Rozmowa z Sebastianem Chwałkiem, prezesem zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej (PGZ)

ikona lupy />
Sebastian Chwałek, prezes zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej / nieznane
Podczas wojny w Ukrainie swoją skuteczność udowodniły zestawy przeciwlotnicze Piorun, które są oceniane lepiej od amerykańskich stingerów. Czy wchodzące w skład PGZ Mesko przewiduje ich eksport?
Rzeczywiście za sprawą konfliktu w Ukrainie przenośne przeciwlotnicze zestawy rakietowe Piorun stały się wizytówką nie tylko skarżyskiego Mesko, lecz także Polskiej Grupy Zbrojeniowej. To doskonały przykład, który nie tylko obala wiele mitów na nasz temat, lecz także obrazuje, na co nas stać. Pioruny to produkt najwyższej światowej klasy, lepszy niż te oferowane przez innych zagranicznych producentów.
Oczywiście, gdy przekazywaliśmy to uzbrojenie, nie chodziło nam o jego reklamę, tylko o dostarczenie Ukrainie skutecznego narzędzia do obrony własnego nieba. Okazało się jednak, że niejako przy okazji Piorun wzbudził duże zainteresowanie - i zarówno Mesko, jak i my jako PGZ otrzymujemy zapytania od różnych państw zainteresowanych nabyciem naszego produktu. Już dziś mogę powiedzieć, że wśród zainteresowanych piorunami są Amerykanie.
Czy uda się też wykreować inne wasze produkty?
Zapewniam, że takich piorunów w ofercie Polskiej Grupy Zbrojeniowej mamy więcej. Mamy produkty innowacyjne, zaawansowane technologicznie i odpowiadające wymaganiom współczesnego pola walki.
Czy zatem inne spółki PGZ skorzystają w wyniku wojny na Wschodzie?
Wspierając Ukrainę w jej walce o niepodległość, robimy to z myślą o naszym własnym bezpieczeństwie. Oczywiście przekazujemy szeroką gamę asortymentu produkowanego w ramach naszej działalności, ale nie chodzi nam w tym przypadku o zysk ekonomiczny. Stawką tej walki jest ludzkie życie, a w dalszej kolejności bezpieczeństwo Polski i Europy.
Zapewne w tym roku zostanie podpisany kontrakt między Ministerstwem Obrony Narodowej a PGZ dotyczący systemu obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu Narew, przy produkcji którego współpracujecie z brytyjskim koncernem MBDA. Jego wartość to ok. 15 mld dol. Co obiecujecie sobie po tej kooperacji?
Tak naprawdę pierwszym ważnym krokiem w realizacji tego programu było podpisanie pierwszej umowy, co miało miejsce w czasie Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w 2021 r. To była pierwsza z cyklu umów, które musimy zawrzeć, by móc zrealizować cały projekt i dostarczyć wojsku potrzebne mu elementy obrony powietrznej i przeciwrakietowej krótkiego zasięgu. Kolejnym krokiem było m.in. podpisanie w kwietniu tego roku „małej Narwi” ze wskazanym przez MON dostawcą pocisku i wyrzutni - brytyjską firmą MBDA UK.
Udział w programie Narew to dla nas duża szansa, do której długo się przygotowywaliśmy. Rozbudowaliśmy swój potencjał technologiczny, ale zainwestowaliśmy też w wysoko wykwalifikowane kadry. Liczymy na długoletnią współpracę z naszym brytyjskim partnerem. Kluczowe znaczenie ma oczywiście transfer technologii produkcji rakiety w Polsce, co pozwoli nam posunąć do przodu inne nasze własne projekty z tego segmentu. Ale to także okazja, by wypracować i udoskonalić standardy współpracy z tak poważnym partnerem jak MBDA, co w przyszłości może otworzyć przed nami nowe rynki zbytu. Jest to więc program, na który należy patrzeć z różnych stron - i z każdej strony widzimy korzyści.
Z Brytyjczykami PGZ współpracuje także przy wartym 2 mld dol. kontrakcie na budowę trzech fregat Miecznik. Dlaczego zbrojeniowa współpraca zacieśnia się właśnie z Londynem?
Zarówno programy Narew, jak i Miecznik są realizowane z naszymi brytyjskimi partnerami, gdyż to ich oferty zostały wskazane jako najkorzystniejsze w ocenie zamawiającego, jakim jest Ministerstwo Obrony Narodowej i działająca w jego imieniu Agencja Uzbrojenia. Z punktu widzenia PGZ to korzystne wskazanie, bo mamy dobre relacje z naszymi brytyjskimi partnerami.
