Na Białorusi działa ok. 400 polskich firm. Swoje zakłady mają tam polskie przedsiębiorstwa budowlane czy meblowe. Ci, którzy prowadzą biznes, podkreślają, że ich zakłady pracują bez zmian.
Na Białorusi działa ok. 400 polskich firm. Swoje zakłady mają tam polskie przedsiębiorstwa budowlane czy meblowe. Ci, którzy prowadzą biznes, podkreślają, że ich zakłady pracują bez zmian.
– Od początku pracy nie spotkaliśmy się z negatywnym przedstawicieli administracji państwowej czy służb mundurowych – podkreśla Janusz Dziugiewicz, koordynator ds. rynków wschodnich firmy Szynaka Meble, która prowadzi działalność na Białorusi od listopada 2018 r.
Jak dodaje, napięcia polityczne nie mają wpływu na bieżącą działalność. – Nie odnotowaliśmy dodatkowych kontroli czy uciążliwości w związku z działalnością gospodarczą. Samochody z towarami swobodnie przemieszczają się w obydwie strony – mówi Dziugiewicz. Inne firmy również deklarują, że zawirowania im niestraszne – przedsiębiorcy musieli wziąć pod uwagę kryzysy polityczne jeszcze przed decyzją o inwestycji. – Kryzys rodzi niepokój i niekorzystnie wpływa na nastroje ekonomiczne, ale białoruskie przedsiębiorstwa są przyzwyczajone do działania w niestabilnym otoczeniu, a bieżący kryzys polityczno -ekonomiczny jest już trzecim, z którym przyszło się im zmierzyć w ciągu ostatniej dekady. My na rynku białoruskim działamy od 2007 r. i przetrwaliśmy niejedno – zapewnia Anna Danek z CDRL, do której należy Buslik, największa sieć sklepów dziecięcych w tym kraju.
Przedsiębiorcom nie podobają się jakiekolwiek pomysły sankcji gospodarczych, które rozważają unijni przywódcy. Ostateczna decyzja w tej sprawie zostanie podjęta najpewniej 21 czerwca. – Sankcje z reguły uderzają w zwykłych ludzi i prywatny biznes. Uważamy, że w ogóle nie powinny być wprowadzane – przekonuje Dziugiewicz. – Sankcje to broń obosieczna i należy się liczyć z tym, że w mniejszym lub większym stopniu dotkną polski biznes – dodaje Danek. – Biorąc pod uwagę nasze wcześniejsze doświadczenia w zakresie sankcji, nie sądzimy, aby zapowiadane obostrzenia dotknęły bezpośrednio naszą branżę, choć oczywiście pośrednio należy się spodziewać spadku siły nabywczej białoruskich konsumentów – mówi.
Część przedsiębiorców prowadząca biznes na Białorusi woli nie komentować sytuacji pod nazwiskiem. Ale nieoficjalnie przyznają, że choć rozumieją silniejszą reakcję Zachodu na działania białoruskiego reżimu, to zdają sobie sprawę, że ewentualne sankcje uderzą także w ich interesy. Niektóre branże we wprowadzeniu sankcji mogą dostrzegać jednak szansę. Tak jest w przypadku cementu. Polscy producenci od dawna narzekają na rosnący import surowca z Białorusi, niezwiązanej ograniczeniami klimatycznymi. Jak podaje Stowarzyszenie Producentów Cementu, w 2020 r. import z Białorusi wyniósł 440 tys. ton, o 80 proc. więcej niż rok wcześniej, a w stosunku do 2016 r. import z tego kierunku wzrósł o niemal 300 proc.
W marcu do Polski trafiło kolejne 47 tys. ton, co oznacza, że ten rok również zapowiadał się rekordowo. Przedstawiciele branży wysłali nawet w tym miesiącu list do premiera, by naciskał na Komisję Europejską na rzecz szybszego wprowadzenia mechanizmu ochrony granic, który ograniczyłby sprowadzanie cementu spoza UE. Wydarzenia na Białorusi mogą sprawić, że postulat ten może być spełniony w sposób inny, niż się spodziewali. Innym takim sektorem jest petrochemia. Paliwo z Białorusi produkowane z ropy kupowanej z Rosji po preferencyjnych cenach konkuruje z tym z należących do Orlenu litewskich Możejek. Zakaz importu towarów zza Buga to także potencjalna szansa na to, by więcej miejsca na europejskim rynku mieli polscy producenci. Wartość białoruskiego eksportu paliw i produktów petrochemicznych przekracza 1 mld euro.
W dziedzinie chemii istotny wpływ może mieć rozważane ograniczenie handlu nawozami sztucznymi. Branża podchodzi jednak z rezerwą do liczenia zysków. – Trzeba poczekać, jaki będzie ostateczny zakres produktowy ewentualnych sankcji – podkreśla prezes Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego Tomasz Zieliński. Osoby zaangażowane w polsko-białoruskie relacje gospodarcze podkreślają, że obecne kontakty ograniczają się do utrzymywania już istniejących projektów. To także problem białoruskiego biznesu, który myśli o ekspansji zagranicznej. – Nowe projekty gospodarcze są zamrażane, o istniejące przedsiębiorcy się boją. 25 i 26 maja organizowałem misję gospodarczą przedsiębiorców z Białorusi do Polski. Zainteresowanie jest, ale decyzje trzeba odłożyć do wyklarowania się sytuacji – opisuje Kazimierz Zdunowski, prezes Polsko-Białoruskiej Izby Handlowo-Przemysłowej.
Zdunowski też krytykuje pomysł dalszego ograniczania relacji handlowych. – Sankcje gospodarcze uderzą przede wszystkim w polskich przedsiębiorców, którzy zainwestowali w Białorusi, oraz w naród białoruski – mówi. – Nie ma możliwości wprowadzenia realnych sankcji, które nie będą odbijać się na społeczeństwie. Trzeba jednak zauważyć, że aktywna część Białorusinów i znaczna część opozycji otwarcie do nich wzywa i jeśli ktoś był do tej pory powściągliwy, to jest to właśnie Unia Europejska. Opozycja niemal jednogłośnie twierdzi, że sankcje mogą osłabić reżim Alaksandra Łukaszenki. Demokratyzacja Białorusi długoterminowo przyniosłaby też korzyści zagranicznym inwestorom w postaci liberalizacji bardzo scentralizowanej dziś gospodarki – ocenia Wojciech Konończuk, zastępca dyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama