Przed polską zbrojeniówką jest największy w historii projekt modernizacyjny - mówi w wywiadzie dla DGP Jacek Libucha, dyrektor w warszawskim biurze Boston Consulting Group.
W jakiej kondycji jest obecnie Bumar-Łabędy?
W trudnej. Nie mógł tego przeoczyć nikt, kto śledzi wydarzenia w sektorze obronnym. W ostatnim czasie firma straciła wiele kontraktów – na podwozia do krabów, modernizację leopardów, a wcześniej na dostawy wozów zabezpieczenia technicznego dla Indii. Ten ostatni kontrakt miał być kiedyś przełomowym, największym od lat zleceniem realizowanym przez polski przemysł zbrojeniowy, znów otwierającym rynki eksportowe. Utrata każdego z tych zleceń przesuwała Łabędy coraz bliżej przepaści i teraz firma rozpaczliwie potrzebuje dopływu gotówki.
Kto zawinił? Kto powinien odpowiedzieć?
Pytania o to, jak do tej sytuacji doszło i kto ponosi za nią odpowiedzialność, powinny na razie zejść na dalszy plan. Teraz priorytetem jest decyzja, czy Bumarowi można pozwolić upaść.
Można?
W mojej ocenie, choć firma jest w fatalnej sytuacji, warto zapewnić kroplówkę, która pozwoli jej przejść przez obecne załamanie.
Dlaczego?
Przed polską zbrojeniówką jest największy w historii program modernizacyjny, w którym nasz przemysł ma szansę odegrać istotną rolę. Łabędy mają kompetencje, dzięki którym zakład może być np. kluczowym elementem w programie nowego wozu bojowego piechoty. Utrzymanie potencjału produkcyjnego i technologicznego Łabęd jest istotne również w kontekście obecnej sytuacji geopolitycznej.
Czy powinna to być pomoc bezwarunkowa?
Nie. Przetrwanie Bumaru powinno być obwarowane warunkami, które zmuszą firmę do modernizacji.
Czy mógłby pan wskazać najważniejszy warunek?
Przeprowadzenie szybkiej restrukturyzacji organizacyjnej i kosztowej. Obniżenie kosztów działania i uelastycznienie struktury organizacyjnej, której nie modernizowano od lat, to w obecnej sytuacji absolutna konieczność.
To może być trudne, uwzględniając siłę związków zawodowych w polskiej gospodarce.
Jestem przekonany, że pracownicy Bumaru mają pełną świadomość zapaści, w jakiej znalazła się ich firma, i – realistycznie oceniając sytuację – zdają sobie sprawę z konieczności przeprowadzenia cięć.
Co pan myśli o konsolidacji, która wydaje się analizowana zarówno przez PGZ, jak i MON?
Ważne, by ratowanie Bumaru nie zostało potraktowane jako przypadek jednostkowy, ale stało się impulsem do głębokiej integracji wszystkich pancernych zakładów wchodzących w skład PGZ, m.in. Huty Stalowa Wola i Rosomaka. Ścisła, wielopoziomowa współpraca powinna być priorytetem, niezależnym od przyjętego modelu ładu korporacyjnego i form prawnych. Dotychczasowe zmiany kadrowe w PGZ, jak unia personalna łącząca Rosomaka, Łabędy i OBRUM, wskazują na taki kierunek działania. Wspólnie te zakłady mają szansę stać się zintegrowanym, pancernym ramieniem polskiej zbrojeniówki. Ale osiągnięcie tego celu będzie bardzo trudne.