Amerykanie robią wszystko, by to ich kraj najwięcej zyskał na polockdownowym popycie na elektronikę, AGD i samochody

Amerykański Intel poinformował, że wybuduje w Ohio wartą ponad 20 mld dol. fabrykę półprzewodników, która ruszy w ciągu najbliższych czterech lat. A to dopiero początek – jak zapowiedziano, aspiracją spółki jest budowa całego kompleksu produkcyjnego. Nakłady na ten projekt mają łącznie przekroczyć 100 mld dol. Osiem położonych obok siebie zakładów stanie się największą inwestycją w historii stanu, a także największą bazą produkcyjną półprzewodników na świecie. Projekt ma pomóc odzyskać Intelowi miejsce na szczycie wśród producentów części. Na tle największych rywali to właśnie amerykański koncern dotychczas najmniej skorzystał na chipowym boomie. Według firmy analitycznej Gartner, pomimo ogromnego zapotrzebowania na rynku, firma w ubiegłym roku poprawiła swoją sprzedaż zaledwie o 0,5 proc., podczas gdy jej główny rywal, południowokoreański Samsung, zwiększył podaż o prawie 32 proc. Łącznie przychody branży osiągnęły 584 mld dol. – o jedną czwartą więcej niż rok wcześniej.
Konkurenci Intela nie zamierzają pozostawać w tyle i również zapowiadają rekordowe nakłady na nowe zdolności produkcyjne. Samsung zainwestuje w tym roku 38 mld dol., by do 2030 r. zbudować w Azji sześć zakładów. Tajwańskie TSMC planuje wydać w tym roku na swoje fabryki nawet 44 mld dol., zwiększając tym samym ubiegłoroczne wydatki o ok. 14 mld dol. Firma zwiększa moce w swojej ojczyźnie, ale wraz z Sony buduje też swoją pierwszą japońską fabrykę chipów. Jak przekonywał japoński dziennik „Nikkei”, spółce udało się zdobyć kontrakt na część komponentów do iphone’ów, pokonując tym samym dotychczasowego dostawcę – amerykański Qualcomm.
Na chipowych spółkach z Azji wrażenie zrobiły wypowiedzi prezydenta Joego Bidena o tym, by amerykańskie firmy zaopatrywały się w te komponenty w swoim kraju. To sprawia, że coraz częściej koncerny uwzględniają w swoich planach rozwój w USA. TSMC chce zbudować drugi zakład w Arizonie, Samsung z kolei gotowy jest rozszerzać swoją obecność w Teksasie. W stanie działa już fabryka półprzewodników, ale Koreańczycy chcą też zbudować nową odlewnię.
Deklaracja Intela również ma wymiar polityczny i jest próbą sprostania oczekiwaniom Białego Domu – jak informował Bloomberg, administracja zakulisowo blokowała wcześniej ewentualne inwestycje rodzimej firmy w moce produkcyjne w Chinach. Zapowiedź Intela oznacza więc, że Biały Dom dopiął swego. Nic zatem dziwnego, że Joe Biden osobiście brał udział w ogłoszeniu decyzji przez dyrektora generalnego Intela Patricka Gelsingera. – Chiny robią wszystko, co w ich mocy, aby przejąć globalny rynek – przestrzegał prezydent w swoim wystąpieniu.
Choć na razie Państwo Środka posiada mniej zaawansowane technologie, tamtejsze firmy jak Alibaba czy Tencent również zapowiadają, że w swoich strategiach uwzględnią inwestycje w półprzewodniki. Waszyngton nie bagatelizuje tych aspiracji. Nie tylko straszy odcięciem azjatyckich firm od amerykańskiego rynku zbytu, ale też zachęca do inwestycji. Senat przyjął już prawo pozwalające na wsparcie badań i rozwoju, a także tworzenie nowych mocy produkcyjnych ze środków publicznych. Administracja chce przeznaczyć na ten cel 52 mld dol. Jak zapowiada przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, kongresmeni postarają się niebawem przyjąć akt.
Nowe plany Intela i ofensywa USA mogą niepokoić Komisję Europejską, która również zabiega o uniezależnienie się od komponentów z Dalekiego Wschodu. Amerykański potentat zapowiadał na Starym Kontynencie inwestycje sięgające nawet 95 mld dol. w kolejnych 10 latach. Choć w połowie ubiegłego roku firma obiecywała, że do końca 2021 r. poda lokalizacje zakładów w Europie, tak się nie stało. Opóźnienie może wynikać z konieczności zapewnienia firmie odpowiednich dotacji. W wywiadzie dla Politico szef Intela wskazywał, że do zrealizowania inwestycji konieczne jest dofinansowanie w wysokości ok. 10 mld dol. ©℗