Zwiększenie wielkości podaży pieniądza w obiegu, jak każda decyzja finansowa o wielkich konsekwencjach, spotkało się z szerokim odzewem. Decyzja Europejskiego Banku Centralnego, o której tu mowa, polega na wpompowywaniu do europejskiej gospodarki do września 2016 r. po 60 mld euro miesięcznie, co przekłada się na ponad bilionową, pokazaną w tytule i trochę przerażającą dla laika kwotę „dodrukowanych” pieniędzy (cudzysłów, bo chodzi o pieniądz elektroniczny).
Celem programu jest ożywienie gospodarki strefy euro oraz podniesienie inflacji do preferowanego przez EBC poziomu 2 proc. na drodze zwiększenia podaży pieniądza, umożliwiającego bankom z krajów strefy euro spieniężenie obligacji wyemitowanych wcześniej przez rządy Eurolandu. Zakłada się, że pożyczone pieniądze zostaną zainwestowane w projekty, które pozwolą stworzyć miejsca pracy i pobudzić gospodarkę, czyli np. w rozwój infrastruktury. Decyzja EBC ma zwiększyć dostępność kredytu w strefie euro i poprawić prognozy dotyczące zbyt niskiej inflacji.
Podstawowym instrumentem mającym na celu zwiększenie podaży pieniądza jest oczywiście stopa procentowa banków centralnych. Jeśli jednak stopa ta jest już w pobliżu zera, a ciągle nie ma oczekiwanych rezultatów makroekonomicznych, sięga się niekiedy po dodatkowe bodźce podażowe.
Dobrze przeprowadzone luzowanie ilościowe powoduje wzrost cen akcji, obniża długoterminowe stopy procentowe, prowadzi do osłabienia waluty i zwiększa akcję kredytową. Wprawdzie taka strategia nie jest w stanie zagwarantować długotrwałego wzrostu, może jednak pomóc w walce z trwającą od roku 2008 recesją w strefie euro i stać się czynnikiem prowadzącym do wzrostu inwestycji i konsumpcji. Decyzja EBC prowadzi do osłabienia euro i tym samym do wzmocnienia zdolności eksportowej Europy. A wraz z niemieckim eksportem powinna skorzystać również polska gospodarka, która jest z gospodarką Niemiec bardzo silnie powiązana.
Nie wszystko jednak jest takie proste. Wystarczyło mi spędzić dwa dni w Austrii i w Niemczech, przejrzeć tam prasę z ostatnich dni i porozmawiać z paroma ekonomistami, aby przekonać się, że decyzja EBC, entuzjastycznie przywitana w gospodarczo słabszych krajach strefy euro, budzi także kontrowersje. To niespecjalnie dziwi. Już w 2011 r., zaraz po unijnym uzgodnieniu stanowiska szefa EBC dla Włocha Mario Draghiego, niemieckie przerażenie dobrze odzwierciedlił artykuł w jednym z tamtejszych tabloidów, stwierdzający, że „inflacja jest dla Włochów czymś tak naturalnym jak sos pomidorowy dla makaronu”. Przez kolejne lata Draghi nie potwierdzał jednak tych obaw. Aż do 22 stycznia bieżącego roku, kiedy to uznał, wspierany przez wielu szefów europejskich banków centralnych, że trudna sytuacja upoważnia go do podjęcia wyjątkowych kroków. Zdaniem niektórych ekspertów, podchwytywanych przez media nie tylko w Niemczech, ale i w Austrii, Holandii czy Szwajcarii, program ten nie jest jednak wcale potrzebny i nie będzie skuteczny. Wątpliwości co do jego skuteczności wyraził np. prezes Bundesbanku Jens Weidmann. Jego zdaniem wolny wzrost gospodarczy w Europie jest wynikiem wysokiego poziomu zadłużenia i niskiej konkurencyjności niektórych państw. Trudno przewidzieć, jakie końcowe efekty będzie miało ilościowe luzowanie, ale prawdopodobnie w Europie rezultaty będą słabsze niż w Stanach Zjednoczonych – powiedział, odnosząc się do znacznie zresztą bardziej radykalnego programu tego typu, który Stany Zjednoczone rozpoczęły po wybuchu globalnego kryzysu finansowego w 2008 r.
