Kupujecie od niego gaz i ropę. I teraz wy jesteście od tego człowieka zależni, a my przez niego umieramy. Z Natalją Zubkową rozmawia Michał Potocki

Natalja Zubkowa, dziennikarka z Kuzbasu, założycielka gazety „Nowosti Kisielowska”

25 listopada w kopalni Listwiażnaja w Gramotieinie w obwodzie kemerowskim doszło do wybuchu, w wyniku którego zginęło 51 osób. To kolejna tak ogromna tragedia na długiej liście wypadków w rosyjskim górnictwie węglowym. Jakie są warunki wydobycia w Kuzbasie?
Cały biznes węglowy jest w prywatnych rękach. Beneficjentami jest niewielka grupa ludzi z otoczenia naszego prezydenta. Dlatego żaden sąd, prokuratura czy ktokolwiek inny nie może w żaden sposób kontrolować tego biznesu, w tym jeśli chodzi o bhp. Rosyjscy oligarchowie są chciwi i pozbawieni sumienia. Nie mają duszy. Nie troszczą się o pracowników, a jeśli cokolwiek już robią, to dla PR, z myślą o odbiorcach zagranicznych, którzy nie zawsze chcą się kojarzyć z tak krwawym i szkodliwym biznesem. Praktycznie wszyscy duzi rosyjscy wydobywcy są stowarzyszeni w inicjatywie Bettercoal, tymczasem żaden nie przestrzega przepisów dotyczących ochrony przyrody, nie myśli o bhp ani pracownikach. A przecież Bettercoal przedstawia się jako stowarzyszenie zrzeszające odpowiedzialnych producentów. Ktoś mógłby powiedzieć, że Bettercoal nie wie, jak się u nas wydobywa węgiel. Ale to nieprawda, bo w 2018 r. przedstawicielka inicjatywy przyjeżdżała do Kuzbasu i widziała, jak to działa.
Przecież takie tragedie, jak ta w Listwiażnej, to cios dla wizerunku właścicieli.
Mają wypracowane sposoby reagowania. Przyznają, że może i były nieprawidłowości, ale nieznaczące, zaś żadne laboratorium nie pójdzie na wojnę z wielkim wydobywcą. Teraz mówią, że to był zbieg okoliczności, że natrafiono na jakąś szczelinę z dużym nagromadzeniem metanu, a wcześniej metanometry nie alarmowały o przekroczeniu bezpiecznego poziomu. To nieprawda, ale ludzie, którzy mówią o tym wprost, zostaną kupieni odszkodowaniami. 6-7 mln rubli (330-380 tys. zł) to ogromne pieniądze dla naszego regionu. Górnik musiałby na nie pracować ponad 10 lat. Wdowy z dziećmi będą musiały zamilknąć, bo inaczej ich nie dostaną. Ta tragedia nie odbije się więc na reputacji producenta. Śledztwo do niczego nie doprowadzi i zostanie zakończone, tak jak to było z tragedią w kopalni Raspadskaja. W 2010 r. zginęło tam 91 górników. Postępowanie umorzono po latach ze względu na przedawnienie.
Tymczasem żony górników tuż po tragedii w Listwiażnej opowiadały, że metanometry są wyłączane lub zakrywane, by nie wykazywały przekroczeń.
Firma SDS-Ugol, do której należy kopalnia, jest powiązana z byłym funkcjonariuszem Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) Walerijem Dogadowem, który obecnie jest wicegubernatorem obwodu kemerowskiego ds. związków z organami porządkowymi. Czyli jest faktycznym nadzorcą wszystkich struktur siłowych. W SDS-Ugol pracuje jego córka Irina. Żeby zmusić ludzi do milczenia, są w stanie korzystać nie tylko z narzędzi finansowych, lecz także siłowych. Generalnie uważam, że wypłacanie takich wielkich odszkodowań za śmierć w kopalni to fatalna praktyka. Kuzbas to strasznie depresyjne miejsce. Wskaźnik samobójstw jest u nas dwukrotnie wyższy niż średni rosyjski. To samo dotyczy odsetka zgonów wywołanych alkoholizmem. Ludzie w takich miejscach dochodzą do wniosku, że odszkodowanie może rozwiązać wiele problemów. Jednym każe to podejmować większe ryzyko w pracy, innym milczeć. Mężowie opowiadali żonom o metanie, a jednak codziennie wracali do pracy, a żony musiały się na to godzić. Nie rozumiem, dlaczego świadomie szli na śmierć. To tylko pomaga oligarchom trzymać ludzi w szachu, by o niczym nie opowiadali i nie próbowali walczyć o bezpieczne warunki pracy.
W jaki sposób te kopalnie trafiły w ręce ludzi z otoczenia Władimira Putina?
W latach 90. przeprowadzono prywatyzację. Tworzono spółki akcyjne, rozdawano pracownikom vouchery. Potem stopniowo akcje zaczęli kupować od robotników konkretni ludzie, zwykle dotychczasowi kierownicy kopalń. Były przypadki, gdy kryminaliści siłą odbierali własność. W Rosji węgiel to bardzo skryminalizowany rodzaj działalności. Podam przykład kopalni Koksowaja-2 w Prokopjewsku. Zakład zbankrutował i wydobywał węgiel już tylko po to, by sfinansować spłatę zadłużenia wobec pracowników. Najpierw OMON wywiózł surowiec w nieznanym kierunku, potem zaginął dyrektor - okazało się, że został zamordowany. Ostatecznie kopalnia trafiła w ręce dwóch osób: Aleksandra Szczukina, który niedawno zmarł na COVID-19, i Timura Franka, który leży w śpiączce po wypadku śmigłowca. W historii większości dużych firm wydobywczych są podobne epizody.
Pochodzi pani z Kisielowska, jednego z centrów wydobycia w Kuzbasie. Jak to się odbija na warunkach życia w mieście?
To miasto powstałe wokół jednego zakładu pracy. Wydobycie zaczęło się w latach 30. XX w. Otwierano kopalnie głębinowe, a osiedla górnicze budowano jak najbliżej zjazdów. W latach 90. uznano, że kopalnie głębinowe, budowane zgodnie ze wszystkimi zasadami, to zbyt droga zabawa. Dużo taniej wydobywać węgiel w odkrywkach. Ludziom zaczęto opowiadać, że tak będzie bezpieczniej, bo nie będzie ryzyka metanowego. Zaczęto w środku miasta wydobywać węgiel sposobem odkrywkowym, nie ewakuując uprzednio górniczych osiedli. To jest nie do wyobrażenia, jak wielkie powstają wtedy zwałowiska i jak głębokie są te doły. Jak ogromny dym i ile pyłu unosi się w powietrzu, zwłaszcza w bezwietrzne dni. Hałdy zaczynają się palić, to samo dzieje się na odkrywce. W efekcie powstają ogromne przestrzenie podziemnych i naziemnych pożarów w centrum miasta. A gdy temperatura spada poniżej minus 15 st. Celsjusza, wiatr przestaje wiać i ten dym się nie rozwiewa. Ludzie tym oddychają. Mamy kilkukrotnie wyższe niż średnia wskaźniki zachorowalności na dziecięce choroby układu oddechowego, astmę, nowotwory. Jeśli dziecko rodzi się na takim obszarze, to już w wieku 11 lat pojawiają się widoczne zmiany patologiczne. Sama wiele lat próbowałam zmierzyć wskaźniki cząsteczek PM2,5 w powietrzu, które uszkadzają układ oddechowy. Odpowiedź była jedna: w całym obwodzie kemerowskim nie ma sprzętu, który pozwalałby to zbadać.
Poważnie? W obwodzie będącym industrialnym centrum azjatyckiej części Rosji nie ma możliwości laboratoryjnego zbadania jakości powietrza?
Nie ma. Dysponuję nagraniem rozmowy z naczelnikiem Komitetu Śledczego w naszym mieście Janem Juchniewiczem, który mi tłumaczy, że nie może znaleźć laboratorium, które zdołałoby zbadać, czy faktycznie, zgodnie ze skargami mieszkańców, w jednej z dzielnic Kisielowska doszło do zapłonu węgla.
O ile krócej żyją niż przeciętni Rosjanie mieszkańcy Kisielowska?
Dla dziewczynki urodzonej w 2004 r. w Kuzbasie oczekiwana długość życia wynosi zaledwie 62 lata. Śmiertelność w obwodzie kemerowskim w wyniku chorób zakaźnych jest o 300 proc. wyższa niż średnia, co pokazuje, jak bardzo mamy upośledzoną odporność. To samo dotyczy nowotworów i wielu innych chorób. Tylko w wypadkach samochodowych ginie w obwodzie mniej ludzi, niż wynosi średnia krajowa. Obwód kemerowski nawet oficjalnie jest liderem w Rosji pod względem emisji metanu, gazu wybitnie szkodliwego dla klimatu. A i tak ta liczba jest nieprawdziwa, bo w gruncie rzeczy nie da się zmierzyć emisji w kopalni odkrywkowej.
Pewnie istnieją jakieś modele matematyczne.
Pewnie tak, ale nikt ich nie jest w stanie nam zaprezentować. Dodatkowo w kopalniach głębinowych metan się wychwytuje. Na odkrywce to niemożliwe, bo czym miano by przykryć dziurę o powierzchni 30-40 km kw.?
Cały świat walczy ze zmianami klimatu. Może to wpłynie na władze rosyjskie, żeby powalczyć przynajmniej z emisjami metanu?
Nie. Nikt się nie przejmuje środowiskiem, zdrowiem mieszkańców ani jakością ich życia.
Naiwne pytanie, ale musi paść. Kemerowscy politycy też nie podejmują tematu?
Opowiem panu historię. Zima z 2018 r. na 2019 r. była chyba najcięższa, bo w ogóle nie było wiatru. Dzieci nie mogły dojść do szkoły, bo się dusiły tym węglowym pyłem. W Kisielowsku mieści się zakład wzbogacania węgla Czerkasowskaja, który działa z drastycznym naruszeniem wszelkich możliwych norm. Wie pan, kto był dyrektorem? Nasz miejski radny. Z kolei syn prezesa SDS-Ugol Michaiła Fiediajewa Pawieł zasiada w Dumie Państwowej. Biznes i władza to jeden organizm.
Czyli nawet teoretycznie nie da się liczyć na wsparcie.
Nie. Biorąc pod uwagę moje doświadczenia w dziedzinie walki o przestrzeganie prawa, w Federacji Rosyjskiej nie ma już takiej możliwości. Na żadnym poziomie. Jedyne, co można robić, to opowiadać o tym wszystkim zagranicznym odbiorcom węgla. Oni też są czasem skorumpowani, ukrywają fakty przed władzami własnych państw i opinią publiczną. Ale nie ma innego wyjścia, jak opowiadać za granicą, jak brudny i krwawy jest rosyjski węgiel.
Ta działalność wielu się nie podoba. Dostawała pani pogróżki, atakowano panią fizycznie.
Napad był związany z czarnym handlem nieruchomościami. Wie pan, co to jest?
Proszę opowiedzieć.
Wyszukuje się inwalidów albo alkoholików, morduje ich, przejmuje ich mieszkania i sprzedaje. Napad był związany z tym, że przez dwa lata zajmowałam się podobnymi zgonami. Bardzo dużo pisaliśmy również o węglu, byłam założycielką „Nowosti Kisielowska”, ich redaktorką i dziennikarką. Timur Frank wskazał mnie, bo nie było mnie stać na prawników. Każdego tygodnia wysyłali przedsądowe wezwania do usunięcia konkretnych materiałów. Byłam śledzona przez człowieka wcześniej osądzonego za udział w wysadzeniu klubu bilardowego. Ten sam człowiek zastraszał ludzi protestujących przeciwko otwarciu odkrywki. Potem na stronie prowadzonej, o ile wiemy, przez funkcjonariuszy Centrum E (wydział FSB ds. walki z ekstremizmem - red.), pojawiały się pogróżki, że przydarzy mi się wypadek samochodowy. I tak się stało, a w aucie byłam nie tylko ja, lecz także moja najmłodsza córka i babcia, którą wiozłam do szpitala ze złamaną nogą. Zatrzymałam się na głównej drodze, żeby przepuścić ciężarówki z węglem, i samochód wjechał mi w bagażnik.
Ostatecznie zdecydowała się pani wyjechać z Rosji.
Mieszkam w Gruzji. W Rosji już by mnie zabili. A najbardziej bałam się nie policji czy FSB, ale ludzi od węgla.
Ile zarabiają teraz rosyjscy górnicy?
W przeliczeniu jakieś 900 dol. Ale nie protestują, nie walczą ani o wyższe pensje, ani bezpieczną pracę. Brakuje solidarności.
Ma pani w rodzinie tradycje górnicze?
