W ciągu ostatniego ćwierćwiecza nierówności rozwojowe pomiędzy krajami UE zmniejszyły się o 18 proc. Tempo to jednak maleje, a w niektórych obszarach różnice się pogłębiają i osiągają wręcz rekordowe poziomy – wynika z najnowszego raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Dzisiejsza prezentacja nie jest przypadkowa - dokładnie 7 lutego 1992 r. 12 europejskich krajów podpisało traktat z Maastricht (traktat o Unii Europejskiej). Umowa oznaczała ściślejszą współpracę m.in. w ramach polityki zagranicznej czy wymiaru sprawiedliwości oraz stworzyła warunki do wprowadzenia euro. Jednakże głównym celem traktatu była konwergencja, czyli proces wyrównywania różnic między krajami w różnych aspektach - ekonomicznym, strukturalnym czy instytucjonalnym. Raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) pokazuje, w jakim stopniu Unia Europejska sprostała temu wyzwaniu w okresie 1995-2020.
Główny wniosek jest taki, że konwergencja w wymiarze rozwojowym (ekonomicznym) postępuje, choć w ostatnich latach zdecydowanie wolniej. W ciągu 25 lat różnice w PKB na mieszkańca wśród unijnej „28” zmalały o 18 proc. Jednak kryzys finansowy z lat 2008-2010 zmniejszył to tempo - do tego czasu (w okresie 1995-2010) różnice w rozwoju pomiędzy państwami UE były niwelowane 2,5-krotnie szybciej niż obecnie. Z kolei wybuch pandemii COVID-19 w 2020 r. spowodował wręcz odwrócenie tego trendu, tzn. różnice znów zaczęły się pogłębiać.
Zacieranie się różnic rozwojowych wynika w głównej mierze z szybkiego wzrostu gospodarek krajów z Europy Środkowo-Wschodniej. Państwa te w okresie 1995-2020 rosły w tempie 3,1 proc. rocznie, ponadtrzykrotnie szybciej niż Europa Centralna. Największy wzrost odnotowały kraje bałtyckie. Przykładowo PKB na mieszkańca Litwy w 1995 r. wynosił zaledwie 27 proc. niemieckiego PKB, a w 2020 r. było to już 72 proc. Z kolei polski PKB per capita w tym samym czasie wzrósł z 33 proc. PKB Niemiec do 63 proc.
Inaczej wygląda sytuacja w krajach EU-15, czyli tzw. starej Unii. Te, jak wynika z raportu PIE, nie podlegają konwergencji. W ciągu 25 lat PKB na mieszkańca w Europie Zachodniej rósł w średnim tempie 1 proc. rocznie, ale bogatsze kraje z centrum i północy rosły nieco szybciej niż pozostałe z tej grupy. „To odwrotność pożądanego skutku - mniej zamożne kraje, aby nadrobić zaległości w stosunku do swoich bogatszych sąsiadów, muszą się rozwijać w szybszym tempie” - wskazują autorzy raportu. Co więcej, dochodzą oni do wniosku, że różnice rozwojowe w krajach EU-15 są dziś większe niż w 1995 r., a do tego ten negatywny trend się utrzymuje - różnice w zamożności w tej grupie państw są obecnie o 20 proc. większe niż w 1995 r. Z kolei stagnacja w krajach Południa przyczyniła się do powstania „Europy dwóch prędkości”. Przykładowo przeciętny Grek w 2020 r. był o prawie 20 proc. biedniejszy niż dekadę wcześniej. Z kolei Włochy w 1995 r. były tak zamożne jak Niemcy, jednak ćwierć wieku później są biedniejsze od nich o niemal 25 proc.
W Europie ma także miejsce drugi rodzaj konwergencji - instytucjonalna (mierzona wskaźnikiem swobody gospodarczej i oceniającym otoczenie prawne). Najbardziej widać to po jej części środkowej i wschodniej. Mierząc postęp w zakresie swobody gospodarczej, te kraje skróciły dystans do unijnego centrum aż czterokrotnie (jeśli Europa Centralna to zero, to w przypadku krajów Europy Środkowo-Wschodniej wskaźnik wzrósł z ok. -200 w latach 90. do powyżej -50 obecnie). Dużo mniejsze tempo dociągania do unijnego centrum mają kraje Południa.
Trzeci aspekt konwergencji - strukturalny - zdaniem autorów nie zachodzi w Europie. Chodzi o proces ujednolicania struktury produkcji i rozwój podobnych sektorów przemysłu czy usług biznesowych. Zamiast tego poszczególne regiony UE rozwijają różne gałęzie gospodarki. I tak centrum UE dominuje w zakresie przemysłu high-tech, Europa Środkowo-Wschodnia bazuje na prostym przemyśle, choć zaczyna rozwijać nowoczesne usługi dla biznesu, natomiast kraje Południa są ponadprzeciętnie zależne od prostych usług turystycznych. Jedynie kraje skandynawskie są strukturalnie bliżej w tym zakresie do krajów centralnych UE. „W latach 1995-2019 dystans pomiędzy krajami Europy Środkowo-Wschodniej i Europy Centralnej zmalał o łącznie 5,8 proc., co oznacza, że luka strukturalna kurczyła się zaledwie o 0,2 proc. rocznie” - zwracają uwagę autorzy raportu.
W trudnym położeniu są także kraje Południa. Strukturalny dystans, jaki dzieli je od Europy Centralnej jest obecnie tak duży jak w 1995 r. To przede wszystkim efekt kryzysu finansowego z 2008 r. Do tego momentu (przez lata 1995-2008) różnice między obu regionami skurczyły się o 20 proc.
Do jakich generalnych wniosków doszli eksperci PIE? Nie przesądzają jednoznacznie, czy projekt europejskiej Wspólnoty należy uznać za wielki sukces, czy porażkę. Zamiast tego proponują dwie perspektywy, które mogą prowadzić do rozbieżnych wniosków, mimo że bazują na tych samych danych. Perspektywa „narodowa” zakłada, że nadmierne różnice ekonomiczne czy strukturalne mogą zagrozić głównemu celowi integracji, jakim jest konwergencja. Ale patrząc z perspektywy federalistycznej, postępująca specjalizacja, połączona z mobilnością pracowników wewnątrz wspólnego rynku, może być drogą do dalszej integracji UE i zwiększenia gospodarczej efektywności.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
Różnice rozwojowe w krajach EU-15 są dziś większe niż w 1995 r.

opinie

Możemy uznać, że cel integracji został częściowo zrealizowany
ikona lupy />
Marcin Klucznik PIE, współautor raportu / Materiały prasowe
W kontekście integracji strukturalnej mierzymy się z dwiema częściowo wykluczającymi się wizjami rozwoju. Z jednej strony pogłębianie specjalizacji gospodarczej zwiększa efektywność gospodarczą Unii jako całości. Z drugiej strony zbyt daleko idąca specjalizacja może przeszkodzić rozwojowi niektórych krajów i pogłębić nierówności.
Wspólna polityka europejska może niwelować takie problemy rozwojowe, ale to wymaga pogłębienia integracji politycznej, na co nie wszystkie kraje mają chęć. UE stoi dziś na rozdrożu i w końcu na coś trzeba będzie się zdecydować. Bo głębsza integracja polityczna będzie się bezpośrednio przekładać na gospodarkę, mowa przecież o takich rozwiązaniach jak wspólne podatki europejskie, duży europejski budżet i w konsekwencji wspólna polityka fiskalna, której jeszcze nie ma, ale jest w planach.
Kraje starej Unii są dziś zamożne, ale model rozwojowy państw Południa z jakichś powodów przestał działać. Pytanie, czy jest to tylko czasowe niedostosowanie, czy może głęboki trend. W przypadku Europy Środkowo-Wschodniej widzimy, że przemysł i usługi biznesowe systematycznie się rozwijają. To także awans efektywnościowy, związany z rozwijaniem usług o wyższym zaawansowaniu technologicznym. Ale to powolny proces. A to rodzi pytania, czy konwergencja będzie pełna i czy kraje takie jak Polska czy Słowacja faktycznie wyrównają do Europy Zachodniej, czy zatrzymają się np. na poziomie 80 proc. Niemiec, a potem będą borykać się z podobnymi wyzwaniami, co kraje Południa. Mimo to możemy uznać, że cel integracji, zarysowany w latach 90., został zrealizowany, choć częściowo.
Not. Tomasz Żółciak
Mechanizmy spójności gospodarczej mają się bardzo dobrze
Artur Nowak-Far, prof. SGH, były wiceszef MSZ
Podstawową, fundamentalną miarą sukcesu konwergencji jest to, że wciągu tych 30 lat strefa euro nie rozpadła się inie ma wniej znaczących naprężeń wewnętrznych. Wszystkie mechanizmy, które zostały przewidziane wtraktacie zMaastricht, wszczególności mechanizmy spójności gospodarczej, mają się bardzo dobrze.
Miarą konwergencji nie jest to, że w ogóle nie występują naprężenia gospodarcze, ale to, że te naprężenia nie powodują rozpadu albo bardzo daleko idącej asymetrii reakcji państw UE, w szczególności państw strefy euro na tego rodzaju negatywne bodźce.
Oczywiście nie wszystko można kontrolować i nie ma gwarancji, że tak pozostanie. COVID-19 jest przykładem takiego zjawiska, którego nie przewidywał nikt poza jakimiś bardzo zdolnymi futurystami, ale nawet tak poważne naprężenie nie powoduje rozpadu europejskiej gospodarki. Drugim takim testem był kryzys lat 2007-2009, gdzie euro było krytykowane, ale okazało się, że dzięki ramom ustanowionym właśnie w traktacie z Maastricht dalsza integracja nie została osłabiona, wręcz przeciwnie -wzmocniona.
W ramach samej strefy euro nie widzę szczególnych zagrożeń ze strony czynników politycznych. Środowiska sceptyczne wobec wspólnej waluty, chcące rozpadu strefy euro nie dostają wiatru w żagle. Nikt nie będzie inwestował poważniejszych zasobów w strategie polityczne zakładające rozpad tej strefy. Większe zagrożenia występują poza strefą euro i mają swoje korzenie w populistycznych programach i propozycjach. Te populistyczne propozycje mogą, w mojej ocenie, jedynie trwale umiejscowić forsujące je państwa na peryferiach głównych procesów integracji, wzmacniania Unii Europejskiej.
No