Rosyjskie spółki, które planują emisję długu, mogą liczyć tylko na rodzimych inwestorów. I kraje, które nie nałożyły sankcji na Kreml

Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę ceny aktywów na moskiewskiej giełdzie tąpnęły. Aby powstrzymać falę przeceny, na kilka tygodni wstrzymano handel na tym parkiecie, a po wznowieniu go bank centralny wprowadził zakaz sprzedaży papierów wartościowych przez zagranicznych inwestorów. Teraz nastąpiła niewielka liberalizacja: wyselekcjonowani inwestorzy z zagranicy mogą zawierać transakcje na moskiewskiej giełdzie. Dotyczy to podmiotów z krajów, które nie nałożyły sankcji na Rosję. Ale wobec banków czy funduszy z państw nazywanych przez Kreml „nieprzyjaznymi” zakaz sprzedaży nadal obowiązuje.
Kreml liczy teraz na aktywność inwestorów z Dalekiego i Bliskiego Wschodu, m.in. Chin, Indii czy Turcji. - Biorąc pod uwagę okoliczności, konieczne będzie rozwijanie stosunków handlowych i finansowych z tymi krajami, które są gotowe robić to z Rosją - powiedział Oleg Wiugin, były przewodniczący rosyjskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd.
Problem jednak w tym, że inwestorzy z krajów, które nałożyły sankcje, odpowiadali za ok. 90 proc. wszystkich inwestycji portfelowych w Rosji w zeszłym roku. Ponadto nie wiadomo, czy instytucje z „przyjaznych krajów” będą chciały się angażować w gospodarkę przeżywającą kryzys. Mimo że oficjalne dane Kremla sugerują, że gospodarka nie doznała takiego szoku, jak wcześniej sądzono, to zdaniem ekspertów długoterminowy wpływ sankcji może być dla Rosji druzgocący.
- Moskwa selekcjonuje dane gospodarcze, aby wesprzeć twierdzenia prezydenta Putina, że wszystko jest w porządku, a rosyjska gospodarka rozwija się dobrze - przyznał niedawno amerykański sekretarz stanu Antony Blinken. - To po prostu nieprawda - dodał.
Oficjalne dane pokazały, że w II kw. Rosja odnotowała 4-proc. spadek produktu krajowego brutto w porównaniu z analogicznym okresem ub.r. Analitycy spodziewali się obniżki o 5 proc.
- Trzeci kwartał prawdopodobnie znów będzie słaby, choć z mniejszym spadkiem niż poprzedni - ocenił Liam Peach, starszy ekonomista ds. rynków wschodzących w Capital Economics. - Mimo to gospodarka wciąż stoi w obliczu poważnych przeszkód, w tym ograniczonego dostępu do zachodniej technologii i zbliżającego się zakazu ubezpieczania transportu morskiego rosyjskiej ropy, co naszym zdaniem spowoduje w przyszłym roku spadek produkcji o 10 proc. - dodał Peach.
Liderem wśród firm, które jeszcze przed wojną najmocniej były zaangażowane w rosyjskie obligacje, był BlackRock. Ten amerykański fundusz posiadał papiery o wartości ok. 1,5 mld dol. Wśród 10 największych posiadaczy były także m.in. brytyjski Legal & General Group (272 mln dol.), włoski Intesa Sanpaolo (154 mln dol.) czy niemiecki Allianz (149 mln dol.). Od wybuchu wojny wiele funduszy próbowało jak najszybciej pozbyć się tych papierów. Nie wszystkim się to udało.
Teraz banki z Wall Street różnymi kanałami próbują jednak pomóc klientom w pozbyciu się rosyjskich papierów. Bank of America w ubiegłym tygodniu przyznał, że ułatwia zbycie rosyjskich obligacji państwowych i wybranych obligacji korporacyjnych. Jak dowiedział się nieoficjalnie Reuters, podobne usługi oferują JP Morgan, Citigroup, Deutsche Bank, Barclays i Jefferies Financial Group. Banki są gotowe pośredniczyć w transakcjach po tym, jak amerykański Departament Skarbu stwierdził, że likwidowanie pozycji przez inwestorów, czyli w tym przypadku pozbywanie się obligacji, nie stanowi naruszenia sankcji USA. Zachodnie instytucje sprzedają obligacje klientów tylko na ich żądanie i nie robią tego poprzez giełdę. Zamiast tego znajdują podmioty, z którymi przeprowadzają transakcje poza rynkiem. Banki podkreślają jednak, że tylko pośredniczą w tych transakcjach i same nie inwestują w te aktywa.
Skoro sprzedaż dochodzi do skutku, to znajdują się i nabywcy rosyjskich obligacji. - Po raz pierwszy od dłuższego czasu pojawia się pewna oferta kupna obligacji zarówno lokalnych, jak i zagranicznych - powiedziała Gabriele Foa, menedżer portfela w Global Credit Opportunities Fund. - Niektóre banki i brokerzy wykorzystują tę ofertę, aby ułatwić zbycie rosyjskich papierów inwestorom, którzy chcą się od nich uwolnić - dodała. Reuters próbował uzyskać informacje od banków, kto jest chętny kupować rosyjski dług, ale nie udało się tego ustalić.
Wpuszczenie „zaprzyjaźnionych” inwestorów na rosyjski rynek dotyczy wyłącznie obligacji. Akcjami nadal handlować mogą tylko lokalni inwestorzy. Notowania głównego indeksu MOEX od początku roku spadły o ponad 40 proc.
Brak możliwości pozyskania finansowania od zagranicznych inwestorów stawia rosyjskie spółki w trudnej sytuacji. Bez emisji akcji czy obligacji skierowanych do podmiotów z Zachodu wiele projektów i inwestycji przedsiębiorstw już została lub może zostać wstrzymana.
Ponadto kilka chińskich banków wycofało lub mocno ograniczyło kredyty i finansowanie w Rosji po rozpoczęciu wojny. Zrobiły tak ICBC, New Development Bank czy Asian Infrastructure Investment Bank. Z projektów prowadzonych w kooperacji z rosyjskimi podmiotami wycofywały się liczne zachodnie firmy, w tym tacy giganci jak koncerny paliwowe BP i Shell.
Firmy, które przed wojną były najmocniej zaangażowane w rosyjskie papiery dłużne / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe