Wraz z nadejściem trzeciej fali liczba zgonów w Polsce rośnie. Branża funeralna pracuje pełną parą, ale i tak w prosektoriach zwłoki leżą za długo.

Od początku roku liczba zgonów przekroczyła 125 tys. Oznacza to wzrost o 25 proc. względem zeszłego roku. Choć nadal nam daleko do poziomów z drugiej fali, kiedy tygodniowo umierało nawet po ponad 16 tys. osób (obecnie najwyżej 11 tys.), to pochówek zmarłych zaczyna być coraz większym problemem. Zwłaszcza w większych miastach, gdzie zorganizowanie pogrzebu w ciągu trzech dni nie jest już możliwe. Pracownik Zarządu Cmentarzy Komunalnych w Warszawie informuje, że trzeba czekać 1‒1,5 tygodnia. Jeśli rodzina chce skremować zwłoki, to dłużej.
Zdaniem przedstawicieli zakładów pogrzebowych to skutek nie tylko większej liczby pogrzebów.
‒ Coraz częściej mamy do czynienia z sytuacją, w której najbliżsi krewni zmarłego są na kwarantannie. Bywa też, że nie mogą przyjechać z zagranicy – wyjaśnia pracownik przedsiębiorstwa Koperski z Warszawy.
W takiej sytuacji pogrzeb jest nawet po trzech tygodniach. Choć bywa, że nie można go zorganizować od pół roku, wtedy urna z prochami czeka w zakładzie pogrzebowym. Do tego dochodzi problem z pracownikami, których dziesiątkuje nie tylko COVID-19, lecz także grypa. Zdarza się więc, że jest termin, ale nie ma ludzi, którzy mogliby obsłużyć pogrzeb.
Na Śląsku terminy są krótsze. ‒ Teraz to dwa‒trzy dni, więc dłużej niż przed pandemią, ale trudno mówić o kolejkach – ocenia właściciel Zakładu Pogrzebowego Sacrum w Katowicach. Te były jesienią i zimą, nawet dwutygodniowe.
‒ W listopadzie i grudniu w istocie pod naszą siedzibą ustawiały się kolejki, co jest bardzo rzadką sytuacją. Wzrost zgonów wynosił u nas nawet 200 proc. Teraz sytuacja nie odbiega aż tak bardzo od ubiegłych lat – potwierdza Krzysztof Woźny z firmy Animus z Lublina. Wiele firm spodziewa się jednak, że lada moment może być zmuszona obsługiwać większą liczbę zgonów. Przede wszystkim za sprawą problemów z dostępem do służby zdrowia.
Obsługa zgonów związanych z COVID-19 rośnie z opóźnieniem w stosunku do skoku zakażeń. ‒ Wielu pacjentów leży na OIOM-ach, więc za dwa tygodnie sytuacja może się diametralnie zmienić – dodaje przedstawiciel zakładu z Katowic. Firmy się na to przygotowują, np. Animus zakupił dodatkowy karawan, zwiększa zatrudnienie.
Jednak już dziś szpitale narzekają, że dłuższy czas oczekiwania na pogrzeb sprawia, że w prosektoriach zalegają zwłoki. ‒ Mam miejsce dla sześciu osób. Zwykle wystarczało. Teraz nie. Firmy pogrzebowe coraz bardziej ociągają się z zabieraniem zmarłych. Kiedyś robiły to z dnia na dzień. Dlatego podpisaliśmy umowę z zewnętrzną firmą na przechowywanie zwłok – mówi pracownik Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie.
Taka sytuacja oznacza też dodatkowe koszty dla rodziny zmarłego: za darmo zwłoki są przechowywane przez 72 godziny. Po tym czasie szpital bierze od 50 do 100 zł za każdy dzień, a firma zewnętrzna nawet 300 zł, czyli jak za nocleg w hotelu. Stawki wzrosły wraz z pogorszeniem się sytuacji na rynku.
Jednocześnie zmieniają się oczekiwania klientów. Trudności z tradycyjną uroczystością sprawiają, że rośnie popularność kremacji. – W przypadku zgonów covidowych pojawia się problem z godnym pożegnaniem zmarłego. Ciała w czarnych workach, bardzo szczelnie izolowane trumny temu nie sprzyjają. Zdarza się też, że księża nie chcą wpuszczać takich trumien do kościołów i muszą one leżeć w karawanie przez cały czas trwania uroczystości – dodaje przedstawicielka jednego z warszawskich zakładów pogrzebowych.
Co ciekawe, w dobie pandemii konkurujące na co dzień zakłady zaczęły ze sobą współpracować. Jak tłumaczy jeden z przedsiębiorców, informują się wzajemnie o swoich planach i ustawiają grafik tak, aby nie przekładać pogrzebów. Na przykład, gdy jedna firma zajmuje cmentarną kaplicę, inne uroczystości odbywają się w kościołach parafialnych.