Brytyjski rząd nie wyklucza wsparcia dla mającej problemy finansowe grupy Liberty Steel, dopuszcza też jej nacjonalizację. Wymóg, by pieniądze zostały na Wyspach, stawia w trudnym położeniu inne aktywa spółki.

Rządzący chcę podporządkować sobie politykę Liberty Steel w taki sposób, aby koncentrowała się na ratowaniu brytyjskich aktywów i miejsc pracy. Kwasi Kwarteng, minister ds. handlu, zapewnił we wtorek, że pomoc dla tej grupy hutniczej wciąż jest możliwa. To istotna deklaracja, biorąc pod uwagę fakt, że pod koniec ubiegłego miesiąca Londyn odrzucił prośbę o wsparcie Liberty Steel w postaci ulg podatkowych o wysokości 170 mln funtów.
Teraz, jak zaznaczał przedstawiciel władz podczas posiedzenia komisji ds. biznesu, energii i strategii przemysłowej w Izbie Gmin, rząd chce dać Sanjeevowi Gupcie, właścicielowi grupy GFG, do której należy Liberty, czas na znalezienie drogi refinansowania, która pozwoli zapewnić dalsze funkcjonowanie firmy bez środków publicznych. Grupa znalazła się w sporych tarapatach w ubiegłym miesiącu, gdy bankructwo ogłosił Greensill Capital – jej główny pożyczkodawca zabezpieczający łańcuchy dostaw. Stało się tak, ponieważ szwajcarski bank Credit Suisse zdecydował o zamknięciu funduszy o wartości 10 mld dol., których aktywa stanowiły głównie pożyczki dla Greensill. A zrobił to z racji… zbyt dużego zaangażowania firmy w ryzykowne operacje Liberty.
Czekając na rozwój sytuacji, Brytyjczycy chcą sprawdzić, na ile hinduski inwestor jest w stanie sam poradzić sobie z kryzysem. Należąca do niego grupa deklaruje oficjalnie, że pracuje nad pozyskaniem dodatkowego kapitału obrotowego, ma środki na bieżącą działalność oraz już rozpoczęte projekty. I stara się ciąć koszty, czego przykładem było czasowe wstrzymanie pracy huty w Rotherham, której prace wznowiono w ubiegłym tygodniu. Od jej kontrahentów wiadomo też, że zaczęła wymagać uiszczania płatności z góry.
Trudno się jednak spodziewać, że te działania zakończą się sukcesem. Głównie ze względu na skalę zadłużenia – nie wiadomo dokładnie, ile wynosi, ale brytyjski minister mówił we wtorek nawet o „miliardach funtów”. Także Greensill Capital w swoim wniosku upadłościowym wskazywało, że GFG może mieć poważne kłopoty, jeśli zabraknie jej kapitału obrotowego.
Jeśli się nie powiedzie, to rząd faktycznie udzieli swojego wsparcia, jednak zrobi to warunkowo – chroniąc jedynie brytyjskie aktywa spółki. A jest ich całkiem sporo – firma na Wyspach zatrudnia ok. 3 tys. pracowników w 12 zakładach. Zakres potencjalnej pomocy zwiększa to, że władze w Londynie nie są już związane rygorami ze strony Komisji Europejskiej. Jak wskazywał premier Boris Johnson, Wielka Brytania może np. wykorzystać większą elastyczność w zakupach brytyjskiej stali. Władze mają zresztą doświadczenie w ratowaniu swoich zakładów hutniczych. Przez blisko rok za ok. 600 mln funtów utrzymywała British Steel, zanim spółka znalazła nabywcę w marcu 2020 r. w postaci chińskiego Jingye Group.
Gabinet znajduje się pod silną presją opinii publicznej i związków zawodowych. Dlatego zapewnia, że ostatecznie uratuje miejsca pracy – zresztą wiele z nich znajduje się w okręgach, w których wyborcza walka między Partią Pracy a konserwatystami jest bardzo zacięta.
Oprócz hut w Wielkiej Brytanii w tarapaty mogą wpaść inne zasoby GFG – łącznie grupa zatrudnia 35 tys. osób na całym świecie. I właśnie ze względu na te liczne powiązania brytyjskie władze nie chcą pochopnie decydować się na finansowanie długów pochodzących z zagranicy. Wskazują przy tym na niejasną strukturę grupy.
Należące do grupy zakłady we Francji produkujące części do transportu samochodowego i kolejowego otrzymały od francuskiego rządu pożyczkę w wysokości 20 mln euro na bieżącą działalność, bo również miały problemy z utrzymaniem płynności. Trwają rozmowy z wierzycielami. Jak z kolei donosi „Financial Times”, huta w rumuńskim Gałaczu ma problemy z zapłatą za swoje uprawnienia do emisji CO2. Kłopoty finansowe ma też czeski kombinat w Ostrawie, w którym przedwczoraj związki zawodowe wydały ostrzeżenia o strajku w związku z niepewną przyszłością spółki i ewentualnym transferem środków bądź uprawnień do emisji z Czech do innych zakładów grupy. A jeszcze rok temu, po przejęciu obu kombinatów od ArcelorMittal, GFG kreśliło ambitne plany rozbudowy obu hut i przystosowania ich za ok. 2 mld euro do nowych wymogów europejskiej polityki klimatycznej.
Teraz firma przeprowadza szczegółową wycenę swoich aktywów, ale wnioski nie napawają optymizmem – zdaniem brytyjskich dziennikarzy zakładom w Europie Środkowo-Wschodniej przypisano ujemną wartość kapitału własnego w wysokości ok. 2,6 mld dol. Łącznie, po uwzględnieniu długów przekraczających 3,5 mld dol., wartość kapitału netto w Europie i Australii wynosi zaledwie 123 mln dol. To znacznie utrudnia szansę na szybkie uzyskanie środków na bieżące funkcjonowanie zakładów czy ich ewentualną sprzedaż. I może stawiać pod znakiem zapytania zakup Huty Częstochowa, co miało zostać sfinalizowane z końcem maja za 190 mln zł. GFG zapewnia jednak, że pomimo trudności domknie transakcję.
Konserwatywny rząd chce być też ostrożny w udzielaniu pomocy z innego powodu – w tle problemów Liberty Steel pojawia się afera lobbingowa. Jednym z głównych doradców Greensill Capital był były premier David Cameron, który w nieoficjalnych rozmowach naciskał na dawnych kolegów w sprawie wsparcia covidowego dla spółki. By oczyścić się z zarzutów, kanclerz skarbu Rishi Sunak opublikował SMS-y, którymi odpowiadał Cameronowi, że sprawa jest w toku. Ostatecznie pomocy Greensillowi nie przyznano, ale laburzystowska opozycja domaga się wyciągnięcia konsekwencji w związku z tym, że znajomości Camerona zapewniły Greensillowi szybszy dostęp do urzędników. Na skutek presji Boris Johnson zapowiedział przegląd wszystkich okoliczności sprawy, który przeprowadzi zewnętrzny prawnik.