Andrzej Balcerek: Już dziś producenci betonu są na krawędzi bankructwa. Marże producentów betonu, ale też kruszyw, nie pokrywają kosztów produkcji.
Jaki wpływ na dostawców materiałów budowlanych będzie miała unijna polityka klimatyczna?
Nie da się wyprodukować cementu, nie emitując CO2, nawet przy zastosowaniu najnowszych technologii. Już wiemy, że przy ustalonych limitach Komisji Europejskiej w 2015 r., najpóźniej w 2016 r. polski przemysł cementowy będzie musiał kupować uprawnienia CO2 na wolnym rynku. Dziś tona kosztuje ok. 6 euro, ale przy polityce KE pojawi się zapewne deficyt tych uprawnień i ceny wzrosną. Niestety, trzeba liczyć się z tym, że w najbliższym czasie koszt emisji CO2 może być zbliżony do kosztów produkcji klinkieru, czyli do 25 euro za tonę.
Będzie to oczywiście rzutować też na cenę cementu?
Jako producenci cementu działamy na zmonopolizowanym rynku dostawców energii czy węgla, zatem czynników mających ogromny wpływ na koszt naszego wyrobu. Jednocześnie funkcjonujemy na wolnym rynku odbiorcy, w związku z tym nie da się przełożyć przyrostu kosztów na cenę cementu. Jestem w szoku, gdy to mówię, bo to samo mówiłem 10–15 lat temu, ale muszę to powiedzieć raz jeszcze. W Polsce udajemy, że cena węgla jest ceną rynkową, choć wszyscy producenci należą do państwa. Podobnie jest z ceną energii. Co prawda jest rynkowa, ale wszyscy dostawcy też należą do państwa. Z PKP jak jest – wiemy. A CO2? Przecież to jest swego rodzaju podatek od środowiska. Tyle że nie da się tego wszystkiego wprost przełożyć na cenę cementu. Pewnie będziemy o tym mówić, przekonywać naszych klientów, ale bezpośrednio nie przełożymy wzrostu kosztów na cenę cementu. To wiem na pewno.
W takim razie czeka was obniżenie marż i spadek rentowności?
Dokładnie tak. Już w ostatnich latach obserwujemy duże spadki marż. W przypadku betonu i kruszyw już jest dno, a w cemencie podążamy w tym samym kierunku.
Perspektywy dla Górażdże rysują się więc niezbyt ciekawe?
Z jednej strony cieszymy się z przyrostów ilościowych. W zeszły roku mieliśmy do czynienia z sześcioprocentowym wzrostem, a w tym roku myślę, że czeka nas kolejny wzrost, może o 5 proc., może o 7 proc. Kto wie, zobaczymy. A zatem cieszymy się, bo mamy co robić, ale z drugiej strony liczymy się z tym, że coraz mniej będziemy zarabiać. Niestety, taki jest obraz polskiego przemysłu cementowego.
Możecie zatem pójść drogą poddostawców firm budowlanych?
Myślę, że tak. Już dziś producenci betonu są na krawędzi bankructwa. Marże producentów betonu, ale też kruszyw, nie pokrywają kosztów produkcji. W najbliższym czasie o przyrostach marż możemy zapomnieć, a nie wiem, czy i kiedy uda się wyhamować spadki.
Czyli idą chude lata dla branży?
Z pewnością nie tłuste. Na szczęście jesteśmy doinwestowani, więc będziemy mogli zjadać amortyzację. Nie będzie więc tak, że na tym rynku dojdzie szybko do jakichś spektakularnych upadłości.
Czy istnieje jakaś alternatywa? W jaki sposób można pomóc branży?
Można zmienić zasady przetargów, bo kryterium najniższej ceny wykończy też dostawców materiałów budowlanych. Ta seria upadłości, która w branży budowlanej rozpoczęła się cztery lata temu, ma swój ciąg dalszy. Producenci kostki, rur betonowych i innych prefabrykatów, a także samego betonu naprawdę są w trudnej sytuacji, na granicy wytrzymałości.
No tak, ale czym zastąpić to kryterium? Przecież kiedyś ktoś stwierdził, że to najlepsze antidotum na korupcję?
Oczywiście walka z korupcją to absolutna podstawa i mamy urzędników, żeby tego pilnowali, ale jeśli ktoś składa oferty o ponad 20 proc. niższe niż ceny z kosztorysu inwestorskiego, to należy je odrzucać, bo to jest oszustwo. Należy zwracać baczniejszą uwagę na kosztorys inwestorski. Powinien być rzetelnie wykonywany.
Czy obawia się pan zagrożenia ze strony producentów azjatyckich?
Azjatyckich mniej - tu decydujący jest koszt transportu, ale drugim ważnym elementem jest CO2. Jeśli koszty CO2 mocno wzrosną do ok. 25 euro to na pewno nie będzie się opłacało w Polsce produkować klinkieru. Klinkier będzie się sprowadzać z rejonów, w których nie trzeba płacić za emisję. Już dziś koncerny inwestują w południowej Afryce, czy na Ukrainie.
Czy w Górażdżach pojawiają się takie pomysły?
Nie. My zostajemy w Polsce i tu będziemy się rozwijać. Moce produkcyjne, które dziś posiadamy przekraczają 5 mln ton cementu, zatem poziom zupełnie wystarczający. Chcemy wzmacniać się w pozostałych dwóch liniach biznesowych. Za trzy, pięć lat chcemy zdolność produkcyjną naszej firmy podnieść do minimum 3 mln m szesc. betonu i minimum 10 mln ton kruszyw. Nie wiemy jaką da nam to pozycję na rynku, bo nie to jest nadrzędnym celem. Nam chodzi o to, żeby jak najwięcej naszych surowców w przyszłości sprzedawać właśnie w postaci betonu.