Walka z prześladowaniem Ujgurów jest coraz bardziej zdecydowana, ale producenci ubrań i butów starają się nie zrazić klientów na największym rynku świata

Biały Dom przed weekendem dodał do czarnej listy 14 chińskich przedsiębiorstw. W wykazie znajdują się m.in. placówki badawcze (np. Chińska Akademia Elektroniki i Technologii Informacyjnych) i firmy technologiczne, które dostarczają rozwiązania władzom w Pekinie. Chodzi m.in. o Chengdu Xiwu Security System Alliance tworzące systemy wykorzystywane przez straż graniczną czy pochodzące z prowincji przedsiębiorstwa dostarczające oprogramowanie do monitorowania mniejszości narodowych, w tym również ludzi zamkniętych w obozach pracy. Jak uzasadniono, wykluczone instytucje są „zamieszane w łamanie praw człowieka i nadużycia związanie z wdrażaniem chińskiej kampanii represji, masowych zatrzymań i inwigilacji za pomocą zaawansowanych technologii wymierzonych w Ujgurów, Kazachów i innych członków muzułmańskich grup mniejszościowych w Regionie Autonomicznym Sinciang”.
Chiny zapowiadają odwet. – Strona chińska podejmie wszelkie niezbędne środki w celu ochrony uzasadnionych praw i interesów chińskich firm i odrzuca amerykańskie próby ingerencji w wewnętrzne sprawy Chin – mówił jeszcze w piątek rzecznik ministerstwa spraw zagranicznych Wang Wenbin. W niedzielę chińskie ministerstwo handlu stwierdziło w oświadczeniu, że posunięcie USA stanowiło „nieuzasadnione tłumienie chińskich przedsiębiorstw i poważne naruszenie międzynarodowych zasad gospodarczych i handlowych”. Dlatego deklarują, że nie pozostawią tego bez reakcji.
Można się spodziewać, że Pekin jeszcze uważniej będzie przyglądał się zachodnim firmom, dla których tamtejszy rynek pozostaje kluczowy, i będzie podsycał antyzachodnie nastroje. Chodzi m.in. o firmy odzieżowe, które jeszcze w ubiegłym roku odżegnywały się od pozyskiwania bawełny z chińskich obozów pracy. Władza potraktowała apel jako zniewagę i nawoływała do bojkotu zachodnich producentów. Choć poruszenie na chińskich portalach społecznościowych wybuchło jeszcze w marcu, to koncerny odcinające się od przemocy względem Ujgurów do dziś boleśnie przekonują się o efektach.
Nike w ciągu trzech miesięcy między marcem a majem wypracowała w Państwie Środka sprzedaż na poziomie 1,9 mld dol. I choć to więcej o 17 proc. niż w ubiegłym roku w czasie szalejącej pandemii, to i tak wynik daleki jest od nadziei, jakie firma wiąże z tamtejszym ogromnym rynkiem zbytu. Podczas gdy globalne wyniki znacznie przebiły wcześniejsze prognozy, analitycy przewidywali, że za Wielkim Murem firma osiągnie pułap 2,2 mld dol.
To sprawia, że firma pomimo deklaracji o nieużywaniu bawełny zebranej przez zniewolonych Ujgurów i uspokojeniu tym samym części europejskich i amerykańskich konsumentów chce sobie na nowo zjednać chińskich kupujących. – Nike jest marką Chin i dla Chin – zapewniał pod koniec czerwca podczas spotkania poświęconego wynikom finansowym John Donahoe, prezes Nike, podkreślając, że marka jest na tamtejszym rynku już od 40 lat.
W jeszcze gorszej sytuacji jest szwedzki H&M, który najmocniej ucierpiał na bojkocie, a jego ubrania nadal nie wróciły na część chińskich platform handlowych. W efekcie sprzedaż w II kw. na tamtejszym rynku spadła aż o 23 proc.
Jednakże niewykluczone też, że Zachód wyciągnie konsekwencje wobec firm, które dotychczas niewiele robiły w kwestii Ujgurów. Francuska prokuratura poinformowała, że wszczęła śledztwo w związku z czerpaniem i ukrywaniem zysków powstałych w wyniku wykorzystywania tej mniejszości. Jak ustaliły francuskie media, sprawa dotyczy Uniqlo, Inditeksu, SMCP oraz Skechers. Przedsiębiorstwa odrzucają zarzuty, ale deklarują pełną współpracę z organami ścigania. Z kolei Komisja Spraw Zagranicznych w brytyjskiej Izbie Gmin wezwała w tym miesiącu rząd do zakazu importu produktów pochodzących z Sinciangu – prowincji, w której dochodzi do prześladowań.
Problemy zagranicznych firm są motorem napędowym do dalszych wzrostów chińskich producentów odzieży. Xtep, Li Ning i Anta wzrosły od kwietnia kolejno o ok. 200, 60 i 40 proc. Dalszy rozkwit tamtejszych firm mają spowodować przygotowania do zimowej olimpiady w Pekinie w 2022 r., bo duże międzynarodowe imprezy zazwyczaj sprzyjają rosnącej sprzedaży odzieży sportowej.
Igrzyska dodatkowo mogą rozbudzać nastroje nacjonalistyczne. Jeszcze przed rozpoczęciem stały się areną batalii między Pekinem a Zachodem. Stany Zjednoczone i część Europy zapowiadają bowiem zbojkotowanie wydarzenia właśnie ze względu na represje w Sinciangu. W przypadku USA stosowny akt zyskał już poparcie w Senacie, teraz oczekuje wsparcia Izby Reprezentantów – jej przewodnicząca Nancy Pelosi wezwała deputowanych do poparcia inicjatywy. Z kolei sekretarz stanu Antony Blinken zapowiedział, że USA wraz z sojusznikami planują wypracowanie wspólnego stanowiska. W ubiegłym tygodniu niewiążącą rezolucję wzywającą do bojkotu podjął Parlament Europejski.
Rozmowa o bojkocie konsumenckim :