Komisja Europejska od połowy sierpnia mówi, że daje dodatkowe pieniądze, ale nie dała jeszcze ani jednego eurocenta. Przygotowując pierwszą transzę, nie dokonała proporcjonalnego podziału z uwzględnieniem udziału w rosyjskim eksporcie. Zrobiła to dopiero przy drugiej transzy, redukując przydziały o zgłoszenia z pierwszego programu. Jest to działanie złe, które powoduje niepokój wśród rolników. – mówi Marek Sawicki, szef resortu rolnictwa.
Komisja Europejska daje dodatkowe 165 mln euro na nowy program rekompensat dla sektora owoców i warzyw za straty związane z rosyjskim embargiem. Czy w Polsce ktoś skorzysta z tego programu?
Komisja od połowy sierpnia mówi, że daje dodatkowe pieniądze, ale nie dała jeszcze ani jednego eurocenta. Rozporządzenie w sprawie pierwszej transzy zostało uruchomione w sierpniu, ale wypłata środków została wstrzymana do 15 października. Teraz mówimy o kolejnych 165 mln i też nie do końca wiemy, jak i kiedy te środki będą rozdysponowane. Chciałbym podkreślić, że gdyby te środki zostały uruchomione już w sierpniu, rynek już mógłby się ustabilizować. Tymczasem pieniądze trafią do rolników nie wcześniej niż na początku listopada.
Ta nieskuteczność nie jest grą na czas? Może Komisja wcale nie chce wypłacać tych pieniędzy?
W mojej ocenie to brak odpowiedzialności ze strony komisarza Daciana Ciolosa, któremu na sierpniowym spotkaniu tłumaczyłem, by decyzje podejmował w trybie pilnym, gdyż wymagała tego sytuacja.
Polska jest największym eksporterem jabłek na świecie, a w tej nowej transzy pomocowej tylko 17 tys. ton ma być objęte rekompensatą.
Panie redaktorze, mówi pan o nowej transzy, ale nie zapominajmy, że w pierwszej transzy 125 mln euro Polska zagospodarowała 87 proc. środków.
Czyli analogicznie teraz zagospodarujemy mniej?
Komisja Europejska, przygotowując pierwszą transzę, nie dokonała proporcjonalnego podziału z uwzględnieniem udziału w rosyjskim eksporcie. Zrobiła to dopiero przy drugiej transzy, redukując przydziały o zgłoszenia z pierwszego programu. Jest to działanie złe, które powoduje niepokój wśród rolników. W czarnym scenariuszu może się okazać, że stawki za wycofywane kilogramy będą poniżej poziomu godności. Wtedy rolnicy całkowicie z nich zrezygnują.
Może trzeba by uderzyć pięścią w stół i poprosić, by rolnicy pojechali do Brukseli i tam rozsypali jabłka?
Byliśmy z naszymi jabłkami w Brukseli, rozdawaliśmy je urzędnikom i zwracaliśmy uwagę na problem. Ja zachęcam rolników do tego, by kilka tirów jabłek, pomidorów czy papryki zawieźli do Amsterdamu i zaczęli je sprzedawać po cenach rekompensat – za kilka eurocentów za kilogram. Ciekawe, co powiedzieliby tamtejsi rolnicy.
Mówił pan niedawno, że komisarz Ciolos ma do dyspozycji jeszcze 425 mln euro na stabilizację rynków. Jaka część środków została na ewentualne rekompensaty?
Komisja nadal nie rozdysponowała tych 425 mln i ze względu na tryb podejmowania decyzji wiemy już, że tego budżetu nie wykorzysta. Środki wrócą do nas w postaci nieco wyższych dopłat bezpośrednich w przyszłym roku. Powstaje problem, bo nie wiadomo, co się stanie, gdy przyszłoroczny budżet nadszarpniemy na walkę z tegorocznym kryzysem. Istnieje obawa, że jeśli za rok sytuacja się powtórzy, środków na rekompensaty po prostu zabraknie.
Rosja nałożyła na nas sankcje w sierpniu, rolnicy zadają sobie pytanie, ile jeszcze potrwa embargo. I czy tylko polityka będzie decydować, że jest tak, jak jest.
Myślę, że sankcje potrwają długo, a jeśli zostaną zdjęte, to nie dla wszystkich państw UE. Zaangażowanie Polski na Ukrainie bardzo boli Władimira Putina i z pewnością nie możemy liczyć na żadne uprzywilejowanie. Podkreślam jednak, że rynek powoli się stabilizuje. Ceny warzyw wracają do tych sprzed 1 sierpnia 2008 roku. Całkiem nieźle idzie nam także eksport produktów mleczarskich i mięsnych, nie tylko na rynek UE, lecz także na rynki trzecie, poza Rosję.
Spodziewa się pan, że w przyszłym roku spadnie sprzedaż jabłek? Że plantatorzy ograniczą produkcję w obawie o utratę ważnego rynku zbytu?
Nie obawiam się. Tak samo, jak nie spadła produkcja mleka po karach nakładanych za nadprodukcję, tak również nie spodziewam się, że rolnicy zaczną wycinać sady. Jeśli aktywnie wejdziemy na rynki trzecie, to liczę, że w innych częściach świata sprzedamy nasze jabłka, których jakość jest bardzo wysoko oceniana.
A te daleki rynki, o których pan minister wspomina, to...?
Na przykład Indie, Turcja, Algieria, Iran, a także Wietnam i Hong-Kong.
Dziś expose premier Ewy Kopacz. Czy sadownicy i mieszkańcy wsi usłyszą coś ciekawego?
Teraz najważniejsza jest sprzedaż bezpośrednia i przetwarzanie produktów we własnym gospodarstwie. Nie możemy także zapominać o wsparciu dla gospodarstw rodzinnych i funduszu stabilizacji dochodów, który umożliwi kontrolę rynkowych problemów, bez konieczności czekania na ruch Komisji Europejskiej.