W odpowiedzi na rosnący popyt zwiększyła się globalna produkcja stali. W kwestii cen wiele zależy od Chin.

Dane opublikowane w tym tygodniu przez Światowe Stowarzyszenie Stali potwierdzają, że producenci odpowiadają na rosnące – na skutek ożywienia gospodarczego – zapotrzebowanie na surowiec.
W lipcu produkcja stali zwiększyła się do poziomu 161,7 mln ton, a więc o 3,3 proc. r/r. Dużym zaskoczeniem jest to, że wzrost odnotowano pomimo znacznego spadku u największego światowego producenta. Chiny dostarczyły o ok. 8,4 proc. mniej surowca niż rok wcześniej.
To jednak nie był efekt niższego popytu od tamtejszych firm, lecz skutek zmiany polityki Pekinu – władze chcą redukować emisję CO2 i postanowiły walczyć z nadprodukcją. Na razie jednak wszystko wskazuje, że ubiegłoroczny rekord i tak zostanie pobity – od stycznia do lipca w Państwie Środka wytworzono już prawie 650 mln ton stali (o 8 proc. więcej r/r).
Na cięciach chińskiej produkcji korzystają kraje, które teraz mają okazję odbić się po pandemicznym kryzysie. Do gry wróciła Unia Europejska – w lipcu wyprodukowano w niej 13 mln ton stali, a więc aż o 30 proc. więcej niż rok temu. Same Niemcy, największy unijny dostawca tego surowca, odpowiadają za 3 mln ton. Wzrostowa dynamika utrzymuje się nawet pomimo bardzo wysokich cen uprawnień do emisji CO2, które przekraczają od czerwca poziom 50 euro za tonę.
Największy skok produkcji dotyczy jednak regionów o mniej restrykcyjnej polityce klimatycznej. Znacznie aktywniejsze są huty w Afryce i Ameryce Południowej. Produkcja na tych kontynentach od stycznia do lipca wzrosła odpowiednio o 29 i 28 proc., podczas gdy w Unii Europejskiej w tym samym okresie zwiększyła się o jedną piątą.
Obecna sytuacja na rynku przełożyła się na utrzymanie cen, które wcześniej biły rekordy.
– Prognozowaliśmy stabilizację bądź lekką korektę cen stali w okresie wakacyjnym. I faktycznie widać było, że choćby za sprawą chińskich ograniczeń produkcyjnych, po radykalnym spadku cen rudy żelaza (z ok. 200 do ok. 160 dol. za tonę), która jest najważniejszą determinantą dla stali, ceny większości wyrobów przestały rosnąć – mówi Jakub Szkopek, analityk DM mBanku.
Spotkało się to również z zadowoleniem polskiego biznesu, który borykał się z ogromnym wzrostem kosztów.
– Ceny przestały rosnąć w tempie, który straszył branżę budowlaną, motoryzacyjną i AGD od początku 2021 r. Na polskim rynku można zaobserwować nawet umiarkowany spadek cen wyrobów stalowych. Z punktu widzenia firm budowlanych sytuacja jest jednak daleka od komfortowej, bo są one wciąż rekordowo wysokie. Profil HEB kosztuje 4,5–4,6 tys. zł za tonę, pręty zbrojeniowe 4,1–4,2 tys. zł za tonę, a blacha gorącowalcowana 5,8–6,0 tys. zł za tonę, czyli o 50–100 proc. więcej niż na początku roku – mówi Damian Kaźmierczak, główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
Eksperci są jednak zgodni, że pozytywna dla odbiorców zmiana może nie potrwać długo.
– Spodziewamy się, że dalsze zacieśnianie produkcji w Chinach, połączone z powrotem działalności przemysłowej i wchodzeniem nowych programów inwestycyjnych w Europie czy na świecie, spowoduje wzrost cen w IV kw. br. Ważnym elementem może okazać się też kolejna fala COVID-19, która dotknie producentów z niskim wskaźnikiem szczepień – np. Australię czy Brazylię. Już wcześniej widzieliśmy, jak pandemia zablokowała port w australijskim Newcastle – tłumaczy Jakub Szkopek.
Prawdziwym sprawdzianem dla rynku okaże się przyszły rok, który zapowiada się na trudniejszy. Z jednej strony istnieje presja na redukowanie mocy wytwórczych w związku z polityką klimatyczną, z drugiej są ogromne plany infrastrukturalne w UE i Stanach Zjednoczonych, które będą generowały popyt. Niewykluczone, że Chiny będą zmuszone zawrócić z obecnie obranego kursu redukcji produkcji albo będą wysysać globalny rynek poprzez import tak jak przed laty zrobiono z koksem – dodaje analityk mBanku.
– Jedyna nadzieja w szybkim nasyceniu rynku, ponieważ wiele firm kupuje wyroby stalowe na zapas, a wówczas dystrybutorzy będą musieli obniżać ceny, żeby upłynnić zapasy stali, które trafiają do ich magazynów – uważa Damian Kaźmierczak. ©℗