Wysokość inflacji zależy m.in. od tzw. struktury gospodarczej i poziomu rozwoju poszczególnych krajów - powiedział PAP ekonomista z SGH dr Artur Bartoszewicz. Dodał, że w Polsce wzrost cen nakręca spirala płacowo - cenowa, znacznie silniejsza niż w krajach zachodnich Unii Europejskiej.

"Każdy kraj ma inne problemy na rynku pracy, inny poziom konkurencyjności, inaczej są zorganizowane sektory, które mają największy wpływ na wskaźnik CPI w obecnych warunkach" - powiedział ekonomista. Przypomniał, że w czerwcu br. ceny towarów i usług konsumpcyjnych w Polsce wzrosły do 15,6 proc. r/r, natomiast w strefie euro do 8,6 proc. w skali roku. Dodał, że wartości wskaźników inflacji w poszczególnych krajach nie można porównywać, przystawiając je do siebie.

Wskazał, że np. w Niemczech żywność nie ma aż tak dużego wpływu na wzrost cen, ponieważ znacznie niższy jest jej udział w tzw. koszyku inflacyjnym; w Polsce jest to ok. 27 proc. a w Niemczech ok. 10 proc. Ponadto - jak zaznaczył - sektor produkcji i dystrybucji żywności w Niemczech jest bardziej konkurencyjny, podczas gdy w Polsce "został on zaburzony podczas transformacji w latach 90-tych, ale też w ostatnich latach".

"Mniejsze sklepy, wzmacnianie ostatnio budowaniem ich pozycji konkurencyjnej wobec większych sklepów, nie mają możliwości konkurowania cenami i ofertą z wielkimi sieciami. Duże sieci mają większą siłę przetargową, szerszą półkę z różnymi towarami i w okresie wysokiej inflacji stanowią swoisty bufor. Mogą negocjować z dostawcami i mogą uzyskać większe upusty cenowe, tym samym atrakcyjniejsze ceny i ograniczać wpływ żywności na koszyk inflacyjny. Wiele sektorów, takich jak rynek produkcji rolnej, obrotu nawozami, środkami ochrony roślin czy rynek dystrybucji żywności nadal nie są tak elastyczne i konkurencyjne jak w innych krajach europejskich, co pośrednio również wpływa na wysokie ceny żywności" – wskazał dr Bartoszewicz.

W ocenie ekonomisty w Polsce dużo większy wpływ na inflację, niż np. w Niemczech, mają też ceny surowców, zwłaszcza energetycznych. Wprawdzie niemiecka gospodarka była mocniej niż polska uzależniona od gazu z Rosji, ale dywersyfikacja, którą przeprowadzono przez ostanie dekady, stanowi osłonę przez inflacją - wskazał.

"Kraj ten ma znacznie większy udział OZE w miksie energetycznym, ma też energetykę węglową oraz nadal atom. Dzięki temu, mimo wzrostu cen ropy, gazu czy węgla, ogólny wpływ kosztów energii na inflację jest niższy. Duży koszt energii w Polsce generują opłaty za emisję CO2" – wyjaśnił dr Bartoszewicz.

Ponadto - jak zauważył - w Polsce silniejsza niż w większości krajów zachodniej UE jest tzw. spirala płacowo - cenowa nakręcająca inflację. Wynika to z faktu, że np. Niemcy czy Holendrzy "od zawsze" zarabiali więcej niż Polacy. Nie było tam też - jak wskazał - tak silnej jak w Polsce wojny cenowej o pracownika i oczekiwań społecznych wzrostu płac, które nakręcały silny wzrost gospodarczy.

Zapytany dlaczego, mimo 10 podwyżek stóp procentowych (ostatnia 7 lipca br o 50 pkt. bazowych), do tej pory nie udało się w Polsce wyhamować inflacji, dr Bartoszewicz powiedział, że przyczyn jest kilka. Jedną z nich jest np. to, że podwyżki stóp procentowych nie przekładają się na podwyżkę oprocentowania depozytów, co zniechęca do oszczędzania. W jego ocenie działania RPP i prezesa NBP były spóźnione, a podwyżki stóp nie były skorelowane z dynamiką wzrostu cen.

Ekonomista wskazał też, że częściowo przyczyna braku efektów walki z inflacją tkwi w nas samych. "My oczekujemy wyższych wynagrodzeń, a jednocześnie chcemy, by ceny produktów stały w miejscu. A tego nie da się zrobić" – podkreślił ekonomista. Dodał też, że oczekując wzrostu wynagrodzeń w pewnym sensie sami dajemy przyzwolenie na inflację. Zauważył również, że w Polsce mało popularny jest model zmniejszenia zakupów i lokowania ewentualnych nadwyżek w oszczędności.

"Jesteśmy społeczeństwem na dorobku, więc próby odmówienia sobie czegoś, albo odłożenia konsumpcji w czasie są niepopularne. Chcemy życie konsumować dziś, a to sprawia, że w czasach jak obecnie, inflację trudno wyhamować" – podsumował dr Bartoszewicz.

W jego ocenie proinflacyjne działanie ma też brak koordynacji polityki pieniężnej NBP z polityką pieniężną UE. Polityka RPP w zakresie stóp procentowych i kursu polskiego złotego sprawia, że towary i usługi sprowadzane z UE są coraz droższe. Ekspert obawia się, że jeśli EBC, tak jak zapowiedział podniesie stopy procentowe w lipcu i wrześniu, to wpłynie to na dodatkowe osłabienie złotego. "A wówczas wyhamowanie inflacji będzie jeszcze trudniejsze" – zaznaczył dr Bartoszewicz. (PAP)

Autorka: Ewa Wesołowska

ewes/ mmu/