- Nie będę dziś występował na tle zielonego logo Boryszewa, bo wyglądałoby to śmiesznie i byłoby oderwane od rzeczywistości. Jesteśmy spółką giełdową, wiemy, że kryteria ESG są ważne, ale najważniejsza jest dla nas stabilność biznesu - tłumaczy Wojciech Kowalczyk, prezes zarządu Grupy Boryszew.

Na rynku motoryzacyjnym trwa kryzys spowodowany brakiem komponentów. To duży problem dla Boryszewa?
Naszą siłą jest dywersyfikacja. Słabsze wyniki w jednej branży rekompensujemy dobrymi wynikami w innej. Obecny kryzys w segmencie motoryzacj nie jest związany z załamaniem popytu czy efektem strukturalnych słabości. To problem wynikający z zerwania łańcuchów dostaw i problemów okołopandemicznych. Powyższe kłopoty uznajemy za przejściowe. W połowie roku oczekujemy stabilizacji, tym bardziej że widoczne jest ożywienie - wysokość zamówień przewodów hamulcowych i klimatyzacyjnych napawa optymizmem. W segmencie motoryzacji stopniowo też rezygnujemy z najsłabszych ogniw w naszym portfolio. W porozumieniu z kluczowym odbiorcą Grupy BAP, zdecydowaliśmy o zgłoszeniu upadłości niemieckiej grupy ICOS (zakładu produkcyjnego oraz narzędziowni). A to dlatego, że produkcja komponentów plastikowych w segmencie automotive jest trudnym biznesem - wymagania są bardzo wysokie, a marże niższe niż np. w przypadku naszych przewodów produkowanych w grupie Maflow.
W Europie coraz mniej przychylnie patrzy się na tworzywa sztuczne. Motoryzację również to obejmie w dłuższej perspektywie?
Zdecydowanie większym problemem są plastikowe torby i sztućce niż pokrywa silnika czy plastikowe elementy karoserii auta. Utylizacja tych części jest już zorganizowana - trafiają w odpowiednie miejsca, a recykling jest bardzo rozwinięty. Druga sprawa to, że cykl życia takich części to często wiele lat, nie trafiają na wysypisko śmieci, tylko są wykorzystywane ponownie w rozmaitej formie. Podobnie jak w przypadku AGD. Dlatego nie obawiałbym się, że w motoryzacji również zacznie obowiązywać trend rezygnacji z tworzyw sztucznych.
Mijający rok obfitował w deklaracje koncernów motoryzacyjnych dotyczące elektromobilności. Jak to wpływa na firmy kooperujące z motoryzacją jak Boryszew?
Około 30 proc. produkcji naszej grupy odpowiada już na zapotrzebowanie aut elektrycznych i hybrydowych. Ten udział będzie rósł nadal i jesteśmy na to przygotowani.
Co było największym problemem w mijającym roku? Niedobory komponentów, kłopoty z łańcuchem dostaw, kursy walut, drożejąca energia?
Zależy od segmentu. Obecna sytuacja na rynku walut nas wspiera, bo jesteśmy przede wszystkim firmą eksportującą. Nawet jeśli mniej korzystnie rozkłada się to przy imporcie komponentów, to sprzedaż jest wyższa. Zatem im słabszy złoty, tym dla nas lepiej. W metalach zwiększyliśmy swój kapitał obrotowy, ale z nawiązką było to rekompensowane przez marże, które osiągaliśmy na rynku - popyt zewnętrzny wciąż jest bardzo duży. Metale odbiera od nas m.in. branża budowlana i nie było z tym problemu. W motoryzacji jest nieco inaczej, bo negocjujemy z wielkimi koncernami, więc nasza pozycja jest słabsza - jesteśmy średniej wielkości dostawcą. W segmencie metali zamówienia rzadko kiedy obejmują czas dłuższy niż rok, większość zapada z dwu-, trzymiesięcznym wyprzedzeniem. Mamy dzięki temu dużą elastyczność w zakresie dostosowania cen mediów.
Jak zmieni się siła poszczególnych segmentów w czasie schładzania gospodarki?
