Jak na skalę problemów epidemicznych, jakie mieliśmy w I kwartale, gospodarka poradziła sobie całkiem nieźle. I jest duża szansa, że lada moment odrobi pandemiczne straty.

PKB spadł w I kw. o 1,2 proc. w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku. Ale w porównaniu z końcem 2020 r., gdy mierzyliśmy się z zaskakująco silnym uderzeniem drugiej fali COVID-19, wielkość produktu krajowego brutto zwiększyła się o 0,9 proc. Co nie było wcale takie oczywiste, bo przez większość I kw. 2021 r. obowiązywał lockdown w niektórych usługach i handlu w warunkach narastającej liczby zachorowań.
Wyniki, jakie w piątek podał GUS, świadczą co najmniej o dwóch zjawiskach. Pierwsze: gospodarka adaptowała się do stanu pandemii. Rolę rozgrywającego przejął przemysł. Gdy były zamknięte usługi, większa część popytu przeniosła się na kupowanie towarów, co akurat polskiej gospodarce bardzo służyło. Mocny popyt konsumpcyjny ma być charakterystyczny nie tylko dla Polski, ale też dla innych krajów. W tym dużych odbiorców polskiego eksportu. Przemysł zyskiwał zatem podwójnie: na zwiększonych zakupach towarów w kraju i mocnym popycie z zagranicy. Gdyby nie ograniczenia podażowe w produkcji, to kto wie, czy wynik za I kw. nie byłby jeszcze lepszy. Ale i tak jest niezły, co wynika ze struktury polskiej gospodarki. Dużą część PKB wypracowuje właśnie przemysł, to ok. 25 proc. tzw. wartości dodanej. W przypadku usług, których działalność ograniczono, to ledwie kilka procent. Na przykład gastronomia i hotelarstwo, zamknięte od października ub.r., w normalnych czasach wypracowywały ledwie 1,3 proc. wartości dodanej (teraz to znacznie mniej, poniżej 1 proc.).
Drugie zjawisko: w gospodarstwach domowych panuje głód wydawania. Widać to było przy każdym odblokowywaniu handlu, gdy obroty sklepów szybko rosły po ponownym otwarciu. Ostatni dowód to dane Polskiej Rady Centrów Handlowych z okresu po majówkowym weekendzie. Odwiedzalność galerii handlowych 3–8 maja była ledwie o 3 proc. mniejsza niż w tym samym tygodniu 2019 r. Według PRCH był to najlepszy wynik spośród wszystkich pierwszych tygodni handlu po kolejnych lockdownach. Teraz, gdy są znoszone kolejne obostrzenia, odłożony popyt ujawni się chociażby w gastronomii. Zwiększy się też mobilność społeczna, co będzie napędzać obroty w transporcie czy turystyce.
I dlatego właśnie ekonomiści są przekonani, że dane za I kw. to ostatnia informacja o spadku PKB w porównaniu z poprzednim rokiem. Teraz wchodzimy w okres silnego zwiększenia dodatniej dynamiki. I to nie tylko ze względu na ujawnienie odroczonego popytu, ale też efekt niskiej bazy z roku poprzedniego.
– Kluczowe jest teraz to, na ile bieżące wyniki gospodarki odzwierciedlają faktyczny trend wzrostowy, a na ile są efektami czysto statystycznymi. Biorąc pod uwagę m.in. dane o wysokiej częstotliwości, szacujemy, że po przeminięciu efektów bazy i efektów odłożonego/zamrożonego popytu, trend wzrostowy w gospodarce ustabilizuje się w okolicach 5 proc. – uważa Michał Rot, ekonomista banku PKO BP.
Optymizm w prognozach jest powszechny. Eksperci Banku Millennium są przekonani, że powrót gospodarki do poziomu sprzed wybuchu pandemii może nastąpić już w II kw. „Nieco lepsze od oczekiwań wyniki polskiej gospodarki w I kw. powodują, że nasza prognoza wzrostu PKB w całym bieżącym roku na poziomie 4,4 proc. staje się konserwatywna i prawdopodobna jest jej rewizja w górę” – napisali w komentarzu do danych GUS.
Jedyną rysą na tym obrazie jest szybki wzrost inflacji, co jest charakterystyczną cechą dla okresu szybkiej gospodarczej ekspansji. Rafał Benecki, główny ekonomista Banu ING, uważa, że tempo wzrostu cen pozostanie wysokie także w 2022 r.