nie udało się zapełnić.

Wtóruje mu Daniel Sola, dyrektor projektów międzynarodowych z agencji zatrudnienia Trenkwalder: musimy pamiętać, że przed wybuchem wojny emigracja z Ukrainy była typowa, zarobkowa.

– Do Polski przyjeżdżali głównie mężczyźni, i to oni doskonale wpisywali się w zapotrzebowanie, np. w branży produkcyjnej czy logistycznej. Po 24 lutego jest to emigracja wojenna – kobiety, dzieci
i osoby starsze. Nie wszystkie stanowiska pracy, które wykonywali mężczyźni z Ukrainy, można dostosować do kobiet. Dotyczy to prac wymagających dźwigania ciężkich przedmiotów i siły fizycznej – opisuje. W innych przypadkach, jak słyszymy, można podejmować pewne próby. I tak np. agencja Trenkwalder wprowadziła program aktywizacji zawodowej Ukrainek pod hasłem… „Kobiety na wózki widłowe”. To oferta bezpłatnych szkoleń dających uprawnienia operatora wózków widłowych (UDT) oraz zatrudnienie u tutejszych partnerów biznesowych. W odpowiedzi na pytanie o zainteresowanie tego rodzaju propozycją pada dyplomatyczna odpowiedź: rekrutacja trwa.