Zamiast na unijnym szczycie, premier Mateusz Morawiecki spróbuje osobiście przekonać Ursulę von der Leyen do polskich postulatów w sprawie klimatu.

Na szczycie w Brukseli przywódcom 27 krajów członkowskich nie udało się przyjąć wspólnego stanowiska w sprawie klimatu. Komisja Europejska byłaby nim zobowiązana, przygotowując pakiet 12 nowych polityk, które mają w szczegółach pokazać, jak Unia Europejska będzie realizować nowy cel klimatyczny na 2030 r. Na podniesienie poprzeczki z 40 proc. do 55 proc. redukcji emisji CO2 unijni liderzy zgodzili się w grudniu. Teraz mieli swoje stanowisko doprecyzować, ale się nie udało.
KE ma zaprezentować pakiet w połowie lipca. Przedtem premier Mateusz Morawiecki ma przekazać osobiście polskie postulaty szefowej KE Ursuli von der Leyen. Resort środowiska, który przygotowuje spotkanie, zapowiada, że dojdzie do niego w połowie czerwca. Oficjalnie ministerstwo nie chce przesądzać, co stanie na agendzie. Premier będzie chciał zapewne powrócić do spraw, których nie udało się ustalić na szczycie.
Pierwsza kwestia dotyczyła rozporządzenia w sprawie wspólnego wysiłku redukcyjnego. Ustala ono sposób, w jaki obciążenia związane z celami klimatycznymi są dzielone pomiędzy poszczególne państwa. Chodzi o sektory nieobjęte systemem handlu ETS, a więc o transport, budownictwo, rolnictwo czy gospodarkę odpadami. Do tej pory kryterium podziału było PKB, co sprawiało, że biedniejsze kraje w mniejszym stopniu były obciążone polityką klimatyczną.
Wśród bogatszych państw pojawił się jednak postulat, by zasady zmienić. Unia miałaby przejść z kryterium PKB na efektywność kosztową, co oznaczałoby redukowanie emisji tam, gdzie przynosi to bardziej widoczne efekty. A więc w krajach, które do tej pory redukowały mniej. By dalej redukować emisje, Francja, która większość energii pozyskuje z atomu, musi „szukać” emisji w innych sektorach gospodarki takich jak produkcja czy transport. Tymczasem w „krajach węglowych” można uzyskać duże cięcia przełączając np. mniejsze ciepłownie nieobjęte systemem ETS z węgla na gaz. Polska zabiegała, by w konkluzjach zapisano utrzymanie kryterium PKB. Ostatecznie nie udało się porozumieć i teraz decyzję podejmie KE, która nie jest zobowiązana wytycznymi europejskich przywódców. Ursula von der Leyen jest jednak za tym, by PKB pozostało głównym kryterium.
– KE może nie być przekonana do efektywności kosztowej, bo to oznaczałoby daleko idące zmiany w działaniu rozporządzenia – mówi DGP Adam Jarubas, europoseł PSL. Jak podkreśla, taka zmiana jest bardziej prawdopodobna w perspektywie dochodzenia do celu neutralności klimatycznej wyznaczonego na 2050 r., a nie na 2030 r.
– Szczególnie że w tej perspektywie i tak w biedniejszych krajach będą musiały nastąpić znaczące redukcje emisji. Myśląc w ogóle o przejściu na efektywność kosztową, należałoby jednak wprowadzić mechanizm, np. na kształt Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, który rekompensowałby wysiłek redukcyjny biedniejszych krajów, których miks energetyczny pozostaje oparty na węglu – dodaje europoseł.
Premier miał też walczyć na szczycie o więcej pieniędzy z Funduszu Modernizacyjnego, który pozwoliłby na zwiększenie wpływów budżetowych z handlu emisjami. To postulat podnoszony przez polską stronę od dłuższego czasu. Problem polega jednak na tym, że oznacza zmniejszenie wpływów budżetowych ze sprzedaży uprawnień pozostałych państw.
Kolejną kwestią sporną jest rozszerzenie systemu ETS o transport i budownictwo. Von der Leyen potwierdziła taki zamiar. Polska obawia się o zbyt duże koszty, zwłaszcza jeśli idzie o sektor budynków.
Inna kwestia to podział pozwoleń na emisję CO2. Według przedstawianych w Brukseli wyliczeń, Polska w 2018 r. otrzymała tylko 72 proc. uprawnień na pokrycie krajowych emisji, a pozostałe 28 proc. przedsiębiorstwa musiały kupić za granicą. Jeszcze w ubiegłym roku przy dużo niższych cenach pozwoleń resort klimatu szacował, że wpływy do budżetu z ETS w ciągu 10 lat mogą wynieść 100 mld zł (50 proc. powinno być przeznaczane na wskazane w dyrektywie o ETS cele środowiskowe). Dodatkowo dochody ze sprzedaży 2 proc. pozwoleń z unijnego rynku mają trafiać do Funduszu Modernizacyjnego na unowocześnianie energetyki w krajach naszego regionu. Aż 43 proc. z tego funduszu ma płynąć do Polski do 2030 r. Z tych pieniędzy finansowane będzie wytwarzanie i wykorzystanie energii z OZE, efektywność energetyczna, magazynowanie energii i modernizacji sieci energetycznych, wsparcie sprawiedliwej transformacji w regionach uzależnionych od paliw kopalnych. Niedawno Sejm odrzucił poprawki Senatu do nowelizacji ustawy o handlu emisjami, która wdroży w kraju wsparcie z Funduszu Modernizacyjnego. Senatorowie chcieli przy okazji zwiększyć przejrzystość wydatkowania wszystkich środków uzyskiwanych ze sprzedaży na aukcjach uprawnień do emisji CO2. Teraz te dochody nie są „znaczone” w budżecie. Senat zaproponował, by 100 proc. tych środków było przekazywane na wyodrębniony rachunek bankowy Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Współpraca Julita Żylińska