Kontrola wąskich gardeł w łańcuchach dostaw, koordynacja działań i mechanizmy kryzysowe, w tym zmiana linii produkcyjnej przedsiębiorstwa – to pomysły KE na uniknięcie przerw w dostawach znanych z pandemii COVID-19.
Propozycja, nad którą Bruksela pracowała od kryzysu wywołanego pandemią, zakłada trzy tryby wywierania wpływu na jednolitym europejskim rynku. Ich aktywacja – w razie ryzyka znacznych zakłóceń dostaw lub w przypadku szeroko odczuwanych skutków kryzysu – będzie umożliwiała ingerencję w aktywność firm.
– Wyraźnie widzieliśmy w czasie kryzysu, że państwa ulegają pokusie wprowadzenia wewnętrznych ograniczeń na rynku (ograniczenia w eksporcie masek czy zboża, zamykanie granic) oraz stosowania dyskryminacyjnych środków (jak podwójne ceny paliw), które potęgują kryzys – ocenił komisarz ds. rynku wewnętrznego i usług Thierry Breton.
W najdalej idącej propozycji Komisja Europejska będzie mogła rekomendować firmom produkcję brakujących na rynku towarów, jeśli pozwala na to infrastruktura przedsiębiorstwa. Będzie też wymagać od podmiotów działających w sektorach dotkniętych kryzysem informacji o posiadanych zapasach, kontraktach z państwami trzecimi i zakłóceniach w łańcuchach dostaw. Za odmowę informacji i brak akceptowalnego przez KE uzasadnienia będzie groziło do 200 tys. euro kary. W przypadku nieuzasadnionej odmowy produkcji konkretnego rodzaju towarów – kara dzienna w wysokości 1,5 proc. średniego dziennego przychodu.
Propozycja według źródeł DGP może wejść w życie w 2024 r. Dyplomaci, z którymi rozmawialiśmy, podkreślają, że dla części państw pomysł jest zbyt dużym poszerzeniem kompetencji KE i przesadną ingerencją w rynek. Reuters określił go mianem „chińskiego kapitalizmu”. Również polski resort rozwoju w odpowiedzi przesłanej DGP stwierdza, że część propozycji jest zbyt daleko idąca. I zapowiada, że jeśli analizy potwierdzą, że mechanizmy mogą stanowić nieuzasadnione obciążenie dla firm, to będzie wnioskować o ich zmianę.
Na czym polega propozycja KE?
Propozycja KE przedstawiona w poniedziałek zakłada trzy tryby jednolitego rynku: planowania awaryjnego, podwyższonej czujności i sytuacji nadzwyczajnej. Każdy z nich miałby być oceniany przez specjalną radę składającą się z przedstawicieli KE oraz państw członkowskich (po jednym z każdego państwa), która zbierałaby się po uruchomieniu danego trybu i zatwierdzała, jakie środki zastosować. Pierwszy tryb oznacza „sytuację normalną”, w której państwa członkowskie i KE nie dostrzegają wyraźnych zagrożeń dla łańcuchów dostaw. W trybie planowania awaryjnego będzie można – na wniosek KE – przygotować protokoły kryzysowe, komunikację kryzysową, organizować szkolenia i symulacje dla urzędników państw członkowskich i ustanowić system wczesnego ostrzegania. Drugi tryb – podwyższonej czujności – mógłby zostać wprowadzony przez KE na sześć miesięcy (z możliwością przedłużenia) w przypadku stwierdzenia zagrożenia dla funkcjonowania jednolitego rynku przez zakłócenie w dostawach towarów lub usług o strategicznym znaczeniu. W tym trybie państwa członkowskie monitorują łańcuchy dostaw, natomiast to Komisja określa towary, których rezerwy będzie trzeba zorganizować. Komisja będzie mogła wówczas zwrócić się do danego państwa o informacje na temat posiadanych rezerw i koordynować ich tworzenie na poziomie całej
UE. Jeśli nie zostaną spełnione cele obejmujące poszczególne rezerwy na dane grupy towarów, wówczas KE może zobowiązać jedno lub kilka państw do utworzenia rezerw na oczekiwanym poziomie. Ostatni z trybów – sytuacji nadzwyczajnej – będą mogły już uruchomić jedynie państwa członkowskie większością kwalifikowaną na wniosek KE także na sześć miesięcy (z możliwością przedłużenia) w przypadku wystąpienia kryzysu na większą skalę i znacznego zakłócenia przepływu towarów na jednolitym rynku. Państwa w tym trybie nie mogłyby przyjmować jakichkolwiek przepisów ograniczających swobodny przepływ towarów, ale będą zobowiązane do powiadomienia o nowych ograniczeniach pojawiających się na rynku. KE będzie mogła w tym trybie – na wniosek państw członkowskich – ułatwiać udzielanie zamówień publicznych na poszczególne towary oraz zalecić państwom zapewnienie dostępności tych towarów poprzez ułatwienie rozbudowy lub zmianę przeznaczenia linii produkcyjnych przedsiębiorstw, lub też przyspieszenie wydawania pozwoleń na produkcję tych towarów.
Informacja obowiązkowa
Wątpliwości przedsiębiorców, w tym europejskiego stowarzyszenia przedsiębiorców i pracodawców Business Europe budzi natomiast kwestia przekazywania
informacji o produkcji do KE i ewentualnego zobowiązania do przestawienia linii produkcyjnych w czasie kryzysu. W projekcie przewidziano, że Komisja będzie mogła rekomendować, a nie nakazać państwu członkowskiemu zmianę linii produkcyjnej przedsiębiorstw. Taką interpretację projektu rozporządzenia podzielają również dyplomaci unijni, z którymi rozmawiała DGP.
Z kolei kwestia obowiązkowego udzielania informacji przez przedsiębiorstwa to tzw. środki podwójnej aktywacji. Ich uruchomienie nie będzie możliwe jedynie po przejściu do trybu sytuacji nadzwyczajnej, ale dopiero przez wydanie specjalnego aktu wykonawczego, który zwyczajowo poprzedzają konsultacje z przemysłem. KE mogłaby wówczas się zwracać do konkretnych przedsiębiorstw z żądaniem informacji o prowadzonej produkcji i sprzedaży, a nieudzielenie takich informacji wiązałoby się z karami finansowymi nawet do 200 tys. euro. Komisja mogłaby także zwrócić się do przedsiębiorstw o akceptację priorytetowych zamówień towarów, których brakuje w trakcie kryzysu. Przedsiębiorstwa będą mogły odmówić, jednak musiałyby wykazać „poważne powody” uzasadniające taką odmowę. Jeśli odmowa priorytetowej produkcji danej grupy towarów nie spotka się ze zrozumieniem Komisji, wówczas będzie mogła ona nałożyć dzienną karę w wysokości 1,5 proc. średniego dziennego obrotu.
Jakich informacji może oczekiwać Bruksela? Przede wszystkim o istniejących w firmie zapasach towarów kryzysowych i ich składników w produkcji oraz informacje o kontraktach z państwami trzecimi (zarówno importerami, jak i dostawcami towarów czy ich komponentów), a także o zakłóceniach łańcucha dostaw w danym sektorze.
Zdążyć do końca kadencji
Wszystkie wspomniane wyżej rozwiązania są na etapie konsultacji po przedstawieniu propozycji w poniedziałek przez KE. Teraz projektem zajmą się Parlament Europejski oraz państwa członkowskie na poziomie Rady UE. KE chciałaby zdążyć z przyjęciem zmian, które – w obecnej formie – zakładają nowelizację 14 dyrektyw i 5 rozporządzeń, do końca swojej kadencji, tj. do 31 października 2024 r. Na razie, według informacji DGP, nie ma większych szans na zgodę państw członkowskich, choć zaproponowane rozwiązania mogą zostać przyjęte większością kwalifikowaną, a nie w wyniku jednomyślnej decyzji. Zdaniem jednego z unijnych dyplomatów część państw Europy Środkowo -Wschodniej uznaje je za zbyt dużą ingerencję w wolny rynek. Część państw podnosi wątpliwości dotyczące przekazania kolejnych kompetencji KE. Niektóre stolice oczekują uwzględnienia większej roli Rady UE, tj. ministrów państw członkowskich. ©℗