Ale chcę podkreślić, że Wielka Brytania to niejedyny nasz partner w kluczowych programach modernizacyjnych. Równie blisko współpracujemy z firmami ze Stanów Zjednoczonych i z Niemiec. Ostatnio zdynamizowaliśmy nasze kontakty z partnerami z Korei Południowej. To tylko kilka przykładów, które pokazują, że obok bieżącej produkcji zabiegamy o budowanie dobrych relacji na całym świecie. Ponieważ jednak nasza branża lubi ciszę, która sprzyja zawieraniu kontraktów, nie o wszystkim możemy powiedzieć głośno.
Samodzielnie kończycie pracę nad bojowym wozem piechoty Borsuk, o którym ostatnio jeden z polskich generałów powiedział, że jest lepszy od swojego amerykańskiego odpowiednika Bradleya. Czym charakteryzuje się ten pojazd?
Rzeczywiście, nowy bojowy pływający wóz piechoty Borsuk to w pełni rodzima konstrukcja, opracowana przez konsorcjum, którego liderem jest Huta Stalowa Wola. Projekt opracowania następcy wysłużonego BWP-1, którego obecnie używają polscy żołnierze, to jedno z największych wyzwań, przed jakim stanął krajowy przemysł obronny. Opracowanie całkowicie nowej, autorskiej konstrukcji o tak wysokim stopniu skomplikowania dało ogromny zastrzyk wiedzy oraz kompetencji wszystkim podmiotom zaangażowanym w projekt. Na jego potrzeby trzeba było stworzyć podwaliny niektórych prac teoretycznych, prób oraz metodyki badań z dziedziny inżynierii materiałowej czy cybernetyki. Wyniki tych badań wzbogaciły i nadal rozwijają zasoby wiedzy i kompetencji całego polskiego przemysłu zbrojeniowego. Projekt potwierdził duży potencjał kompetencji i wiedzy, jaki od lat konsekwentnie z powodzeniem budują Huta Stalowa Wola i pozostali konsorcjanci.
Czym charakteryzuje się Borsuk?
Jest to nowoczesny pojazd gąsienicowy przeznaczony dla pododdziałów piechoty zmechanizowanej. Może być używany w różnych warunkach terenowych i pogodowych - jest w stanie pokonywać nawet szerokie przeszkody wodne. Pojazd przeznaczony jest do transportu i ochrony załogi oraz żołnierzy piechoty przed ostrzałem z broni strzeleckiej, granatników przeciwpancernych i IED. Konstrukcja zawiera wiele unikatowych rozwiązań, których nie posiadają inne wozy tej klasy stosowane w innych armiach.
Kiedy ruszy produkcja seryjna?
Na razie skupimy się na dostarczeniu czterech dodatkowych egzemplarzy. Chcielibyśmy jeszcze w tym roku przekazać je do wojska, by przyspieszyć proces testowania konstrukcji w warunkach użytkowania ich przez żołnierzy. Robimy wszystko, by produkcja seryjna mogła ruszyć już w przyszłym roku. Przygotowaliśmy się do tego m.in. pod kątem odpowiednich mocy produkcyjnych, w taki sposób, by móc produkować nawet kilkadziesiąt wozów rocznie, a docelowo kilkaset.
Czy to będzie hit eksportowy PGZ?
O tym przekonamy się zapewne za jakiś czas, ale zainteresowanie nim ze strony innych armii pozwala sądzić, że tak może się stać. Liczymy na to.
Na koniec może kilka zdań o grupie PGZ. Ile to firm, jakie zatrudnienie, wyniki, plany?
Polska Grupa Zbrojeniowa dominuje nie tylko na krajowym rynku, lecz także jest jednym z liczących się graczy na arenie europejskiej. Skupiamy prawie 50 podmiotów zatrudniających ponad 18 tys. pracowników. Nasze spółki dostarczają produkty we wszystkich domenach - lądowej, powietrznej, morskiej, broni i amunicji, C4ISR, czyli elektroniki, informatyki i cybertechnologii. Wiele naszych produktów to światowa czołówka, jak wspomniany wcześniej Piorun czy moździerz Rak. Ale nie każdy zdaje sobie sprawę, że równie ważną częścią działalności PGZ obok produkcji nowoczesnego sprzętu jest serwisowanie i remonty uzbrojenia i sprzętu wojskowego będącego już teraz na wyposażeniu naszych Sił Zbrojnych. Żaden inny podmiot w Polsce - ale także niewiele podmiotów w Europie - nie ma tak szerokiej oferty, jak ta, którą dysponuje Polska Grupa Zbrojeniowa. Właśnie dlatego śmiało mogę powiedzieć - i nie jest to wyłącznie deklaracja - że jesteśmy partnerem godnym zaufania dla Wojska Polskiego, dostarczając mu nowoczesne i sprawdzone rozwiązania. Poprzez rozbudowywane kontakty biznesowe coraz szerzej wchodzimy także na rynki europejskie i światowe. ©℗
Materiał powstał przy współpracy z PGZ