Głosów krytycznych wobec decyzji EBC rzeczywiście nie brakuje. Naruszono wiarygodność euro, mówią jedni. Inni odczytują uruchomienie ilościowego luzowania polityki pieniężnej jako utratę przez europejskie banki centralne kontroli nad sytuacją, co może doprowadzić do dalszego naruszenia stabilności rynków finansowych. Uważają też podjęte decyzje za spóźnione – podobna akcja w USA przeprowadzona została w dużo bardziej sprzyjających warunkach (inflacja dużo bliższa poziomu 2 proc., wyższy wzrost PKB). W obecnej sytuacji działania europejskie według tych krytyków bardziej przypominają podobną akcję podjętą na początku obecnego wieku przez Japonię, a tam okazała się ona nieskuteczna! Artykułowane są też wątpliwości, czy rzeczywiście niewielka deflacja jest w ogóle szkodliwa. Niektórzy krytycy nie podzielają poglądu o polityce monetarnej jako panaceum na słabości strukturalne, bojąc się, że dodruk pieniądza zmniejszy reformatorską presję na rządy. Decyzja EBC jest bowiem dobrą wiadomością dla państw niechętnych dzisiaj reformom, takich jak Francja czy Włochy, którym spadające oprocentowanie zadłużenia zapewni na pewien czas spokój, nie pobudzi to jednak przecież ich zapału reformatorskiego. Podnoszone są także argumenty o niebezpieczeństwie dalszego zwiększenia się przepaści między bogatymi a ubogimi, bo to przecież ci pierwsi skorzystają na rosnących kursach akcji i cenach nieruchomości. Niebezpieczeństwem są także liczący na szybkie zyski spekulanci, otrzymujący od EBC dodatkowe pieniądze na swe działania. Jeszcze innym argumentem jest przekonanie, że długoterminowe oprocentowanie nie jest w strefie euro tak ważne jak krótkoterminowe pożyczki na bieżącą działalność firm, a przecież finansowaniu przedsiębiorstw europejskie luzowanie raczej nie pomoże. Wspomnijmy wreszcie o tym, że prezesowi EBC zarzuca się także naciąganie europejskiego prawa i kto wie, czy jego decyzja nie zakończy się któregoś dnia w sądzie. I może jeszcze o tym, że przeciętnemu Europejczykowi, zastanawiającemu się przed wydaniem każdego euro, niełatwo zrozumieć praktyczne konsekwencje takiej ilości dodatkowych pieniędzy rzuconych na rynek – polityka informacyjna banków centralnych powinna chyba bardziej aktywnie wychodzić naprzeciw tego typu niepokojom.
Niezależnie od powyższych opinii, zaczerpniętych z niemieckojęzycznych mediów, trzeba uczciwie przyznać, że w eksperckiej debacie w skali całej Unii zdecydowanie przeważają glosy popierające zaproponowaną politykę. Dobrym przykładem może tu być ważna w powyższym kontekście opinia kanclerz Angeli Merkel, która decyzję EBC oceniała jednoznacznie pozytywnie, uznając ją za rozsądny kompromis w kontekście uwspólnotowienia ryzyka związanego z zakupem obligacji i wyrażając nadzieję, że wzmocni ona proces uzdrawiania europejskiej gospodarki. Można więc chyba stwierdzić, że podjęte decyzje są oczekiwanym krokiem w dobrym kierunku, choć z pewnością nie może to być krok jedyny w walce z gospodarczą stagnacją. Wśród innych niezbędnych działań pomóc w jej zwalczaniu może m.in. plan szefa Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera dotyczący wykorzystania środków publicznych na rzecz zaktywizowania kapitału prywatnego. Wierzmy więc, że w 2015 r. mądra polityka pieniężna wspierana racjonalną działalnością rządów i Komisji Europejskiej otworzy w Unii drogę ku trwałemu ożywieniu gospodarczemu.