Odpływ ukraińskich pracowników, kłopoty z surowcami czy z dostępem do kredytów mogą wyraźnie wyhamować zwłaszcza inwestycje budowlane. Mocno ucierpi też transport.

O pierwszych symptomach kłopotów szefowie firm budowlanych rozmawiali na spotkaniu z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad. To największy publiczny inwestor, który wydaje rokrocznie na budowę tras kilkanaście miliardów złotych. Piotr Kledzik, prezes firmy Porr Polska, w rozmowie z DGP przyznaje, że na niektórych kontraktach już zauważono dwa problemy – dotyczące paliw i odpływu pracowników z Ukrainy. Duże firmy budowlane kontraktują zakupy paliwa hurtowo. Orlen właśnie je poinformował, że mogą się pojawić ograniczenia w tego typu dostawach. Zwłaszcza na wschodzie Polski, gdzie już były kłopoty z tankowaniem. O wiele większe konsekwencje może wywołać wyjazd ukraińskich pracowników, którzy jadą bronić ojczyzny. Część z nich już opuściła polskie budowy. Jan Styliński, prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, zwraca uwagę, że sezon budowlany dopiero się zacznie w marcu. Należy się więc spodziewać, iż ogromna część pracowników, którzy przyjeżdżali do nas wczesną wiosną, teraz zostanie w kraju. Taki wymóg wprowadziły władze w Kijowie: Ukrainy nie mogą opuszczać mężczyźni w wieku 18–60 lat. Według zgrubnych szacunków na naszych budowach w szczycie sezonu pracuje nawet 300–400 tys. osób z Ukrainy. Zwykle większy odsetek pracowników z tego kraju jest zatrudniony w mniejszych firmach podwykonawczych. A część z nich wciąż przyjmowała się do pracy na czarno. Gdyby odpływ Ukraińców osiągnął ok. 25 proc., budowlanka straciłaby więc 75–100 tys. osób. Leszek Marek Gołąbiecki, prezes zarządu Unibep, przyznaje, że sytuacja jest bardzo zmienna. – Ten tydzień pokaże, jaka będzie skala wyjazdów pracowników z Ukrainy – mówi.
Branża ma też obawy o dostępność materiałów – zwłaszcza tych, które w dużej ilości trafiały do nas z Rosji i Ukrainy, takich jak stal, miedź czy aluminium. W przypadku braku możliwości ich zakupu trzeba się spodziewać deficytu wielu komponentów i znacznego podniesienia cen. Arcellor Mittal, największy producent stali w Polsce, już zapowiedział firmom budowlanym, że na razie wstrzymuje przyjmowanie zamówień na ten materiał. Część przedsiębiorstw sprowadzała z Ukrainy nie tylko stal, lecz także m.in. kruszywa czy wysokiej jakości glinę do produkcji glazury.
W tym tygodniu branża ponownie ma spotkać się z przedstawicielami Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad oraz Ministerstwa Infrastruktury. Strony będą się zastanawiać, jak zapobiec kłopotom przed rozpoczynającym się formalnie 15 marca sezonem budowlanym.
– Sytuacja jest bardzo dynamiczna i przypomina nieco tę tuż po wybuchu pandemii COVID-19 – mówi Piotr Kledzik.
Jan Styliński przyznaje, że wojna na pewno będzie miała negatywne skutki dla sytuacji gospodarczej w tej części Europy. Z pewnością odstraszy dużą część inwestorów i sprowokuje dalszy wzrost inflacji, a to z kolei dla budowlanki będzie oznaczać np. znacznie utrudniony dostęp do kredytów.
Emil Muciński z BCC zaznacza, że odpływ Ukraińców wpłynie negatywnie także na wiele innych branż, np. na transport, który obok budowlanki też w dużym stopniu opiera się na pracownikach z tego kraju. – Jeżeli taki stan będzie się utrzymywał, to może to zachwiać w przyszłości łańcuchami dostaw oraz sytuacją finansową firm transportowych. Przełoży się to na rosnące ceny transportu, co jest niepokojące przy obecnej dynamice inflacji w Polsce – mówi ekspert.
Według przeprowadzonej właśnie przez BCC ankiety brak ukraińskich pracowników już jest dotkliwy dla co trzeciej firmy w Polsce.
Tymczasem, jak słyszymy, głód rąk do pracy jest olbrzymi. – Polski rynek bez większych problemów wchłonie dzisiaj nawet kilkaset tysięcy pracowników. Zapotrzebowanie na nich w 2022 r. będzie na rekordowym poziomie – taki wniosek płynie choćby z danych VII Barometru Zawodów, badania wykonanego na zlecenie Ministerstwa Rodziny – mówi Mykhailo Krasiuk z Gremi Personal.
Jak wskazuje, po raz pierwszy od siedmiu lat w Barometrze nie ma zawodów z nadwyżką podaży – ani w skali całej Polski, ani w poszczególnych regionach. Są natomiast duże deficyty w skali całego kraju aż w 30 profesjach. Wyniki nieco wcześniejszego badania NBP również wskazują na wzrost popytu na pracę. – Odsetek firm raportujących nieobsadzone miejsca pracy w IV kw. 2021 r. wzrósł do historycznego poziomu 48,5 proc. Problem wakatów jest najdotkliwszy w transporcie, przetwórstwie i budownictwie. Nasze własne statystyki również to potwierdzają. W styczniu i na początku lutego mieliśmy otwartych wakatów pięciokrotnie więcej niż przed rokiem – mówi Mykhailo Krasiuk.
Oczywiście w czasie wojny do Polski będą też przyjeżdżać uchodźcy, głównie kobiety. – Mają one szansę zagospodarować lukę w takich branżach, jak: lekki przemysł, handel, branża magazynowa, opieka medyczna czy usługi. Dziś w dużym mieście znaleźć fryzjerkę czy kosmetyczkę do pracy to duże wyzwanie. A kobiety z Ukrainy mają często fach w ręku – mówi Krzysztof Jakubowski, wiceprezes Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia.
Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, pytany o wpływ wojny w Ukrainie na sytuację polskich przedsiębiorców podaje kilka czynników. – Mamy szok dla rynku pracy i licznych rynkach dóbr i usług. Odpływ mężczyzn powołanych do wojska będzie dopiero w ciągu miesięcy rekompensowany wchodzeniem na rynek pracy imigrantów, przez pewien czas głównie kobiet, które w pierwszej kolejności muszą zabezpieczyć swoje podstawowe potrzeby bytowe. Pracodawcy oferują imigrantom pracę, a obecnym pracownikom wsparcie w postaci np. pensji awansem za okresy przyszłe. Wpływ szoku na różne branże będzie inny, choć z obecnej sytuacji mogą skorzystać np. producenci trwałej żywności i środków higienicznych. Jednak zagregowany wpływ tego szoku na realną gospodarkę jest negatywny. Wahania cen surowców, pękanie łańcuchów dostaw – to czas wielkiej próby dla biznesu – ocenia ekspert Pracodawców RP. ©℗