Przekręt na rzekomych inwestycjach w śmieci do recyklingu mógł przynieść jego organizatorom nawet 39 mln euro. Sprawa spółki Recyclix w warszawskiej prokuraturze toczy się już od czterech lat.

Serwis biznesowy Taloussanomat donosi, że Sąd Rejonowy w Pirkanmaa skazał mieszkającego w Finlandii biznesmena oraz jego księgową na karę trzyletniego pozbawienia wolności za pranie pieniędzy. Nałożono na nich także karę pięcioletniego zakazu prowadzenia działalności gospodarczej oraz grzywny o łącznej wysokości 69 tys. euro. Sąd ustalił, że przelewy o wartości ponad miliona euro, dokonywane w 2017 r. przez skazanych, stanowiły przychody z piramidy finansowej Recyclix, spółki zarejestrowanej w Warszawie. Nie wiadomo jednak dokładnie, w jaki sposób skazani byli powiązani z oszustwem.
Spółkę Recyclix opisywaliśmy w DGP jako pierwsi w marcu 2017 r. Biznes w uproszczeniu miał polegać na inwestowaniu w odpady do recyklingu. Człowiek wpłacał Recycliksowi pieniądze, w zamian za to otrzymywał wirtualne śmieci. Firma skupywała odpady, po czym je rzekomo przetwarzała i sprzedawała. Zyskiem miała dzielić się z inwestorami. Ile można było na tym zarobić? 14 proc. miesięcznie. Co – z uwagi na procent składany – miało dawać prawie 400 proc. w skali roku. Według szacunków samej firmy zaufało jej ok. 100 tys. Polaków. Według naszych, mogło ich być ok. 30 tys. osób.
W lutym 2017 r. Recyclix przestał wypłacać pieniądze i dodatkowo poinformował o konieczności odebrania inwestorom połowy środków. Tłumaczył, że to przejściowe kłopoty spowodowane pożarem w Brożku (województwo lubuskie), wskutek którego spłonęło jedno z ich wysypisk śmieci. Mówiąc obrazowo, z dymem miały pójść nie tylko odpady spółki, ale również pieniądze inwestorów. Rzecz w tym, że wskazane przez spółkę wysypisko nawet do niej nie należało – to była tylko zasłona dymna i okazja dla osób stojących za biznesem do ucieczki ze zgromadzonym kapitałem.
Po naszym tekście decyzję dotyczącą Recyclix sp. z o.o. wydał prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. W październiku 2017 r. nakazał spółce zaniechania nielegalnej praktyki prowadzenia piramidy finansowej, zobowiązał ją do zwrotu konsumentom zainwestowanych przez z nich środków pieniężnych oraz zażądał zapłaty kosztów postępowania w kwocie... 23,40 zł. Urząd antymonopolowy ustalił, że do zakupu śmieci najprawdopodobniej w ogóle nie dochodziło. Cała działalność opierała się zaś na ściąganiu nowych osób do systemu. Gdy przybywało ich coraz mniej, zaczęły się problemy z wypłatami. Nic nie wiadomo o tym, aby spółka komukolwiek oddała pieniądze czy chociaż zwróciła UOKiK-owi koszty postępowania. Organ nadzorczy nie odpowiedział na nasze pytania w tej sprawie.
Od czterech lat Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga prowadzi postępowanie w sprawie doprowadzenia, z góry powziętym zamiarem, wielu osób do niekorzystnego rozporządzenia mieniem o znacznej wartości. Za taki czyn grozi do 10 lat więzienia. Katarzyna Skrzeczkowska, rzecznik prasowy PO Warszawa-Praga, mówi nam, że sprawa jest nadal w toku. – Obecnie przygotowywane są kolejne wnioski o zagraniczną pomoc prawną. Przedstawiono zarzuty jednej osobie. Prokuratura współpracuje też z organami wymiaru sprawiedliwości Finlandii, m.in. poprzez wymianę informacji o prowadzonych postępowaniach – mówi Skrzeczkowska.
Formalnym prezesem spółki, która okazała się piramidą finansową, był początkowo obywatel Łotwy, potem zaś Ukrainiec. Jednak zdaniem ekspertów, to jedynie tzw. słupy. Kapitał zakładowy spółki wynosił zaledwie 5 tys. zł. Serwis Taloussanomat szacuje, że spółce udało się zgromadzić od naiwnych inwestorów ponad 39 mln euro.