Czy dochody będą tak wysokie, jak planuje rząd, a wydatki nie okażą się wyższe? Ile wydatków publicznych wychodzi poza budżet? DGP analizuje znaki zapytania do projektu przyszłorocznego budżetu.
Czy dochody będą tak wysokie, jak planuje rząd, a wydatki nie okażą się wyższe? Ile wydatków publicznych wychodzi poza budżet? DGP analizuje znaki zapytania do projektu przyszłorocznego budżetu.
Zamiast niemal 30 mld zł wyniesie 23 mld zł. Rząd zapowiada, że wykonanie tegorocznego budżetu będzie lepsze od oczekiwań i to, mimo że tempo wzrostu PKB ma być niższe niż rok temu i ma wynieść 4,6 proc. wobec 5,9 proc. w zeszłym roku. Dochody budżetu mają być wyższe od tych w 2021 r. o 4 mld zł. „Największe wzrosty w stosunku do 2021 r. spodziewane są w przypadku dochodów podatkowych o 32,4 mld zł, w tym w szczególności z VAT o 16,9 mld zł oraz CIT o 16,9 mld zł” - można przeczytać w uzasadnieniu ustawy budżetowej. Wpływ na to ma zarówno wysokie tempo wzrostu PKB w I półroczu, jak i wysoka inflacja. To samo powoduje, że rząd zbiera dużo pieniędzy ze składek na ubezpieczenia społeczne, co zmniejsza wydatki takie jak dotacja do FUS. W tym sensie rząd jest beneficjentem wysokiej inflacji, bo w tym roku już podbija ona wpływy, natomiast nie generuje jeszcze automatycznego wzrostu kosztów wynikającego z mechanizmu indeksacji czy waloryzacji np. rent i emerytur.
Jak wynika z makroekonomicznych założeń do projektu budżetu PKB, w przyszłym roku wzrośnie tylko o 1,7 proc., a inflacja 9,7 proc. O ile wysoka inflacja sprzyja dochodom budżetowym, o tyle niski wzrost nie. Mimo to, jak wynika z projektu budżetu, dochody w porównaniu z założonymi przy tworzeniu tegorocznego budżetu mają wzrosnąć o 23 proc., w tym dochody podatkowe o 20 proc. VAT miałby wzrosnąć o 21 proc. i to jeśli porównamy go do ustawy budżetowej na 2021 r., w której jeszcze nie była uwzględniona tarcza antyinflacyjna. Faktycznie wykonanie wpływów z VAT w tym roku będzie o ok. 5 mld zł niższe od planu, więc różnica byłaby jeszcze większa. Rząd przekonuje, że wzrost dochodów jest spowodowany przede wszystkim skutecznym uszczelnieniem systemu podatkowego. „W 2015 r. luka VAT wynosiła 24,2 proc. W 2021 r. było to 4,3 proc. To spadek o 82 proc. i 47 mld zł więcej w budżecie państwa, w warunkach 2021 roku” - podaje rząd. Na ile dochody są ocenione realistycznie, opinie są podzielone. Zdaniem głównego ekonomisty PKO BP Piotra Bujaka wydaje się, że taki poziom dochodów w przyszłym roku jest realny i rząd może mieć nawet pewne zakładki. Natomiast zdaniem Sławomira Dudka, ekonomisty FOR, wzrost VAT wynika z założenia, że tarcza antyinflacyjna nie będzie kontynuowana, co jest wątpliwe, bo mamy rok wyborczy. Także nasze rozmowy potwierdzają, że to raczej nie wchodzi w grę. A w takim przypadku wpływy z VAT mogą być sporo niższe. Jeśli chodzi o podatki dochodowe, to aż o 37 proc. w porównaniu z założeniami z tego roku miałby wzrosnąć CIT. Już wykonanie wpływów z tego podatku ma być znacząco lepsze niż plany i ma wynieść 69 mld zł, a w przyszłym roku miałyby być wyższe o 4 mld zł.
Największe znaki zapytania ekonomiści zgłaszają do strony wydatkowej. W budżecie i poza nim, co podkreśla sam rząd, rekordowo rosną wydatki na obronę łącznie do 3 proc. PKB. Ale największe znaki zapytania dotyczą tego, jakie pozycje wydatkowe mogą się jeszcze pojawić. - Największa wątpliwość to koszty kryzysu energetycznego - wszędzie nie tylko u nas koszty wzrostu cen są fiskalizowane, u nas też tak będzie w dużej mierze - podkreśla Piotr Bujak. Fiskalizację, czyli branie na siebie części tych kosztów przez budżet, już widać - to tarcza antyinflacyjna lub dodatki węglowe czy do innych paliw. Ale rząd zapowiada, że nie dopuści do bardzo dużego wzrostu taryf na prąd czy gaz. Tyle że w zamian będzie musiał zrekompensować to firmom. To zdaniem ekonomistów może zwiększyć wydatki o kolejne kilkadziesiąt miliardów złotych. Do tego dochodzi koszt ewentualnych prezentów wyborczych w przyszłym roku.
To efekt m.in. tworzenia kolejnych funduszy celowych, jak np. Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych, czy podciągania kolejnych wydatków pod już istniejące, takie jak Fundusz Przeciwdziałania COVID-19. Często wiążę się to ze wzmacnianiem roli Banku Gospodarstwa Krajowego, kosztem resortu finansów. Jak podaje Sławomir Dudek, skala omijania konstytucyjnej definicji długu wzrośnie w przyszłym roku do 422 mld zł. Tempo tego wypychania wydatków poza budżet centralny rośnie. Jeszcze w latach 2015-2019 było to między 45 mld a 55 mld zł, w zależności od roku. Kwoty te wystrzeliły od 2020 r. w związku m.in. z pandemią i utworzeniem Funduszu Przeciwdziałania COVID-19. Według wcześniejszych założeń kwotę 409 mld zł wydawaną w ten sposób mieliśmy osiągnąć dopiero w 2025 r. Jeśli w przyszłym roku będzie to 422 mld zł, będzie to oznaczać, że co czwarta złotówka długu jest wydawana poza kontrolą parlamentu. Dobrze to zjawisko widać także w wielkościach deficytu. Ten budżetowy ma wynieść 65 mld zł, czyli ok. 2 proc. PKB, ale już deficyt całego sektora liczony metodologią unijną miałaby wynieść zgodnie z zapowiedziami premiera Morawieckiego nawet 4,4 proc. PKB, więc byłby ponad dwa razy wyższy.
To kolejna z rzeczy, która rzuca się w oczy w projekcie ustawy budżetowej. Koszty wzrosną bowiem z tegorocznych 26 mld zł do 66 mld zł, czyli 2,5-krotnie. Zdaniem ekonomistów głównym powodem jest wzrost rentowności emitowanych przez państwo obligacji. MF ostatnio podało, że we wrześniu oprocentowanie rocznych obligacji zmiennoprocentowych wyniesie 6,50 proc., a dwuletnich 6,75 proc. Co więcej, rząd w projekcie ustawy zapisał, że można blokować rezerwy na poczet kosztów obsługi długu. ©℗
/>
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama