W skupach ruch znacznie mniejszy niż przed rokiem, ale zbiorniki wypełnione są ziarnem po brzegi. Ceny spadają. Ci, którzy liczą na duży wzrost, mogą się rozczarować
W skupach ruch znacznie mniejszy niż przed rokiem, ale zbiorniki wypełnione są ziarnem po brzegi. Ceny spadają. Ci, którzy liczą na duży wzrost, mogą się rozczarować
Dostawy zboża spadły o kilkadziesiąt procent rok do roku – wynika z sondy, którą DGP przeprowadził w skupach. Nasi rozmówcy twierdzą, że rolnicy decydują się na magazynowanie surowca. – Liczą na kolejny wzrost cen. Taką politykę przyjęło 80 proc. rolników – mówi przedstawiciel skupu Agro-Mierzej z Mazowsza. Jego zdaniem nie postępują tak tylko ci, którzy nie mają wolnej przestrzeni do składowania. Podobne głosy słychać od innych przedstawicieli tej branży.
– Mamy o 40 proc. mniejsze dostawy zboża niż przed rokiem – słyszymy od przedstawiciela F.H.U. Gawor z Opolszczyzny, firmy, która na co dzień współpracuje z 500 rolnikami.
Spadek na takim samym poziomie sygnalizują również Agro Handel FHZ Jakubiuk M. czy A. Nowosad z woj. lubelskiego.
Rozmówcy z woj. podlaskiego mówią o jeszcze mniejszych dostawach. – Spadły o 60 proc. rok do roku. Minister powiedział, że trzeba trzymać zboże, a rolnicy słuchają – tłumaczy sytuację na rynku pracownik P.T.H.U. Andrzej Michalewicz.
Przedstawiciele branży twierdzą, że rolnicy sprzedają tylko to, co nie mieści się im we własnych magazynach. Wojciech Kniaziuk, dyrektor biura Lubelskiej Izby Rolniczej, podkreśla, że niektóre gospodarstwa rolne w ogóle nie mają magazynów, ale statystycznie rolnicy mają własne powierzchnie pozwalające przechować od 30 do 50 proc. produkcji.
– Rolnicy, gromadząc ziarno, próbują zabezpieczać się przed inflacją i wysokimi cenami środków produkcji – tłumaczy pracownik F.H.U. Gawor.
– Magazynuję zboże, ponieważ cena jest za niska. Na wiosnę środki potrzebne do produkcji były bardzo drogie – to dotyczyło wszelkiej chemii i nawozów. W pewnym momencie trzeba jednak sprzedać zboże, żeby za coś żyć – przyznaje rolnik z woj. lubelskiego.
Mimo ograniczonych dostaw nie ma mowy o niedoborach surowca. Magazyny skupów podobnie jak te rolników są wypełnione pod korek – słyszymy. – Zapas ma każdy, także przetwórcy, jak wynika z moich rozmów z odbiorcami. Został zrobiony jeszcze za poprzednich zbiorów, gdy wybuchła wojna i pojawiły się obawy o dostęp do zboża – tłumaczy przedstawiciel skupu Agro-Mierzej z Mazowsza.
Czy przetrzymując zbiory, rolnicy mogą rzeczywiście liczyć, że sprzedadzą plony drożej? – Dziś trudno odpowiedzieć na to pytanie. To prawdziwa loteria – mówi Andrzej Gantner, dyrektor Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Zdaniem ekspertów więcej czynników przemawia obecnie za stabilizacją cen zbóż czy nawet za dalszym ich spadkiem niż za powrotem na ścieżkę wzrostu. Jednym z nich są dobre plony. Według GUS zbiory zbóż podstawowych z mieszankami wyniosą 26,6 mln t, czyli będą na poziomie z roku ubiegłego, w tym ozimych 21,7 mln t, czyli o 4 proc. więcej niż przed rokiem. Rzepaku będzie 3,6 mln t – o 12 proc. więcej niż przed rokiem.
Dobre zbiory są dodatkowo podbijane przez import, pochodzący głównie z Ukrainy. Tylko od stycznia do maja tego roku sprowadziliśmy stamtąd o ok. 80 proc. ziarna (głównie kukurydzy) więcej niż przed rokiem – według GUS było to ponad 987 tys. t za 1,8 mld zł.
Na koniec lipca za pszenicę konsumpcyjną płacono w skupach średnio 1508 zł za tonę, o 3 proc. mniej niż tydzień wcześniej i o 10 proc. mniej niż przed miesiącem. Średnia cena skupu żyta wyniosła 1188 zł za tonę – o 2 proc. mniej niż tydzień temu i 11 proc. mniej niż przed miesiącem. Potaniało też pszenżyto – o 4 proc. w skali tygodnia i 12,5 proc. miesiąca – do 1271 zł za tonę. Podobna sytuacja jest z owsem czy jęczmieniem.
Lipiec przyniósł też czwarty z rzędu miesięczny spadek indeksu cen żywności w ujęciu globalnym, do tego najmocniejszy od niemal 14 lat – wynika z danych Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO). Tym razem obniżył się aż o 8,6 proc. względem czerwca. To konsekwencja m.in. spadku cen zbóż na rynkach światowych o 11,5 proc. w relacji do poprzedniego miesiąca – w związku z odblokowaniem czarnomorskich portów ukraińskich i ponownym uruchomieniem eksportu.
– Do tego w tym roku zostało wyeksportowane z Polski mniej zboża niż zwykle. Mowa o 7,5 mln t wobec ok. 10 mln t przed rokiem. A mówimy o surowcu jeszcze z poprzednich zbiorów – zauważa Monika Piątkowska, prezes Izby Zbożowo-Paszowej. Dodaje, że istnieje też duża niepewność co do tego, co stanie się z importowanym zbożem z Ukrainy. – Na granicy czeka ok. 2 tys. kontenerów ze zbożem. Miejmy nadzieję, że przez nasz kraj odbędzie się tylko jego transfer dalej na Zachód. Jednak patrząc na infrastrukturę, może być inaczej. Porty w Polsce pracują na pełnych obrotach. W lipcu wysłały 500 tys. t zboża, podczas gdy ich moce to 600–700 tys. t. Priorytetem dla kolei jest natomiast obecnie transport węgla. Nie można więc wykluczyć przestojów w przewozie zboża – tłumaczy Monika Piątkowska.
Mimo dużej podaży zdaniem ekspertów nie można jednak oczekiwać gwałtownego tąpnięcia cen. Jeśli dojdzie do korekty w kolejnych miesiącach, to raczej delikatnej. Trudno bowiem mieć pewność, czy dostawy z Ukrainy będą realizowane bez przeszkód. Gdyby okazało się, że na świecie brakuje ziarna, nasz eksport może znacząco przyspieszyć, co będzie powodować wzrost cen na krajowym rynku. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama