Producenci zwiększają eksport, ale ograniczone moce produkcyjne nie pozwolą na zawarcie większych kontraktów.
Producenci zwiększają eksport, ale ograniczone moce produkcyjne nie pozwolą na zawarcie większych kontraktów.
Ponad 50 armatohaubic Krab wartych 2,7 mld zł – ten największy kontrakt eksportowy polskiej zbrojeniówki po 1989 r. politycy ogłosili na początku czerwca. Jego podpisanie było konsekwencją tego, że wcześniej broniącym się przed rosyjską agresją Ukraińcom przekazaliśmy kraby z zasobów Wojska Polskiego. Kilka tygodni temu także polski resort obrony zawarł dużą umowę z produkującą ten sprzęt Hutą Stalowa Wola. Dostawa kolejnych 48 sztuk i wozów (m.in. dowodzenia i amunicyjnych) jest przewidziana na lata 2025–2027, a cena to prawie 4 mld zł.
Kraby to niejedyny produkt państwowego przemysłu obronnego, który w ostatnim czasie udało się sprzedać za granicę. Na początku września będące także częścią Polskiej Grupy Zbrojeniowej Mesko zawarło umowę na sprzedaż 300 przeciwlotniczych pocisków i 100 wyrzutni Piorun do Estonii. Także ten rodzaj uzbrojenia jest wysoko oceniany przez ukraińskich obrońców.
Jeśli do tego dodamy obecne już od lat na Ukrainie bezzałogowce FlyEye z prywatnej Grupy WB oraz produkowaną również tam amunicję krążącą Warmate, to widać, że wojna za naszą granicą jest dla produktów naszej zbrojeniówki dźwignią handlu.
– Nasz sprzęt ma teraz jedną podstawową przewagę nad konkurencyjnymi produktami – jest sprawdzony w boju w pełnoskalowej wojnie. A to powoduje, że ustawia się do nas kolejka potencjalnych klientów – opowiada Remigiusz Wilk, dyrektor komunikacji w Grupie WB. Podobnie jest w niektórych spółkach Polskiej Grupy Zbrojeniowej. – Obecnie mamy zapytania ze wszystkich stron świata – mówiła niedawno Elżbieta Śreniawska, prezes Mesko, które produkuje przeciwlotnicze pioruny.
W maju poinformowano o sprzedaży do jednego z krajów Afryki karabinków Grot, których ponad 10 tys. sztuk przekazaliśmy również Ukrainie.
Widać więc, że polska zbrojeniówka jest w ostatnich miesiącach na fali. Czy to oznacza, że zaraz staniemy się poważnym eksporterem uzbrojenia? – Do tego jeszcze daleka droga. Jednym z problemów są ograniczone moce produkcyjne – wyjaśnia Maciej Lew-Mirski, były wiceprezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Szczególnie widać to w przypadku wspominanych krabów, których jeszcze niedawno w HSW można było wytwarzać 24 rocznie. Teraz liczba ta ma się zwiększyć dwukrotnie. Ale biorąc pod uwagę, że w przyszłym roku w Stalowej Woli rozpocznie się też produkcja bojowych wozów piechoty Borsuk oraz zdalnie sterowanej wieży do pojazdów, to widać, że ten zakład bez znacznego zwiększenia możliwości produkcyjnych nie będzie w stanie zaspokoić popytu Ministerstwa Obrony Narodowej, nie mówiąc już o eksporcie.
Małe moce produkcyjne mają też wpływ na cenę. Niedawno resort obrony ogłosił zakup ponad 200 armatohaubic K9 w Korei. Argumentami na rzecz tego zakupu był krótszy czas dostaw, ale również niższa cena w porównaniu z krabem. Jednak z drugiej strony trudno oczekiwać od polskiego przemysłu rozbudowy mocy produkcyjnych, jeśli nie ma wieloletnich kontraktów, jakie właśnie zawieramy np. z przemysłem koreańskim.
Ewentualna rozbudowa potencjału wytwórczego mocno wiąże się z kooperacją z zagranicznymi partnerami – z koreańskimi Huyndai Rotem i Hanwha mamy współpracować przy produkcji nowych armatohaubic i czołgów, z brytyjskimi MBDA w kwestii pocisków, a Babcockiem przy budowie okrętów. Ale tu też nie wszystko jest idealne. – Podstawą do eksportu powinna być stała kooperacja z zagranicznymi partnerami w ramach joint venture, a nie konsorcjów, tak jak to obecnie robimy. To właśnie spółka pozwala na lepszą realizację wieloletnich celów biznesowych, a konsorcjum zawiera się tylko dla jednego kontraktu – tłumaczy Lew-Mirski.
O ile współpraca z Europejczykami wydaje się niezagrożona, o tyle z partnerami z Azji wciąż nie mamy podpisanych szczegółowych umów dotyczących zasad i zakresu współpracy.
Przeszkodą dla rozwoju polskiego eksportu zbrojeniowego, oprócz ograniczonych mocy produkcyjnych, może być też polityka. Za rok odbędą się wybory. To oznacza radykalne przetasowania w zarządach spółek PGZ, i to nawet jeśli nie zmieni się obóz władzy. Ta tradycyjna kadrowa miotła powyborcza oznacza długie miesiące paraliżu decyzyjnego.
Tak więc, choć wojna w Ukrainie to dla produktów polskiej zbrojeniówki „okno wystawowe”, a eksportowi polskiego uzbrojenia sprzyja także rosnące znaczenie Warszawy w regionie połączone z utratą reputacji Berlina z powodu hamowania dostaw uzbrojenia dla Ukrainy, wcale nie jest oczywiste, że polski przemysł tę szansę wykorzysta.
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama