Konflikt na Wschodzie utrudni nie tylko wymianę handlową i pogorszy sytuację działających tam polskich przedsiębiorstw, lecz także może odbić się na polskiej giełdzie. Firmy jednak nie chcą zmieniać planów

Polska Agencja Inwestycji i Handlu wskazuje, że obecne na Wschodzie firmy powinny liczyć się z możliwą eskalacją konfliktu. „Zalecamy opracowanie scenariusza ewakuacji biznesu oraz ubezpieczenie transakcji” - czytamy w odpowiedzi przesłanej DGP przez zagraniczne biuro handlowe PAIH w Kijowie.
Firmy deklarują, że biorą pod uwagę zagrożenie, ale na razie nie chcą podejmować gwałtownych ruchów. Wskazują, że wieloletnie napięcia polityczne wpisały się już na stałe w specyfikę dużej części państw poradzieckich. To sprawia, że przyzwyczaiły się już do wstrząsów i potrafią się w nich odnaleźć.
- Bierzemy pod uwagę różne scenariusze, ale na obecną chwilę nie podejmujemy żadnych decyzji, które miałyby korygować obrany przez nas kierunek rozwoju biznesu w tym regionie. Rynki wschodnie co do zasady cechują się nieco większym ryzykiem z uwagi na uwarunkowania geopolityczne i mamy tego pełną świadomość - mówi rzecznik obecnej na Ukrainie grupy Amica Maciej Krzysztoszek. LPP, sprzedawca odzieży, w którego portfolio są m.in. marki Reserved, Cropp czy Sinsay, ma na Ukrainie prawie 140 sklepów. I jak zapewnia wiceprezes Przemysław Lutkiewicz, obecna sytuacja nie zniechęci do otwierania kolejnych.
Wiele firm przyznaje, że widoczny jest jednak niepokój kontrahentów i partnerów. - Obecna sytuacja nie pozostaje bez wpływu na nastroje wśród naszych kolegów na Ukrainie, ale na ten moment nie wpływa ona na nasze operacje i ciągłość prowadzenie biznesu - mówi Tomasz Nieżwicki, dyrektor regionalny na Europę Środkowo-Wschodnią w Grupie Raben, firmie logistycznej, która na Ukrainie zatrudnia ponad 500 osób.
Część przedsiębiorstw liczy się z ograniczeniem możliwości działania. - Naszymi głównymi odbiorcami są składy budowlane w całym kraju. Podstawą naszej działalności jest sprawna logistyka i dostępność towaru. Z pewnością wybuch konfliktu zbrojnego odbiłby się negatywnie na działalności naszej firmy - mówi Marek Furmańczyk, dyrektor firmy Klinkier-Bud, największego importera klinkieru na Ukrainie. Mimo to z Ukrainy wycofać się nie zamierza. - Na Ukrainie zbudowaliśmy sieć dystrybucji i zainwestowaliśmy w zakup terenu na własność oraz budowę magazynu i siedziby firmy. Bardzo poważnie bierzemy pod uwagę ryzyko, ale z rynkiem ukraińskim związani jesteśmy od kilkunastu lat na dobre i złe. Liczymy się z tym, że możemy stracić to, co długo budowaliśmy, ale przecież w takiej samej sytuacji znajdzie się tysiące obywateli Ukrainy - deklaruje.
Niektóre przedsiębiorstwa obawiają się braku kadr z powodu poboru. - Część naszych pracowników została wzięta do wojska. Na razie nie wpływa to na bieżącą pracę firmy, ale musimy liczyć się z tym, że w przypadku eskalacji niedobory będą znacznie większe - mówi Ryszard Florek, prezes FAKRO (produkującego m.in. okna dachowe), który na Ukrainie ma trzy zakłady. - Dostrzegamy też niepokój wśród naszych klientów. Kontrahenci pytają, czy będziemy w stanie realizować kontrakty na czas i produkować, gdyby sytuacja się pogorszyła - dodaje. Również nie planuje ograniczania obecności na wschodzie. - Na rynku ukraińskim jesteśmy już ponad 20 lat. Produkcja i organizacja pracy odbywała się bez zarzutu, a obecność tam dawała nam możliwość uniknięcia embarga na produkty drzewne nałożonego ze strony Rosji - mówi.
Wizja konfliktu może ostudzić nastroje wśród handlujących z Ukrainą. Od listopada ukraińska hrywna straciła względem dolara ok. 8 proc., a w stosunku do złotego 14 proc. To sprawia, że sprowadzanie produktów przez ukraińskich importerów będzie droższe, a produkty z zewnątrz tam sprzedawane mogą okazać się mniej konkurencyjne. Stracą na tym ci, którzy najwięcej sprzedawali. Jak wymienia PAIH, import z Polski na Ukrainę to głównie pojazdy i maszyny, a także nawozy, paliwa czy wyroby z tworzyw sztucznych i stali. Coraz większe uznanie zdobywają również produkty spożywcze. Według danych Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, od stycznia do listopada ub.r. wyeksportowano na Ukrainę żywność o wartości 0,7 mld euro, co oznacza wzrost o 5 proc. w porównaniu z rokiem wcześniej.
Negatywne skutki ewentualnego konfliktu dostrzegają również branże niemające silnych bezpośrednich powiązań handlowych ze wschodnim sąsiadem. Jak przekonuje Wojciech Konecki, prezes Związku Pracodawców AGD APPLiA oraz wiceprezes Krajowej Izby Gospodarczej (KIG), konflikt obniży atrakcyjność inwestycyjną naszego kraju. - W prawie wszystkich korporacjach, nie tylko naszej branży, Polska jest sytuowana w grupie państw Europy Środkowej i Wschodniej (EMEA). Graniczenie z państwem będącym w stanie wojny degraduje nas na liście państw branych pod uwagę przy lokowaniu inwestycji produkcyjnych, logistycznych oraz badawczo-rozwojowych. Skutki możemy zauważyć dopiero za kilka lat - mówi. Zauważa też, że firmy opracowują scenariusze na wypadek, gdyby w obliczu konfliktu duża część pracujących w Polsce Ukraińców postanowiła wrócić do kraju. Choć jak mówi, ryzyko takie jest niewielkie, to trzeba się na to przygotować. - Bezpośrednio zatrudniamy 35 tys. osób, a w całym łańcuchu dostaw dajemy pracę ponad 100 tys. osób. Z tego kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt procent (w zależności od fabryki) stanowią Ukraińcy. Jest to bardzo ważny element naszej załogi. W nowej sytuacji podchodzimy do sprawy podobnie jak w przypadku COVID-19, czyli przygotowujemy projekty i symulacje kryzysowe - przyznaje Wojciech Konecki.
Zawirowania walutowe rykoszetem mogą odbić się również na polskiej giełdzie. - Od dłuższego czasu zauważalny jest związek między pozycją złotego a notowaniami na GPW. Im mocniejszy złoty, tym lepiej na parkiecie, i odwrotnie. Duże napięcie w regionie może osłabiać złotego i budować nieufność przede wszystkim zagranicznych inwestorów, którzy stanowią 60 proc. obrotu na polskiej giełdzie. Ich negatywne emocje dotyczące całego regionu to dziś największe zagrożenie dla polskiego rynku - ocenia Sobiesław Kozłowski, dyrektor departamentu analiz i doradztwa w Noble Securities.
Jak wskazuje, nieco mniejszym problemem jest pikowanie notowanych na warszawskim parkiecie spółek z ukraińskim rodowodem. WIG-Ukraina obejmujący spółki naszego wschodniego sąsiada w ciągu dwóch miesięcy spadł o prawie jedną czwartą. Firmy ukraińskie to ok. 1 proc. Warszawskiego Indeksu Giełdowego. ©℗
Polska wymiana handlowa z Ukrainą (mld euro) / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe