Ruch klientów w centrach handlowych w ubiegłym roku był o 32 proc. mniejszy niż rok wcześniej – wynika z raportu Polskiej Rady Centrów Handlowych, do którego dotarł DGP.
Ruch klientów w centrach handlowych w ubiegłym roku był o 32 proc. mniejszy niż rok wcześniej – wynika z raportu Polskiej Rady Centrów Handlowych, do którego dotarł DGP.
‒ Mamy za sobą bardzo trudny rok. Mieliśmy do czynienia łącznie z trzema lockdownami. Odwiedzalność centrum wyniosła 70 proc. tego, co zanotowaliśmy w 2019 r. ‒ mówi Yoram Reshef, wiceprezes dużego warszawskiego centrum Blue City.
Jak podsumowuje PRCH, obroty placówek handlowych i usługowych w centrach handlowych spadły o 26 proc., do 96 mld zł. W największym stopniu dotknięte zostały usługi i rozrywka. Spadek ich obrotów w galeriach wyniósł odpowiednio 66 proc. i 59 proc. W najlepszej sytuacji byli sprzedawcy żywności. Tego typu sklepy mogły być otwarte cały czas. Ale i tu obroty zmalały o 5 proc.
Mniejsza sprzedaż sprawiła najemcom trudności z regulowaniem zobowiązań wobec właścicieli obiektów. Ci ostatni zanotowali lukę w budżetach rzędu 5 mld zł. To 45 proc. rocznych przychodów branży. Jej kłopoty mogą przełożyć się na sektor finansowy. Zadłużenie właścicieli centrów handlowych jest szacowane na 90 mld zł, a roczny koszt jego obsługi – na 1,9‒3,2 mld zł.
Według PRCH całoroczne wyniki uratowały nieco niedziele handlowe, ale było ich za mało. ‒ Mimo pandemii, spadku liczby odwiedzających i obrotów najemców mieliśmy tylko osiem niedziel handlowych. Szansa na pomoc dla handlu poprzez czasowe zniesienie ograniczeń handlu w niedziele została zaprzepaszczona – uważa Yoram Reshef.
‒ Jesteśmy w dramatycznej sytuacji. Ostatnie decyzje rządu o wprowadzeniu kolejnych ograniczeń na skalę ogólnopolską postawiły wielu przedsiębiorców pod ścianą – informuje Jan Dębski, prezes PRCH.
Wskazuje nierówne traktowanie podmiotów zajmujących się handlem. ‒ Takie same sklepy działające poza centrami handlowymi mogą prowadzić nieograniczoną działalność, a te w centrach już nie. Trudno tłumaczyć takie decyzje względami epidemicznymi, bo przecież zakupy odbywają się w sklepach, a nie poza nimi – dodaje.
‒ Brak stabilności uniemożliwia skuteczne planowanie i przeciwdziałanie skutkom epidemii. Obawiam się, że część przedsiębiorców nie przetrwa kolejnych ograniczeń – mówi Yoram Reshef.
Jak dodaje Anna Szmeja, prezes Retail Institute, część firm weszła w proces restrukturyzacji, inne rozważają zgłoszenie wniosku o upadłość, zwłaszcza z sektora gastronomii czy rozrywki. Do tego, by branża wróciła do formy sprzed pandemii, potrzeba wielu miesięcy nieprzerwanego handlu i stabilnej perspektywy przynajmniej roku czy półtora.
Branża miała nadzieję, że 2021 r. będzie lepszy. W styczniu i lutym zanotowano kilkuprocentowe wzrosty obrotów i minimalnie większą liczbę odwiedzających niż w pierwszych dwóch miesiącach 2019 r.
‒ Dzisiaj trudno na to liczyć. Najemcy po raz kolejny zostali z niesprzedanymi kolekcjami, tym razem wiosennymi i produktami przygotowanymi z myślą o Wielkanocy, a konsumenci zostali pozbawieni możliwości spokojnego i bezpiecznego zrobienia zakupów. Trudno zrozumieć i przewidzieć kolejne decyzje rządu, od których zależy przyszłość ponad 400 tys. pracowników sektora – podkreśla Jan Dębski.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama