Ratować kopalnie, ale nie za nasze
Przed wyborami w 2005 r. górnikom udało się zyskać uchwalenie ustawy gwarantującej im przywileje emerytalne. W tym roku będzie inaczej – rząd Ewy Kopacz nie ma wielkiego wyboru i musi podjąć restrukturyzację branży. – Sytuacja jest tragiczna, Kompanii Węglowej grozi upadłość. Redukcja trwale nierentownych mocy wydobywczych jest konieczna. Potrzeba odpowiedzialności po obu stronach: rządu i partnerów społecznych – namawia Janusz Steinhoff, wicepremier w rządzie Jerzego Buzka, autor ówczesnej reformy górnictwa.
Na zrozumienie rząd może liczyć wśród osób w wieku 25––39 lat, z dużych miast, z wyższym wykształceniem, uważających się za zamożne. To grupa, która zgadza się z opinią, że na dłuższą metę nie ma szans na utrzymanie nierentownych kopalń. Ale choć większość ankietowanych ma odmienne zdanie, to zmienia pogląd, gdy pada pytanie, czy ratowanie powinno się odbywać za pomocą pieniędzy podatników. Tu tylko 17 proc. jest za takim rozwiązaniem, przeciwnych jest 67 proc.
Na tę sprzeczność zwraca uwagę Janusz Steinhoff: – Gdybyśmy zapytali opinię publiczną, czy polska pielęgniarka powinna dotować trwale nierentowną kopalnię w Polsce, która eksportuje tańszy węgiel do Niemiec, wspierając tamtejszego konsumenta, to pewnie powiedziałby, że nie – podkreśla.
A ubiegły rok był fatalny dla górnictwa węgla kamiennego. W ciągu trzech kwartałów strata sektora wyniosła 532 mln zł – rok wcześniej było to ok. 70 mln zł. O niemal jedną trzecią wzrosły zobowiązania kopalń – na koniec września wynosiły 12,8 mld zł (rok wcześniej było to ok. 10 mld zł). Kopalnie miały problem nie tylko z rozliczaniem się z kontrahentami, lecz także z budżetem państwa. Do końca września zapłaciły 98,3 proc. należnego VAT, 99,8 proc. zaliczek na podatek od osób fizycznych, w 99 proc. rozliczyły się z płatności wobec ZUS, Funduszu Pracy i Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
Polskie górnictwo ciężko znosi fakt, że popyt na węgiel na świecie spada. Powód? Na niektórych dużych rynkach przegrywa on z odnawialnymi źródłami energii. Z danych zebranych przez Ministerstwo Gospodarki wynika, że od styczenia do sierpienia 2014 r. w Niemczech produkcja energii elektrycznej na bazie węgla kamiennego była o 15 proc. niższa niż rok wcześniej. W tym samym czasie produkcja energii na bazie wiatraków wzrosła o 22 proc., a na bazie kolektorów słonecznych o 13 proc.
Większość ekonomistów, z którymi rozmawialiśmy, jest zgodna, że rząd nie ucieknie przed reformami w górnictwie. Mateusz Sutowicz z Banku Millennium twierdzi, że powinna ona zostać zaprezentowana i przeprowadzona możliwie szybko. – Każde opóźnienie będzie nas przybliżać do terminu wyborów. A wraz z tym determinacja rządzących do wprowadzenia zmian może wyraźnie maleć. Trzeba to zrobić możliwie szybko również dlatego, że sytuacja na rynkach surowcowych nie sprzyja dobrym wynikom polskich kopalń – mówi Sutowicz.
Zdaniem Janusza Steinhoffa działania rządu powinny przebiegać w dwóch etapach. Najpierw doraźne doprowadzenie branży do rentowności i oddalenie groźby upadłości, co oznacza także zwolnienia i wygaszanie produkcji w nierentownych zakładach. Kolejny krok to reforma strukturalna, która powinna prowadzić do zmian własnościowych m.in. przez wspólną prywatyzację z branżą elektroenergetyczną.
Jak wynika z naszych informacji, rząd planuje związanie części restrukturyzowanych kopalń z energetyką.
Według ekonomistów pieniądze na przeprowadzenie restrukturyzacji nie powinny być problemem, jeśli sytuacja w budżecie będzie tak dobra, jak w ubiegłym roku. Dariusz Winek, ekonomista Banku BGŻ, uważa, że program restrukturyzacji nie musi być społecznie ryzykowny, o ile zostanie przeznaczona na niego odpowiednio duża pula publicznych środków. – To może być wręcz element kampanii wyborczej obecnego rządu – dodaje ekonomista.
Pojawia się inny problem. Ponieważ w grę wchodzą pieniądze publiczne, prawdopodobnie rząd będzie musiał uzyskać zgodę Brukseli na udzielenie pomocy publicznej. Reguły unijne zezwalają bowiem jedynie na udzielenie takiej pomocy na cele restrukturyzacji. Warunkiem jest zmniejszenie zatrudnienia czy mocy produkcyjnych.
Górnictwo ciężko znosi fakt, że popyt na węgiel spada na całym świecie
W energetycznych inwestycjach rośnie znaczenie gazu
Polska energetyka jest oparta na węglu, ale coraz więcej firm planując nowe inwestycje w tej dziedzinie stawia nie na węgiel, ale na gaz. Celują w tym firmy kontrolowane przez Skarb Państwa.
Pod koniec zeszłego roku Orlen poinformował, że zbuduje w Płocku (w pobliżu własnej rafinerii) elektrociepłownię o mocy 596 MWe, a kluczowym elementem zakładu będzie nowoczesna turbina gazowa. Wcześniej koncern postanowił o budowie gazowej elektrociepłowni we Włocławku (nieopodal zakładów Anwil). Jej moc ma wynieść 463 MWe. Gruntowną modernizację ma wkrótce przejść stołeczna elektrociepłownia na Żeraniu (należy do grupy PGNiG, której głównym akcjonariuszem również jest Skarb Państwa). Zbudowany pierwotnie w oparciu o paliwo węglowe zakład ma się teraz stać elektrociepłownią gazową. Tego typu przykładów jest zresztą więcej.
Profesora Krzysztofa Żmijewskiego, eksperta w dziedzinie energetyki, takie decyzje zarządów nie dziwią. Według niego jest wiele powodów, dla których zarządy stawiają na gaz. Jednym z nich jest negocjowana właśnie umowa o wolnym handlu między Unią Europejską a USA, której skutkiem będzie z pewnością szerszy dostęp do tańszego gazu zza oceanu. Za wyborem gazu przemawia także unijna polityka klimatyczna i wynikający z niej wzrost cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla. – Źródło gazowe emituje połowę tego, co źródło węglowe, wynikające z tego koszty są więc odpowiednio niższe – argumentuje profesor.
Ten sam czynnik wskazuje również inny ekspert w dziedzinie energetyki Tomasz Chmal. – Polityka klimatyczna UE idzie w kierunku ograniczenia emisji, decyzje o budowie elektrociepłowni gazowych są więc zgodne z europejską tendencją. Ponadto ceny gazu będą teraz zapewne spadać wraz za cenami ropy. Chociaż trudno przewidzieć jak bardzo, i na jak długo, a elektrociepłownie czy elektrownie buduje się przecież na 20–30 lat – mówi Chmal. Dlatego też, w jego opinii, dobrze jest różnicować źródła energii, tak by przyszłości można było stawiać na te, które okażą się bardziej opłacalne – gazowe czy węglowe.
Jednak zdaniem Krzysztofa Żmijewskiego w polskich warunkach w dłuższym terminie ceny węgla z pewnością nie będą spadały, przeciwnie – m.in. ze względu na to, że nasze kopalnie nie były w należyty sposób modernizowane – trzeba się liczyć ze wzrostem cen tego nośnika energii.
ROZMOWA
Spółki węglowe tracą przez socjal
Andrzej Sadowski Centrum im. Adama Smitha
Czy z raportu, który został przygotowany na zlecenie Centrum im. Adama Smitha, wynika, że Polska nadal powinna stać węglem?
Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Po pierwsze przemawiają za tym nasze bardzo duże zasoby tego surowca. Po drugie zapowiadany koniec epoki węgla nie nastąpił, przeciwnie – udział węgla w miksie energetycznym nadal jest duży i taki pozostanie. Dlatego należy się zastanowić, czemu w Polsce wydobycie węgla jest mniej opłacalne niż w innych krajach, i to nie tylko ze względów geologicznych.
Dlaczego?
Decydują o tym dwie fundamentalne kwestie. Dotychczasowe reformy górnictwa przerzuciły na kopalnie sporą część zobowiązań socjalnych, które powinny być wypłacane przez państwo lub zlikwidowane. To obecnie ponad 30 różnych pozycji płacowych i pozapłacowych. Na przykład to, że górnik musi dostać posiłek regeneracyjny na dole w kopalni. To może miało sens w PRL, ale dziś utrzymywanie takiego obowiązku jest niemożliwe, bo nie zgadza się na to sanepid. Dlatego kopalnie wydają zamiast posiłków bony, które są realizowane w sklepie. Po drugie mamy do czynienia z tym, co jest dotkliwe dla każdej branży, a zwłaszcza dla tych, w których wysoki jest udział pracy, mianowicie wysokie koszty zatrudnienia wynikające m.in. z jego opodatkowania ZUS-em, składkami i podatkami. W efekcie w kosztach wydobycia węgla znacząca część to koszty płacowe i wspomnianych świadczeń.
Przywilejów bronią związki.
Tak, ale często nie jest to tak jednoznaczne, jak się to podnosi. Bo związki zawodowe na poziomie kopalń dobrze rozumieją sytuację i są gotowe renegocjować umowy czy układy zbiorowe, ale niestety na poziomie ponadkopalnianym centrale związkowe są przeciwne porozumieniom zawieranym na poziomie zakładów. I były przypadki, gdy to centrale związkowe je blokowały.
To co zrobić z tymi uprawnieniami czy przywilejami?
Mamy taką propozycję, by rząd wykupił od górników te uprawnienia, przekazując im w zamian akcje przedsiębiorstw górniczych o wartości takich pięcioletnich skumulowanych świadczeń. To z jednej strony uwolniłoby kopalnie od zobowiązań, które windują dziś koszty wydobycia. Górnicy z kolei zyskaliby tytuł własności kopalń, które mogą być rentowne.
A mogą?
Tak. Dowód to fakt, że prywatni inwestorzy stają w kolejce do zamkniętych kopalń, by je odkupić i wznowić tam produkcję. Choć oczywiście w przemyśle wydobywczym koniunktura jest bardzo zmienna. Od roku 1999 r. do dziś cena węgla zmieniała się w przedziale od niemal 30 do 150 dolarów za tonę. W Kompanii Węglowej, największej firmie górniczej w Europie, tylko jedna kopalnia jest obecnie rentowna. Dlatego potrzebne są porozumienia z górnikami, by w sprawach płacowych i zatrudnienia móc elastycznie reagować na takie sytuacje.
rozmawiał Grzegorz Osiecki