Nie przewidujemy spowolnienia, bo schładzanie zajmie co najmniej 3-4 kwartały. Nie widzę też możliwości podniesienia stóp procentowych do 6-8 proc., zwłaszcza przy obecnym kalendarzu politycznym. Z drugiej strony powrót do inflacji na rozsądnym poziomie potrwa pewnie co najmniej dwa lata. W motoryzacji popyt, który teraz jest dławiony przez brak półprzewodników, niedługo przyjdzie. Przygotowujemy się, by sprostać temu logistycznie. W innych segmentach grupy będziemy rozbudowywać linie do utylizacji odpadów poprzemysłowych i inwestować w innowacje energetyczne.
Jak zmiany prawne zawarte w pakiecie Fit for 55 wpłyną na strategię Boryszewa? Komisja Europejska zapowiada dalsze zaostrzanie polityki klimatycznej.
Bruksela od dawna traktuje klimat priorytetowo. Pomysły z Fit for 55 tak brutalnie zderzyły się jednak w tym roku z rzeczywistością, że podchodzę do nich z rezerwą. Aktualnie jeszcze nikt nie zmienił retoryki i nadal wszyscy chcą się zazieleniać, ale obserwujemy łagodne odwrócenie kierunku. Wszystko wskazuje na to, że przeprosimy się z atomem, widać też, że poza odnawialnymi źródłami energii (OZE) niezbędne są źródła stabilne. A uzależnienie się od gazu ze Wschodu powoduje niebotyczne wzrosty cen. Wiara w niezachwiane dostawy gazu z Rosji okazała się złudna. Nie można opierać stabilności transformacji energetycznej jedynie na gazie, bo okaże się lada chwila, że co roku będziemy mieli do czynienia z takim szaleństwem na rynku jak teraz. Wszyscy deklarują przestawienie się na OZE, ale nikt jeszcze np. nie opracował bezpiecznego magazynowania wodoru. To brzmi jak fantasmagoria - firmy zapowiadają stawianie na wodór, ale okazuje się, że żadna nie chce w to inwestować, jeśli dofinansowanie nie sięga 80-90 proc. wartości projektu. Oparcie się wyłącznie na OZE to piękny slogan, ale my musimy stąpać po ziemi, bo zatrudniamy 10 tys. osób i jesteśmy za nich odpowiedzialni. Jeśli Bruksela będzie uruchamiać programy dotacyjne w tym zakresie, to będziemy z nich korzystać, ale musimy też uwzględniać realia gospodarcze. A są one takie, że każde państwo będzie musiało zadbać o swoje bezpieczeństwo energetyczne.
Jak więc budować energetykę?
Zazielenianie na siłę nie przyniesie nic dobrego. Przewiduję, że mimo wszystko naszym paliwem transformacyjnym przez najbliższe 20 lat wciąż będzie węgiel, a w dalszej przyszłości atom. Polska została eksporterem energii dzięki węglowi. Niemcy bez swoich zasobów węgla brunatnego też by przepadli.
UE dąży do jak najszybszej rezygnacji z węgla.
Powinniśmy zignorować koszty w imię ideologii? Widzimy przecież, co dzieje się na rynku CO2. Zabezpieczamy się, jak możemy, od strony kontraktowej, staramy się też rozwijać fotowoltaikę, dzięki czemu obniżamy koszty. Nie lekceważymy innowacji. Co do zasady spodziewamy się jednak dużego zwrotu europejskiej polityki energetycznej.
Boryszew planuje ogłosić datę osiągnięcia neutralności klimatycznej?
Nie, bo mówienie o tym, co stanie się za 20-30 lat, nie ma w obecnej sytuacji sensu. Nie chcemy przedstawiać pustych deklaracji. Taki czas to w biznesie wieczność. Pięć lat to już długo. Nie jesteśmy futurystami i wizjonerami od strategii na wiele dekad. Od tego są wielcy ekonomiczni teoretycy. My mamy zarabiać pieniądze dla akcjonariuszy - i tych dużych, i tych mniejszych. Mógłbym stwierdzić, że od dzisiaj działamy tylko na energii na OZE i zwiększać w ten sposób koszty. Nie zrobię tego. Obserwujemy, co się dzieje na rynku, ale w pierwszej kolejności musimy zabezpieczyć swoje bezpieczeństwo funkcjonowania. Ślepe wchodzenie w nieprzemyślane pomysły to generowanie dodatkowego ryzyka w i tak niepewnej rzeczywistości.
Część biznesu podaje w swoich strategiach bardzo konkretne daty.
