Producenci żywności nie mają złudzeń, że przez rosyjskie embargo uda się przejść bezboleśnie. Będą szukać zbytu w państwach trzecich oraz na rodzimym rynku
Unijny komisarz rolnictwa Dacian Ciolos obiecał wczoraj ministrowi Markowi Sawickiemu, że pierwsze decyzje w sprawie złagodzenia skutków embarga dla producentów łatwo psujących się produktów, jak papryka czy kalafior, zapadną w ciągu 10 dni. Dobre wieści nadeszły też z Białorusi. Mińsk nie zamierza przyłączać się do
sankcji nałożonych przez Moskwę.
– Jeśli potrzebujemy polskich jabłek, to je kupujemy. Nie dla Rosji, ale dla naszego rynku wewnętrznego. To nasza sprawa. Chcemy coś przerabiać, kupujemy i przerabiamy – oświadczył
prezydent Alaksander Łukaszenka. – Decyzję podjęto błyskawicznie. Towar został opłacony. Byłoby nieludzko, gdybyśmy nienormalnie potraktowali tych ludzi – mówił na spotkaniu ze swoim premierem, zaznaczając jednocześnie, że jabłek przewożonych do Rosji tranzytem nie będzie puszczał przez Białoruś. Coraz wyraźniej widać, że Unia Celna, której członkami są Białoruś, Kazachstan i Rosja, nie stanowi monolitu.
Systemowa pomoc z UE może popłynąć do naszych rolników dopiero po przeprowadzeniu dokładnych analiz całej sprawy, nie wcześniej niż w połowie września. Producenci powinni więc znaleźć alternatywnych kontrahentów. Tak jest z 700 tys. ton jabłek, które dotychczas wysyłaliśmy do Rosji. Na razie w branży panuje spokój, bowiem Moskwa nałożyła
sankcje między końcem jednego sezonu a początkiem nowego. Jednak pod koniec sierpnia zaczną się zbiory, które będą trwały do końca października.
– W mojej ocenie jesteśmy w stanie ulokować na innych rynkach co najmniej połowę tego, co sprzedawaliśmy do Rosji – mówił w niedawnej rozmowie z DGP Marek Sawicki. Przedstawiciele branży owocowej sądzą, że będzie to bardzo trudne. – Nie ma na świecie krajów, które czekają na statki z jabłkami z Polski – podsumowuje Robert Monarski ze stowarzyszenia Unia Owocowa. Dodaje, że branża dotychczas nastawiona była na odbiorców, do których produkt trafiał maksymalnie w trzy dni. Wysyłka na inny kontynent wiązałaby się z zupełnie inną logistyką.
– W związku z embargiem zmieniliśmy jesienne plany promocji eksportu. Więcej jest w nich zaproszeń dla przedsiębiorców na misje gospodarcze i targi, ze szczególnym uwzględnieniem producentów i przetwórców owoców i warzyw – mówi Sławomir Majman, prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Na niektórych rynkach niebawem ruszą akcje promocyjne, bo czekają nas tam nietypowe wyzwania. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich je się np. tylko jabłka jednokolorowe: zielone lub czerwone. Tymczasem większość naszej produkcji jest różnobarwna. Arabskiego
konsumenta trzeba więc będzie do niej przekonać.
Przedstawiciele branży odrzucają za to wariant reeksportu, czyli
sprzedaży polskich owoców i warzyw do Rosji z terenu innego kraju. Do Polski płyną bowiem sygnały od wciąż zainteresowanych polskimi owocami importerów z Rosji, że tamtejsza służba fitosanitarna będzie szczególnie wyczulona na takie działania. Niemożliwy jest więc powrót do wariantu z lat 2005–2007, kiedy mieliśmy tylko problem ze świadectwami fitosanitarnymi. Wtedy nasze jabłka wjeżdżały do Rosji z odpowiednimi świadectwami, ale wystawianymi np. przez nadzór litewski.
Reszta branży spożywczej także rozgląda się za innymi możliwościami. Tak robią mleczarze. Przykładem jest SM Ryki, dla której Rosja była coraz poważniejszym partnerem. Gdyby nie embargo, na tamtejszy rynek trafiłoby 10 proc. produkcji firmy, szacowanej na 1100 ton miesięcznie. By powetować sobie tę stratę, spółdzielnia zwiększa eksport do Czech, na Słowację, do Kanady i USA. Prowadzi także rozmowy z Arabią Saudyjską.
Jednak zdobycie nowego rynku nie jest łatwe, a budowa pozycji, która pozwala na masową sprzedaż, zajmuje lata. – Półtora roku temu weszliśmy do Grecji. Na początku wysyłaliśmy tam cztery, pięć ton produktów miesięcznie. Teraz jest to 50 ton – tłumaczy Grzegorz Kapusta, wiceprezes SM Ryki. Innym rozwiązaniem jest zwiększenie sprzedaży na terenie kraju. Moc produkcyjna przeznaczana dotychczas na rynek rosyjski może być wykorzystana do realizacji zamówień dyskontów, które dotychczas bywały pomijane w związku z wysokimi wymaganiami.
– Poniekąd byliśmy przygotowani na taką sytuację. Półtora roku temu zmagaliśmy się z embargiem nałożonym przez Rosję na nasze produkty – tłumaczy z kolei Piotr Zdanowski, współwłaściciel Zakładów Mięsnych Wierzejki, które do Rosji słały 30 proc. produkcji. Rozwiązaniem okazało się zwiększenie inwestycji w sklepy firmowe, za pośrednictwem których producent dystrybuował swoje produkty w kraju. Dziś ma ich 120, z czego 25 zostało uruchomionych przez ostatnie półtora roku. Jak zapewnia Zdanowski, do końca roku będzie ich jeszcze pięć, a w latach następnych będą przybywać w tempie 15–20 rocznie.
10,7 proc. Spadek wartości eksportu do Rosji r./r. w okresie styczeń-czerwiec (licząc w euro)
3,52 mld euro Wartość eksportu do Rosji w okresie styczeń–czerwiec 2014 r.
5,4 proc. Wzrost wartości całego eksportu r./r. w okresie styczeń–czerwiec (licząc w euro)