W języku rosyjskim są dwa słowa na określenie górnika. „Szachtior” to ten, który pracuje pod ziemią, w kopalni głębinowej. „Ugolszczik” z kolei wydobywa węgiel w kopalni odkrywkowej. Dziadek był szachtiorem, a mąż jest ugolszczikiem. Ja już przestałam z nim walczyć. Jego idée fixe - dopracować do emerytury. Statystyki, zgodnie z którymi górnicy nie dożywają do emerytury, go nie przekonują. Tak jakby ludzie przestawali krytycznie myśleć.
Może po prostu nie widzą alternatywy.
Też, ale to nie zmienia faktu, że dobrowolnie idą na szafot. Górnik był zawsze uznawany za zawód prestiżowy. Ta romantyzacja, uznanie górników za bohaterów, nastąpiła podczas II wojny światowej, kiedy mężczyźni poszli na front, a zamiast nich do kopalń poszły kobiety, zwłaszcza do wydobycia rudy, która potem trafiała do kombinatów metalurgicznych. Wtedy powstał romantyczny obraz profesji. Mówi się często, że po wojnie górnicy zaczęli dużo zarabiać i dobrze żyć. Bzdura. Do dziś zarabiają mało i często mieszkają w barakach. A idąc do pracy, codziennie grają w rosyjską ruletkę. Wcześniej wypadkowość w kopalniach wynikała z braków technologicznych, nie było sprzętu, zamiast metanometrów noszono do kopalń kanarki, które zasypiały wraz ze wzrostem stężenia gazu. Mówiło się, że szczury uciekały przed metanem. To nieprawda. Dziadek opowiadał, że one potrafiły wyczuć ruchy górotworu poprzedzające tąpnięcia. Teraz wypadkowość wynika wyłącznie z pogoni za jak najwyższym zarobkiem kosztem przestrzegania zasad bhp. W efekcie tej rosyjskiej ruletki ludzie walczą ze stresem przy użyciu alkoholu. Jeśli ktoś wydobywa węgiel, najpewniej ma problem z piciem. Tak było zawsze.
Nazwę lokalnej gazety, która dawniej wychodziła w Kisielowsku, „W boj za ugol” (w bój o węgiel), można dwojako rozumieć. Mimo to chciałoby się zakończyć jakimś optymistycznym akcentem.
On będzie, jeśli zagraniczni odbiorcy rosyjskiego węgla zaczną zadawać producentom pytania o bhp i warunki pracy, o prawa człowieka i ochronę przyrody. Przy czym od razu chcę podkreślić, że nie mam na myśli zwykłych rodzin, które kupują parę ton, żeby ogrzać dom, ale wielkie firmy kupujące przemysłowe ilości. Gdyby wydobywcy zaczęli się bać, że nie znajdą klientów, jeśli nie zaczną przestrzegać zasad i korzystać ze zdobyczy technologii, może coś by się ruszyło. Kiedyś rozmawiałam o tym z jednym ekologicznym aktywistą. Mówiłam, że nie rozumiem, dlaczego ludzie o siebie nie dbają. Zapytał, czy wiem, dlaczego Mojżesz przez 40 lat prowadził Żydów przez pustynię. Chodziło o to, żeby odeszło poprzednie pokolenie, nieznające Boga, i nie wpływało na mentalność nowej generacji. Dopóki nie odejdzie pokolenie, które nie ceni własnego życia, niczego nie zmienimy. Dlatego w Rosji tyle uwagi jest poświęcane - proszę dać to w cudzysłów - „wychowaniu patriotycznemu”. Władze wiedzą, że nowa generacja będzie inna niż dotychczasowe, widząca więcej i szerzej, także w kwestiach ekologicznych. Dlatego trzeba ją pozbawić tej zdolności. A mnie pozostaje tylko krzyczeć, że rosyjski węgiel jest brudny, krwawy, skorumpowany, kryminalny. Kupując go, zagranica zakrywa oczy na śmierć i wspiera dyktaturę, dzięki której ten biznes jest w ogóle możliwy. Boicie się Putina, a sami go stworzyliście. Kupujecie od niego gaz i ropę. I teraz wy jesteście od tego człowieka zależni, a my przez niego umieramy.
***
15 grudnia, już po rozmowie DGP z Natalją Zubkową, zatrzymano dyrektora kopalni Listwiażnaja Michaiła Fadiejewa i głównego inżyniera Antona Jakutowa. Komitet Śledczy postawił im zarzuty dotyczące łamania norm bhp prowadzących do śmierci. Zatrzymani nie przyznają się do winy.