To samo w sobie nic nie znaczy. My też możemy zrobić wielką konferencję i rozesłać komunikaty. Tylko co z tego? Część firm ma na papierkach, że ich energia pochodzi z OZE. To nieprawda. Jak nie wieje, to zamykają zakład? Magazynów nie ma, więc w niekorzystnej sytuacji mają taką samą brudną energię jak wszyscy inni.
A może liczy się sam gest pokazania, że firma działa na rzecz klimatu?
Nie będę dziś występował na tle zielonego logo Boryszewa, bo wyglądałoby to śmiesznie i byłoby oderwane od rzeczywistości. Jesteśmy spółką giełdową - wiemy, że kryteria ESG (środowisko, społeczna odpowiedzialność, ład korporacyjny) są ważne, ale najważniejsza jest dla nas stabilność biznesu. Boryszew będzie się zazieleniał, jeżeli będą do tego sprzyjające regulacje oraz skrojona pod potrzeby przemysłu pomoc publiczna w formie bezzwrotnych dotacji. Gonienie za neutralnością klimatyczną kosztem przemysłu czy indywidualnego klienta da skutek odwrotny do zamierzonego.
A co, jeśli nie nastąpi zwrot polityki?
Będziemy robić swoje i kupować energię taką, jaka będzie. Nie zamierzamy tkwić w węglu, ale modernizujemy się zgodnie z rachunkiem ekonomicznym. Tak jak mówiłem, jeżeli sytuacja makroekonomiczna się poprawi, UE i rząd zaproponują ciekawe z ekonomicznego punktu widzenia programy przejścia na OZE, będziemy z nich korzystać i sukcesywnie się zazieleniać.
Inwestorów nie zniechęci takie postawienie sprawy? Często mówi się, że przywiązują coraz większą wagę do ESG.
Inwestorzy patrzą na wyniki. My jesteśmy realną firmą, nie sprzedajemy marzeń czy dobrego samopoczucia. Sprzedajemy rury, profile stalowe, chemię oraz komponenty motoryzacyjne. I tym przekonujemy do siebie coraz większą część rynku. Niefinansowe czynniki są ważne, ale finalnie wszyscy liczą pieniądze i patrzą na bezpieczeństwo pracy oraz dostaw.
A czy wasi kontrahenci zapowiadający neutralność klimatyczną nie zrezygnują z komponentów Boryszewa, skoro zapowiadają bezemisyjny łańcuch dostaw?
Nie mamy takich obaw. Głównym kierunkiem rozwoju jest automatyzacja - obniżenie kosztów produkcji i zwiększenie wydajności. Są koncerny, które wyznaczają kierunek w tym zakresie. Ostatecznie wygra ten, kto będzie mógł szybko zrealizować precyzyjnie skrojone zamówienia po niskich kosztach.
Boryszew rozważa inwestycje w SMR, tzw. mały atom?
Nie. Więcej tu polityki niż biznesowej kalkulacji. Ten pomysł jest tak odległy, że rynek może przez ten czas zorganizować się na wiele rozmaitych sposobów. To dziś nieskomercjalizowana technologia. Nie wiadomo nawet, jak zareagują istniejące już instalacje w zakładach, które dziś pracują pod węglem. Nie wspominając o tym, ile zajmie przygotowanie regulacji pod te inwestycje. Już teraz zasady bezpieczeństwa są bardzo restrykcyjne wobec tradycyjnych reaktorów, które przecież są znane od lat. A co dopiero będzie w przypadku nowej technologii. Znamienny jest fakt, że część firm, które chciały być dostarczycielem SMR, musiało zamknąć biznes, choć dostawało granty ze Stanów Zjednoczonych.
Boryszew chce wydać na nowe inwestycje w 2022 r. dodatkowe 120 mln zł. Gdzie będą ulokowane?
Przyglądamy się różnym możliwościom, ale głównie będziemy działać w Polsce. Rozważamy też akwizycje, które jeśli nastąpią, to również w kraju. Mamy zakłady w Hiszpanii, Włoszech czy Niemczech, ale wiemy, że w Polsce są najlepsze warunki do prowadzenia działalności produkcyjnej. Co by nie mówić, tu jesteśmy u siebie. Pandemia udowodniła, choć nikt nie powie tego wprost, że w sytuacji kryzysowej każdy chroni rodzimy biznes. ©℗
Rozmawiał Grzegorz Kowalczyk