Największą cenę za skutki wojny na rynku żywności zapłacą najbiedniejsze kraje, w których klimat nie pozwala na rozwijanie upraw.

Unię Europejską i Chiny kryzys żywnościowy zmusi do starań o zwiększenie własnej produkcji. W Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie spotęguje już i tak ogromne problemy.
Afrykę zamieszkuje obecnie ok. 1,2 mld ludzi. Według szacunków ONZ pod koniec wieku może ich być ok. 4 mld, czyli 39 proc. światowej populacji, wobec ok. 16 proc. obecnie. Największy wskaźnik dzietności występuje w zagrożonych pustynnieniem krajach Sahelu – od Mauretanii po Sudan. To kraje północnej Afryki i Bliskiego Wschodu są głównymi importerami pszenicy z ogarniętej wojną Ukrainy. W „spichlerzu świata” zaopatrują się m.in. Egipt, Indonezja, Pakistan, Bangladesz, Turcja, Maroko, Tunezja, Jemen czy Liban. Gros z tych krajów to rynki wschodzące, których jedną z cech charakterystycznych jest duży udział żywności w koszyku wydatków. Już kryzys migracyjny wywołany wojną w Syrii i arabska wiosna uwidoczniły Europie, jak pogarszająca się sytuacja gospodarcza państw afrykańskich może spowodować lawinowy wzrost liczby ludzi chcących uciec z afrykańskiej biedy. Rosyjska agresja na Ukrainę może doprowadzić do głodu, niepokojów społecznych i powtórki arabskich protestów.
– Pierwsze sygnały kryzysu już widać, ale sytuacja jest bardzo dynamiczna i trudno prognozować, co wydarzy się w Afryce i na Bliskim Wschodzie w najbliższych tygodniach czy miesiącach – mówi Sara Nowacka, ekspertka Polskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych ds. państw arabskich. – Często pojawiają się analogie do arabskiej wiosny ze względu na podobny wzrost cen – głównie chleba – w tym regionie. Natomiast głosy dotyczące zamieszek, ruchów migracyjnych, do których miałoby dojść z tego powodu, są jeszcze nieco za daleko idące – ocenia. Podkreśla, że wyciągnięto wnioski z protestów sprzed dekady. – Arabscy liderzy dość mocno przeszkolili się w kwestii unikania protestów, zwłaszcza ci najbardziej autorytarni, i wcale nie musi dojść do takich ruchów społecznych, nie mówiąc już o migracji. Natomiast sytuacja może się stać tragiczna, jeśli chodzi o głód w krajach, które już dziś są w trakcie ogromnego kryzysu spowodowanego wojnami i upadkiem państwowości, jak w Syrii, Jemenie czy Libanie – mówi Nowacka.
Obawy o lawinowy wzrost liczby osób żyjących na skraju głodu podzielają ministrowie rolnictwa krajów G7. W ubiegłym tygodniu wezwali oni do utrzymania otwartych rynków żywności i ochrony przed nieuzasadnionymi restrykcjami wobec eksportu żywności.
Skutków kryzysu żywnościowego boi się także Europa, która choć nie jest bezpośrednim odbiorcą rosyjskiego i ukraińskiego zboża, to jeszcze przed rozpoczęciem wojny notowała dużą inflację, będącą pokłosiem kryzysu pandemicznego. W miniony piątek unijni liderzy w Wersalu zobowiązali Komisję Europejską do przygotowania planu przeciwdziałania wzrostowi cen oraz zmniejszenia importu kluczowych dóbr rolniczych. „27” chce m.in. zwiększyć produkcję białka roślinnego. Komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski wśród krótkoterminowych priorytetów wskazuje przeciwdziałanie wzrostowi cen żywności i wsparcie najbardziej narażonych na kryzys konsumentów. W perspektywie długoterminowej Wojciechowski ocenia, że jedyną szansą dla UE będzie zrównoważone, wydajne i odporne na kryzysy rolnictwo.
– Mamy środki prawne, żeby zarządzać obrotem towarowym szczególnie w zakresie produktów rolnych, i tych instrumentów ochrony rynku jest bardzo wiele. We wspólnej polityce rolnej (WPR) mamy bardzo rozbudowane instrumenty interwencji, ale nie można powiedzieć, że mamy jeden model interwencji, który stosuje się do różnych rynków rolnych – ocenia prof. Aleksander Cieśliński z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Francja, która od lat podnosi konieczność osiągnięcia przez UE „suwerenności żywnościowej”, chce teraz ten proces jeszcze bardziej przyspieszyć. To rodzi jednak obawy o ekologiczne ambicje Unii w kontekście coraz głośniejszych głosów grup lobbystów rolniczych, którzy chcieliby zawieszenia części regulacji w związku z koniecznością zwiększenia produkcji.
Profesor Cieśliński podkreśla, że obecny kryzys zmusi UE do odejścia od celów, które były forsowane w minionych miesiącach. – Z pewnością wojna będzie okazją do rewizji celów klimatycznych i ścieżki ich realizacji. Trzeba się zastanowić, w jaki sposób nie wylać dziecka z kąpielą – UE musi być niezależna energetycznie pod względem dostaw żywności, ale musimy brać pod uwagę koszty tej transformacji. Jestem sceptyczny, jeśli chodzi o poluzowanie regulacji dotyczących rolnictwa wysokoprzemysłowego, bo obecne regulacje proekologiczne po prostu zapobiegają dewastacji środowiska naturalnego, a poza tym zwiększają standardy ochrony konsumenta. Nie jesteśmy w tak dramatycznej sytuacji, żeby radykalnie zmieniać politykę rolną – dodaje prof. Cieśliński.
Do suwerenności żywnościowej dążą również Chiny, które szacują, że tegoroczne zbiory pszenicy ozimej mogą być najgorsze w historii w wyniku ulewnych deszczów opóźniających zasiewy. Chiny od początku pandemii podnoszą kwestię konieczności zwiększenia bezpieczeństwa żywnościowego, a przywódca kraju Xi Jinping wprost wskazywał przed kilkoma dniami, że nie można liczyć na to, że po uprzemysłowieniu problem żywności rozwiąże się sam lub zostanie rozwiązany przez międzynarodowe dostawy. Państwo Środka to największy konsument pszenicy na świecie, a w najbliższych latach wśród priorytetów będzie zwiększenie upraw także soi, roślin oleistych i kukurydzy. Pekin w 2022 r. przeznaczy ponad 6,5 mld dol. na ubezpieczenia rolnicze (o ponad 30 proc. więcej niż rok wcześniej) i wstrzyma wszelkie próby wykorzystania ziemi uprawnej do innych celów niż rolnictwo.
Strategie zarówno UE, jak i Chin wskazują, że wojna w Ukrainie może w przyszłości zwiększać tendencje protekcjonistyczne w krajach rozwiniętych. Zanim jednak dojdzie do zwiększenia niezależności poszczególnych regionów, to wyzwaniem dla całego świata będzie wzrost poziomu ubóstwa i widmo głodu dużych obszarów globu. ©℗
Obecny kryzys zmusi Unię Europejską do odejścia od celów klimatycznych