Spór Prairie Mining z Polską finansuje wyspecjalizowany fundusz, co świadczy o tym, że australijska spółka ma spore szanse na wygraną – uważają prawnicy.

Tymczasem polska Prokuratoria Generalna w odpowiedzi dla DGP napisała, że w „ocenie RP inwestorowi nie przysługują żadne roszczenia oparte na prawie międzynarodowym”. 9 czerwca Prairie Mining poinformowała o złożeniu pozwu przeciw Polsce o odszkodowanie w wysokości 806 mln funtów brytyjskich (4,2 mld zł). Uważa, że Polska zablokowała rozwój należących do niej kopalń Jan Karski i Dębieńsko. Według naszych rozmówców fundusze litygacyjne szczegółowo oceniają szanse wygranej, zanim zainwestują środki, a w tym przypadku to ponad 12 mln dol. – To się odbywa tak, że fundusz mówi: za 10 czy 50 proc. zasądzonej kwoty ja ci daję pieniądze na prowadzenie sporu. Przegrasz, trudno, moje ryzyko – wyjaśnia mec. Monika Hartung, partner w kancelarii Wardyński i Wspólnicy. Jej zdaniem trudno dziś przesądzać, na jakie odszkodowanie może liczyć Prairie i czy będzie ono niższe niż żądana kwota 4,2 mld zł. – To będzie wynikać z opinii biegłych, którzy będą patrzeć na utracone korzyści, na to, ile firma by zarobiła, gdyby dostała koncesje na wydobycie – zaznacza prawniczka.
Wojciech Wrochna, specjalizujący się w prawie energetycznym w kancelarii Kochański & Partners, wskazuje, że możliwe jest stwierdzenie naruszenia traktatu o ochronie inwestycji, ale nie zostanie przyznane odszkodowanie lub będzie ono niewielkie. – Firma szuka ochrony w oparciu o umowę między Polską a Australią, bo w polskim sądzie w praktyce mogłaby dochodzić tylko odszkodowania związanego z bezpośrednią szkodą spowodowaną ewentualnym naruszeniem prawa. W oparciu o umowę o ochronie inwestycji jest w stanie dochodzić odszkodowania także za oczekiwane zyski – mówi DGP mec. Wrochna. Hartung podkreśla zaś, że w tego rodzaju arbitrażach częstym zarzutem jest nierówne traktowanie inwestora, gorsze niż przedsiębiorcy krajowego.