W tym roku to nie susza, lecz niska temperatura stała się bolączką rolników. Pomimo trudności na początku sezonu, są duże szanse, że branża i tak zaliczy ten rok do udanych.
W tym roku to nie susza, lecz niska temperatura stała się bolączką rolników. Pomimo trudności na początku sezonu, są duże szanse, że branża i tak zaliczy ten rok do udanych.
Niesprzyjająca aura sprawia, że zbiory jednego z flagowych produktów tej pory roku – truskawki polowej – opóźnią się, a ceny przynajmniej na początku będą wyższe niż w ubiegłym roku. Te z upraw szklarniowych też będą stosunkowo drogie – cena za kilogram wynosi teraz nawet 30 zł. Eksperci przyznają, że podobnej sytuacji można spodziewać się także w przypadku innych owoców.
– Przyzwyczailiśmy się, że truskawki polowe pojawiają się mniej więcej w połowie maja. Tym razem trzeba będzie jednak uzbroić się w cierpliwość, ponieważ zaczęliśmy miesiąc, a jeszcze nie było choćby jednego ciepłego dnia. To nie sprzyja wegetacji. Dlatego truskawki spoza tuneli pojawią się najprawdopodobniej dopiero na początku czerwca, opóźnić mogą się również inne owoce – opowiada Witold Boguta, prezes Krajowego Związku Grup Producentów Owoców i Warzyw (KZGPOiW). I dodaje, że choć dokładna skala problemów nie jest jeszcze znana, to wiadomo, że oprócz truskawek największe problemy będą z uprawami wiśni i czereśni.
Wcześniej pogoda była dość łaskawa – niska temperatura sięgająca -20 stopni Celsjusza nie uszkodziła upraw m.in. dzięki znacznej pokrywie śniegowej. Jak podkreślano w opublikowanym w ubiegłym tygodniu raporcie Głównego Urzędu Statystycznego, uprawy przezimowały praktycznie bez strat. Autorzy dokumentu ostrzegali jednak przed przymrozkami na początku maja. I mieli rację. – Temperatura poniżej zera spowodowała straty w największych skupiskach sadowniczych – zagłębiu grójeckim, ale też w części województwa wielkopolskiego i kujawsko-pomorskiego – przyznaje Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników Rzeczpospolitej Polskiej.
Wiosenne chłody sprawiły też opóźnienia w siewie warzyw gruntowych. Rośliny rozwijają się wolniej, a część producentów zdecydowała się na przeniesienie części wczesnych odmian do tuneli foliowych. Jak twierdzą rolnicy, opóźnienia spowodowane aurą wyniosą co najmniej dwa tygodnie. O tym, co będzie dalej, zadecyduje aura w czerwcu. – Truskawki uprawiane na otwartej przestrzeni są bardzo podatne na pogodę. W ubiegłym roku w czerwcu nadmierne opady znacznie osłabiły ich jakość. W efekcie po suszy w marcu i kwietniu, a potem burzach i opadach sezon znacznie się skrócił – mówi Witold Boguta.
Wciąż jednak możliwy jest optymistyczny scenariusz. Przy odpowiednio wysokiej temperaturze i wilgoci sezon będzie można mimo przejściowych trudności zaliczyć do udanych. – Nieraz zdarza się, że przyroda po trudnej wiośnie pozwala na to, by początkowe straty zrekompensować później – dodaje Mirosław Maliszewski.
Te nadzieje podzielają ekonomiści, którzy prognozują, że ten rok może być zbliżony do poprzedniego, a na pewno będzie lepszy od 2019 r. czy też 2018 r., gdy uprawy dotknęła susza. – Jak na razie nie ma powodów do bicia na alarm. Z powodu chłodów wegetacja jest opóźniona, ale jeszcze za wcześnie na stwierdzenie, że będzie to miało negatywny wpływ ma wielkość produkcji rolnej – ocenia Jakub Olipra, analityk Credit Agricole. Jak dodaje, można spodziewać się, że lada chwila temperatura wzrośnie, co w warunkach relatywnie wysokiej wilgotności gleby pozwala patrzeć z optymizmem na tegoroczne zbiory. Ze względu na późniejszą wegetację zmieni się jednak sezonowa ścieżka cen. – Na początku ceny owoców będą jeszcze wyższe niż rok temu, bo będzie ich po prostu mniej niż przed rokiem, ale później wraz ze wzrostem podaży ceny mogą spaść nawet poniżej poziomu z ubiegłego roku – prognozuje ekonomista.
Ostatecznie wyniki mogą być lepsze niż w ubiegłym roku. Na ich korzyść wpływają też inne czynniki. – Rok temu obawialiśmy się, że za sprawą pandemii zabraknie pracowników sezonowych z zagranicy. Teraz wydaje się, że takie ryzyko jest ograniczone – stwierdza Witold Boguta.
Jednocześnie na wzrost popytu może wpłynąć odblokowanie odbiorców w postaci hoteli, restauracji czy cateringów. Choć w tym przypadku owoce nie są kategorią, która może odnotować największy skok. – Otwarcie pozytywnie wpłynie na cały sektor produkcji żywności, więc również na sadowników czy ogrodników. Najbardziej jednak zyskają polscy producenci mięsa, bo to oni głównie eksportowali do tych kanałów i w konsekwencji najbardziej ucierpieli przez pandemię. Z drugiej strony na przykładzie otwierających się właśnie Stanów Zjednoczonych widać, że frekwencja w restauracjach rośnie stopniowo i jest nadal niższa niż przed pandemią mimo luzowanych restrykcji – mówi Jakub Olipra.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama