Wojna w Ukrainie będzie mieć wielowymiarowy wpływ na polskie społeczeństwo i biznes. Dziś nie jesteśmy w stanie oszacować wszystkich jej skutków. Nie wiemy, jak długo konflikt potrwa, jaki będzie ciąg dalszy oraz jak duża liczba uchodźców, zmuszonych do opuszczenia swojej ojczyzny, znajdzie schronienie w Polsce.

Marek Dietl, prezes Giełdy Papierów Wartościowych
Jednego możemy być pewni: musimy zweryfikować prognozy ekonomiczne na ten rok, bo niepewność konsumentów i wzrost cen surowców ograniczą nieco rozwój gospodarki, która szybko odrobiła pandemiczne straty i zdążyła wrócić na ścieżkę długoterminowego wzrostu. Jeszcze przed wybuchem konfliktu w Ukrainie spodziewaliśmy się osłabnięcia wzrostu konsumpcji z powodu niższego wzrostu siły nabywczej gospodarstw domowych, m.in. z powodu rosnących rat kredytów. Jednocześnie wzrost PKB jest ograniczany przez inflację napędzaną wzrostem cen surowców – rosyjska agresja potęguje to zjawisko. Trudno dzisiaj jednoznacznie ocenić, jak mocno te czynniki wpłyną na nasz wskaźnik PKB, ale na ten moment wydaje się, że wzrost gospodarczy może być ok. 1–1,5 pkt proc. niższy, niż zakładaliśmy przed wybuchem wojny.
Z perspektywy rynków finansowych kluczowe są nastroje wśród inwestorów. W pierwszych dniach rosyjskiej agresji na Ukrainę obserwowaliśmy silne zaniepokojenie inwestorów zagranicznych. Po pierwszym szoku reakcje nieco się uspokoiły, ale wciąż zainteresowanie polskimi aktywami nie wróciło do poziomu sprzed wybuchu konfliktu, nie sprzyja też temu oczywiście zapowiedź podwyżki stóp procentowych w USA. Inwestorzy zareagowali na wybuch wojny. Stało się tak, mimo że Polska nie jest w niej stroną – jako kraj pomagamy naszym sąsiadom, to nasza powinność i obowiązek. Dlatego jeszcze ważniejsze niż zwykle jest komunikowanie inwestorom, że nasza gospodarka działa w normalny i przewidywalny sposób, bo konflikt toczy się poza naszymi granicami. W tym aspekcie kluczowe może być przeciwdziałanie atakom cybernetycznym, które mogłyby wywołać panikę wśród inwestorów. Mamy świadomość, że Rosja wykorzystuje ataki hackerskie do zwiększania społecznego niepokoju. Jesteśmy gotowi, by temu przeciwdziałać. Jednak tak długo, jak za naszą wschodnią granicą będzie trwał konflikt, w naszym regionie będzie występowało prawdopodobieństwo wycofywania kapitału przez zagranicznych inwestorów – niepoparte faktycznymi zagrożeniami, a wynikające wyłącznie z bliskości kraju, w którym są prowadzone działania zbrojne. Istotną rolą instytucji państwowych jest więc aktywne komunikowanie, że państwo działa i handel na rynkach funkcjonuje normalnie. Ważną rolę w tym kontekście ma do odegrania giełda, której znaczenie rośnie w związku z wykluczeniem rosyjskiego parkietu z różnych indeksów – GPW może więc zapewnić napływ kapitału ze strony pasywnych inwestorów. Powinniśmy wykorzystać tę sytuację do tworzenia instrumentów finansowych służących np. finansowaniu wydatków obronnych. Zrozumiałe jest, że w przypadku konfliktu zbrojnego blisko naszych granic chcemy wzmacniać naszą obronność. Wiąże się z tym zwiększenie wydatków na zbrojenia czy szkolenia wojskowe dla obywateli. Jednak wydatki zbrojeniowe mogą być trudne do przeprowadzenia z uwagi na osłabienie złotego (co oznacza droższe wyposażenie polskiego wojska) oraz ograniczenie w postaci przyjętych reguł fiskalnych. Najprościej byłoby nie wliczać wydatków wojskowych do deficytu budżetowego, ale przede wszystkim moglibyśmy sfinansować deficyt w tym zakresie obligacjami obronnymi – żeby mniej pieniędzy pozostało na rachunkach bankowych, a więcej kapitału poszło w tzw. kanał obronny. Takie instrumenty finansowe mogłyby być ujęte na liście obligacji, które przyjmuje Narodowy Bank Polski. A dzięki notowaniu na giełdzie obligacje obronne miałyby zapewnioną płynność.
Nasza niepewność w szacowaniu wskaźników gospodarczo-społecznych jest też związana z napływem uchodźców, którym mamy obowiązek pomagać i udzielać schronienia. Dotychczas do Polski przyjechało ponad milion Ukraińców uciekających przed wojną. Ale w miarę przedłużania się konfliktu nie jest wykluczony nawet pięciomilionowy napływ uchodźców. Część z nich może zostać w Polsce na dłużej, co dla naszej gospodarki, będącej zapewne blisko osiągnięcia swojego potencjału, jest dobrą wiadomością – to będą nowi konsumenci i nowi pracownicy. Nikt do tej pory nie analizował, jaki może być wpływ na gospodarkę tak dużej migracji w tak krótkim czasie. Nie jesteśmy dzisiaj w stanie oszacować faktycznej skali migracji do Polski i potencjalnych szoków gospodarczo-społecznych z nią związanych.
Jeszcze kilka tygodni temu na rynkach dominował konsens co do dalszego wzrostu rozpędzonej polskiej gospodarki. Dzisiaj, ze względu na konflikt zbrojny blisko naszej granicy, nie jest to już takie pewne, nawet jeżeli skala ewentualnego spowolnienia wzrostu jest dziś trudna do oszacowania. Przestawianie się kraju w tryb podwyższonej gotowości, nawet jeżeli zrozumiałe ze względu na sytuację w Ukrainie, wywołuje pewne obawy globalnych inwestorów. Sytuacja jest bardzo dynamiczna i wymaga od nas wielkiej uważności. Musimy być w tym momencie bardzo przewidywalni i proaktywni wobec inwestorów. Naszym zadaniem jest prowadzenie skutecznej polityki komunikacyjnej, która pokaże, że mimo rosyjskiej agresji na Ukrainę, biznes w Polsce funkcjonuje normalnie i inwestorzy nie muszą obawiać się o swój alokowany kapitał. Na pewno sprzyja nam to, że inwestorzy uwolnili się od początkowego szumu informacyjnego i są świadomi, że Polska jako członek NATO cieszy się zaufaniem i stanowi bazę dla sojuszników gotowych jej bronić. To wzmacnia naszą pozycję w oczach globalnych inwestorów.