Najwięcej decyzji o opuszczeniu kraju agresora podjęły podmioty amerykańskie. Za nimi są Brytyjczycy i Polacy.

Od ataku Rosji na Ukrainę już niemal 800 firm zdecydowało się na wyjście bądź ograniczenie biznesu w kraju agresora. Tak wynika z danych zbieranych od początku wojny przez prof. Jeffreya Sonnenfelda i jego zespół z Uniwersytetu Yale. Badacze opierają się na takich źródłach jak rządowe dokumenty regulacyjne, dokumenty podatkowe, oświadczenia firm, raporty analityków finansowych, informacje mediów biznesowych ze 166 krajów. Wykorzystują też źródła niepubliczne, w tym „globalną sieć w stylu Wiki składającą się z ponad 250 osób z wewnątrz firmy, sygnalistów i kontaktów wykonawczych”.
Wychodzą, nie wychodzą
Największe ruchy są widoczne po stronie podmiotów, które całkowicie rezygnują z obecności w Rosji lub zawieszają swój biznes na czas wojny. W pierwszej grupie wczoraj były 304 firmy, w drugiej – 381.
Dominują tu firmy z branży technologii informatycznej, jak np. amerykańskie Ansys, jeden ze światowych liderów w produkcji oprogramowania do symulacji komputerowej, czy producent oprogramowania BMC. Są tu też japońskie NEC czy Nikon, ale także podmioty ze Słowacji, Szwecji czy Rumunii.
Wśród zdecydowanych na zakończenie działalności w Rosji są też przedstawiciele innych branż. Na taki krok zdecydował się m.in. koncern Tata Steel Group, 10. producent stali na świecie. W wydanym oświadczeniu poinformował, że huty w Indiach, Wielkiej Brytanii i Holandii, aby „położyć kres zależności od Rosji”, przestawiły się na alternatywne źródła zaopatrzenia w surowce. Inny głośny przypadek ostatnich dni to firma SKF, producent łożysk.
Badacze z Yale zbierają też informacje o firmach, które kontynuują działalność w niezmienionym kształcie lub jedynie zaprzestają nowych inwestycji. Tych jest łącznie 326.
Najwięcej przypadków wycofania się z Rosji dotyczy firm amerykańskich (ok. 120). Na drugim miejscu są podmioty brytyjskie (40 firm zapowiedziało wycofanie się z Rosji lub już to zrobiło). Trzecią pozycję zajmuje Polska. Z Rosji wchodzi ponad 20 krajowych przedsiębiorstw. Wyprzedzamy takie kraje jak Niemcy czy Szwajcaria. Wśród krajów, których firmy decydują się zostać, dominują Chiny, Francja, Indie i Austria. Jest także ok. 30 przedsiębiorstw z USA.
Mądrze się przygotować
Eksperci tłumaczą, że decyzję o wycofaniu lub zawieszeniu biznesu szybko podejmowali ci, którzy mieli najmniej do stracenia: nie posiadali na terenie Rosji własnych fabryk, a jedynie eksportowali na tamtejszy rynek, mieli sklepy online. Przykładem są marki odzieżowe i obuwnicze, które najpierw zaprzestały transportu towarów, a po wyprzedaniu zapasów zamykały sklepy i rezygnowały z planów ekspansji.
Jak informuje Marta Rzetelska ze spółki CCC, całość inwestycji została przekierowana do regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Podobnie jest w przypadku LPP, które już 29 marca zamknęło ostatni salon stacjonarny w tym kraju.
– Deklaracja firmy, która zaraz po wybuchu wojny wychodzi z Rosji, jest pięknym gestem, ale nie każdy może sobie na to pozwolić. Bo taka decyzja pociąga za sobą szereg konsekwencji. Jedne, wycofując się, sprzedają swoje aktywa rosyjskim potentatom za bezcen, inne tracą sprzęt, majątek, który jest nacjonalizowany. Kolejne firmy noszą się z zamiarem wyjścia, ale chcą się do tego mądrze przygotować, tak, by nie osiągnąć efektu przeciwnego do założonego – dodaje Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP. – Im więcej fizycznego majątku i im mniej jest on mobilny, tym operacja trudniejsza. Dlatego zestawienie, kto został, a kto wyszedł, będzie odzwierciedlało faktyczną sytuację dopiero za kilka miesięcy. Zimna kalkulacja powinna prowadzić do tego, by ratować firmę, ale jednocześnie nie oddać majątku Rosji – dodaje rozmówca DGP.
W grupie tych, którzy w Rosji wciąż działają, są takie firmy jak Polpharma czy Canpack. Nieoficjalnie wiadomo, że Polpharma ograniczyła nowe inwestycje, a działalność prowadzi, bo inaczej jej fabryka zostanie znacjonalizowana. To oznaczałoby wielomilionowe straty. Jak wynika z naszych informacji, spółka szuka kupca na rosyjskie aktywa.
Canpack, który ma w Rosji dwa zakłady produkujące puszki na lokalny rynek, tłumaczy, że zatrudnia setki pracowników, którzy są z firmą od dekady. – W związku z agresją podjęliśmy decyzję o wstrzymaniu nowych inwestycji. Jednocześnie kontynuujemy analizę możliwych opcji, ponieważ może się okazać, iż prowadzenie działalności w Rosji nie będzie mogło być kontynuowane – przyznaje Marta Kopcik z Canpack.
Eksperci tłumaczą, że ruchy na liście działających i wychodzących firm to też efekt zmiany warunków w Rosji. – Po przeszło dwóch miesiącach wojny nie da się tam już prowadzić normalnego biznesu. Brakuje produktów, podzespołów, których import szedł z Zachodu. Produkcja, od lodówek po czołgi, napotyka na kolejne problemy. Do tego konieczność rozliczania się w rublach przy kursie ustalonym w Rosji urzędowo, który kompletnie nie odzwierciedla jego rynkowej wartości. Każda zagraniczna firma, która myślała, że przetrzyma tam wojnę i pokona konkurencję, już wie lub za chwilę się dowie, że przeliczyła się – ocenia Łukasz Bernatowicz, wiceprezes Business Centre Club.
Są takie firmy, jak niemiecki producent opon Continental, które wróciły do Rosji. Spółka zapewnia jednak, że to tylko tymczasowy krok w trosce o lokalnych pracowników.
Adamed Pharma, który wstrzymał produkcję i sprzedaż na rynek rosyjski, odpowiada wprost: sytuacja jest dynamiczna i trudno ocenić, jakie będą nasze dalsze kroki. – Na ten moment żadne decyzje dotyczące dalszej działalności na rynku rosyjskim nie zostały podjęte – słyszymy też w LPP.
Producent okien Velux deklaruje już, że nie planuje wznowienia biznesu w Rosji po wojnie. Firma początkowo zawiesiła tam działalność, ale ostatnio zdecydowała o jej likwidacji. David Briggs, prezes grupy Velux, przyznaje, że oznacza to zwolnienia i wypłaty odpraw dla kilkudziesięciu pracowników. ©℗
Decyzja o wyjściu z Rosji pociąga za sobą szereg konsekwencji