Wbrew obiegowemu przeświadczeniu obecny PKN Orlen nie jest spółką państwową: Skarb Państwa ma bezpośrednio „jedynie” 27,5 proc. akcji w spółce, a po nabyciu akcji Energi, Lotosu i PGNiG zgodnie z pierwotnym zamysłem struktury transakcji, proporcja udziałów Skarbu Państwa w powiększonym Orlenie pozostałaby bez zmian.

Czyli Skarb Państwa nadal byłby mniejszościowym akcjonariuszem podmiotu, który absolutnie decydowałby o bezpieczeństwie energetycznym i gospodarczym Polski. Taki koncern mógłby zaś już być interesującym podmiotem do przejęcia – niekoniecznie wrogiego – przez innych dużych graczy na rynku paliwowym. Powstanie „nowego” Orlenu, jako nowo powołanej spółki, do której aportem będą wnoszone akcje PGNiG i Lotosu, wydaje się bardziej akceptowalne społecznie. Będzie też budzić mniejsze emocje niż zakup akcji tych spółek przez Orlen i sprowadzenie niezwykle ważnych dla polskiej gospodarki Lotosu i PGNiG do roli spółek parterowych. Ten aspekt ma szczególne znaczenie w przypadku PGNiG, w którym kompetencje gazowe w zakresie poszukiwań, wydobycia, dystrybucji i tranzytu są z oczywistych względów o wiele wyższe niż w Orlenie.
Z punktu widzenia Orlenu niewątpliwą zaletą nowej struktury transakcji jest przeprowadzenie jej – co do zasady – w formie bezgotówkowej. W obecnej sytuacji finansowej Orlenu, będącej wynikiem 2,4 mld zł strat, jakie poniosła spółka dominująca w 2020 r. oraz planów związanych z wypłatą rekordowo wysokiej dywidendy głównie z kapitału zapasowego, nabywanie za gotówkę akcji Lotosu, a przede wszystkim PGNiG, byłoby co najmniej dużą nieroztropnością. Nie ma też co ukrywać, że fuzja z PGNiG, posiadającym jeszcze znaczące zasoby gotówki, niewątpliwie bardzo dobrze wpłynie na poprawę wskaźników zadłużenia Orlenu.
I po zmianie koncepcji powoływanie „nowego” Orlenu będzie procesem trudnym, bez gwarancji ostatecznego sukcesu. W lipcu br. spółka ma przedstawić partnerów do nabycia części aktywów Lotosu, zgodnie z tzw. środkami zaradczymi (wczoraj pisaliśmy, że Orlen poprosił o przełożenie terminu – red.). Proces ten budzi kontrowersje, a nabywców znacznej części biznesu Lotosu musi zatwierdzić Komisja Europejska. Następnie walne zgromadzenie Lotosu większością trzech czwartych głosów musi zaakceptować wydzielenie aktywów do nowo powołanego joint venture. Z tym nie powinno być problemów, bo Skarb Państwa posiada 53 proc. akcji Lotosu, choć nie można wykluczyć jakiejś niespodzianki.
O wiele ciekawiej przedstawia się kolejny etap procesu, kiedy to walne zgromadzenia Lotosu i Orlenu muszą wyrazić zgodę na połączenie obu spółek większością czterech piątych głosów obecnych na zgromadzeniach. O ile Skarb Państwa ma kontrolę sprawczą w akcjonariacie Lotosu, to w Orlenie sytuacja przedstawia się inaczej. Skarb Państwa ma bezpośrednią lub pośrednią kontrolę nad ok. 50 proc. akcji. Pozostaje więc pytanie, jaką premię będzie chciał zapłacić Skarb Państwa instytucjonalnym akcjonariuszom, aby uzyskać ich zgodę na transakcję.
Z analogiczną sytuacją będziemy mieli do czynienia w przypadku uzyskania zgody walnych zgromadzeń Orlenu i PGNiG. Posiadając ponad 72 proc. głosów w PGNiG, Skarb Państwa bez problemów przegłosuje stosowne uchwały. Natomiast kolejny raz „większościowy” akcjonariat Orlenu zażąda godziwego wynagrodzenia za zgodę na transakcję.
Do tego w obu przypadkach dochodzą skomplikowane kwestie parytetu wymiany akcji pomiędzy akcjonariuszami Lotosu, PGNiG a Orlenu. Dziś trudno cokolwiek wyrokować w tym względzie, ponieważ ani Orlen, ani Skarb Państwa nie przedstawiły konkretów odnośnie do tej części procesu. Efektem powyższych zmian ma być doprowadzenie do tego, aby Skarb Państwa posiadał ok. 50-proc. udział w akcjonariacie „nowego” Orlenu, wykluczając tym samym ryzyko nieprzewidzianego lub wrogiego przejęcia kontroli nad znaczną częścią polskiego rynku paliwowo-energetycznego. Nie można odrzucać scenariusza, w którym akcjonariuszem „nowego” Orlenu zostałby globalny, przyjazny partner branżowy, wnosząc do spółki nie tylko środki finansowe, lecz także know-how oraz możliwość działania na rynkach światowych. To mógłby być prawdziwy game changer na rynku energetycznym w Europie, dający „nowemu” Orlenowi przynajmniej przepustkę do gry przy głównym stole. Tylko że wtedy trzeba się liczyć z koniecznością przekazania takiemu partnerowi nawet większościowego pakietu w akcjonariacie spółki…
Ale jaki jest cel tego projektu? Nie przekonują mnie argumenty, że dzięki temu „nowy” Orlen będzie jeszcze większy, bo na tle europejskiej konkurencji, nie mówiąc już o globalnych koncernach, nadal będzie to stosunkowo mały podmiot. Powstanie nowego, multienergetycznego koncernu może mieć sens tylko wtedy, gdy będzie to sprawne i efektywne narzędzie dla realizacji Europejskiego Zielonego Ładu i pozwoli osiągnąć Polsce cele zeroemisyjnej gospodarki wcześniej niż w 2050 r., a energia będzie tania i ogólnodostępna dla wszystkich obywateli. ©℗
Orlen z paczką i przekąską
Do końca roku paliwowy gigant otworzy 40 sklepowo-gastronomicznych punktów „Orlen w ruchu”, a za kilka lat będzie ich miał 900. Pierwszy ruszył wczoraj w Warszawie. W rozwój tej działalności koncern do 2030 r. zainwestuje 11 mld zł, co zwiększy zysk EBITDA segmentu detalicznego do ok. 5 mld zł (z 3,3 mld zł w ub.r.).
Oprócz kawy i hot dogów „Orlen w ruchu” oferuje też usługi nadawania i odbierania przesyłek „Orlen paczka”. – W tym roku będziemy mieć 5 tys. punktów odbioru paczek. Do końca września uruchomimy 200 maszyn do automatycznego odbioru, a do końca roku 500 – zapowiada prezes spółki Daniel Obajtek. Lider tego sektora, InPost, ma ponad 12 tys. paczkomatów.
Elżbieta Rutkowska