W technologicznych, zyskujących w pandemii firmach o swoje prawa walczą pracownicy. Zyskują nieoczekiwanych sojuszników.

Zaognia się walka o założenie związku zawodowego w magazynie Amazona w Alabamie. Głosowanie załogi w Bessemer zakończy się dziś. Amazon zapewnia, że dba o pracowników w należyty sposób, ale aktywiści przekonują, że związek zwiększy ich wpływ na działanie organizacji. Głosowanie w magazynie zatrudniającym 6 tys. osób jest precedensowe. Utworzenie pierwszego w USA związku w imperium e-handlu mogłoby wywołać reakcję łańcuchową w innych magazynach i zmienić strukturę pracowniczą w całej grupie.
Zawoalowanego poparcia inicjatywie udzielił prezydent Joe Biden, a w piątek do głosujących przyjechał jeden z liderów lewicy, senator Bernie Sanders. Zarządzający firmą, odpierając argumenty krytyków, kąśliwe komentowali akcje lewicowych polityków wzywających do zawiązania zrzeszenia. „Często mówię, że jesteśmy Sandersem wśród pracodawców, ale to nie do końca prawda, ponieważ my naprawdę zapewniamy postępowe miejsce pracy” – pisał na Twitterze Dave Clark, jeden z dyrektorów Amazona. Niespodziewanie inicjatywę wsparli też niektórzy republikanie, którzy oceniają, że rosnąca potęga Amazona może naruszać przepisy antymonopolowe.
Związki działają już w euro pejskich oddziałach Amazona. One również są niezadowolone z tamtejszych warunków pracy. W ubiegłym tygodniu we Włoszech odbył się strajk pracowników tamtejszego oddziału. Domagano się lepszych warunków pracy i efektywniejszego dialogu. Zdaniem związków wzięło w nim udział 70 proc. z 40 tys. pracowników. Przedstawiciele firmy twierdzą jednak, że było to mniej niż 10 proc. załogi.
Inicjatywie udzieliły poparcia organizacje pracownicze z innych państw. Wyrazy wsparcia przekazała komisja międzyzakładowa Inicjatywy Pracowniczej przy Amazon Fulfillment Poland. Walka o prawa pracownicze nie dotyczy jednak wyłącznie imperium stworzonego przez Jeffa Bezosa. W Hiszpanii rząd obiecał regulacje, które będą uznawać kurierów obsługujących platformy cyfrowe za normalnych pracowników. Domyślnie powinno im przysługiwać prawo do urlopu, minimalne wynagrodzenie i ustalony zawczasu wymiar czasu pracy.
Właściciele platform online dostarczających jedzenie ostrzegają jednak, że nałożenie nowych formalności spowoduje utratę jednego z największych atutów dla pracowników – możliwości przyjmowania zleceń w dogodnym dla siebie momencie. Władze w Madrycie chcą jednak doprecyzować kwestię, którą wcześniej w poszczególnych sprawach musiały zajmować się sądy. Podobnie było w Wielkiej Brytanii, gdzie Sąd Najwyższy uznał w lutym, że kierowcy Ubera powinni mieć zapewnione prawa pracownicze. Spółka po wcześniejszych odwołaniach postanowiła dostosować się do wyroku.
W sukurs sądom i rządom mogą przyjść instytucje finansowe. Jak donosi BBC, jeden z głównych brytyjskich inwestorów, Aviva Investors, zadeklarował, że nie zainwestuje w platformę dostarczającą jedzenie Deliveroo ze względu na brak płacy minimalnej, zwolnienia chorobowego i wynagrodzenia w czasie urlopu dla zatrudnionych. To odpowiedź na informację sprzed kilku dni o tym, że Deliveroo chce wyemitować akcje o wartości 1 mld funtów (5,4 mld zł). Jak twierdzą przedstawiciele Avivy, inwestorzy przykładają coraz większą wagę do spraw pracowniczych nie tylko ze względu na ich komfort, lecz także na to, że zmieniające się w tym zakresie prawo mogłoby wpłynąć negatywnie na stabilność notowań spółki.
Zmiany w relacjach pracowniczych w firmach technologicznych są odbiciem szerszej ewolucji poglądów na funkcjonowanie gospodarki. – Niegdyś neoliberalny ład w ekonomii wydawał się jedyną drogą. Teraz widać duży zwrot. Widać to właśnie na przykładzie firm technologicznych. Kilkanaście lat temu wszyscy im kibicowali jako rozszerzającym możliwości korzystania z internetu. Teraz poszczególne państwa dostrzegają, że ich pozycja jest ogromna, a podejście do pracowników wymyka się dawnym regulacjom. Widzą to też sami pracownicy. Pewien leseferyzm w branży technologicznej dobiega końca – mówi nam Jacek Grzeszak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.