Rentowność obligacji idzie w górę, spadają notowania akcji, potaniał również frank szwajcarski

Luty przyniósł właściwie na całym świecie znaczący wzrost rentowności długoterminowych obligacji. Kulminacja tego trendu miała miejsce w ubiegłym tygodniu. Dochodowość 10-letnich papierów rządu Stanów Zjednoczonych znalazła się powyżej 1,5 proc. (w grudniu ub.r. była jeszcze poniżej 1 proc.). To poziom nienotowany od lutego ub.r. W piątek zanotowany został lekki spadek. Za to w przypadku papierów Japonii, Australii i Korei Południowej rentowność 10-latek właśnie w piątek miała roczne maksimum (nadal jednak w Japonii jest to mniej niż 0,2 proc., w pozostałych dwóch krajach mniej niż 2 proc.). W Polsce rentowność papierów 10-letnich przekroczyła 1,5 proc. pierwszy raz od maja ub.r.
– Mamy do czynienia z globalnym trendem reflacyjnym. Wszyscy oczekują wyższego wzrostu, ale też wyższej inflacji. To jest także zakład o to, że gospodarka będzie silniejsza i będzie w stanie poradzić sobie z wyższymi stopami – mówi obrazowo Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista mBanku. – Testujemy powrót do pocovidowej normalności – dodaje.
Nadzieje na poprawę koniunktury dają m.in. postępy w szczepieniach przeciwko koronawirusowi. Na całym świecie podano już ponad 200 mln dawek. Przed weekendem do granicy 70 mln szczepionek zbliżały się Stany Zjednoczone.
Wzrost gospodarczy jest jednak równocześnie stymulowany poprzez ekspansywną politykę pieniężną – niskie stopy i skup aktywów oraz pakiety fiskalne. Amerykanie mają wkrótce ruszyć z pakietem o wartości 1,9 bln dol. firmowanym przez administrację Joego Bidena. Te wydatki, odpowiadające prawie 10 proc. rocznego PKB największej światowej gospodarki, pomogą ją z powrotem rozruszać. Ale pojawiają się też głosy, że pakiet może być zbyt hojny i przyczyni się do wzrostu inflacji. Większa dynamika PKB i wyższe ceny oznaczają, że w górę powinny pójść również stopy procentowe. O tych krótkoterminowych decyduje bank centralny, natomiast długoterminowe wyznacza rynek. Stąd właśnie ostatnie zwyżki rentowności, które w ślad za Stanami Zjednoczonymi objęły także inne kraje.
– Nie jestem pewny, czy amerykańskiemu bankowi centralnemu to nie jest trochę na rękę. Inne gospodarki to inna historia. Z Europejskiego Banku Centralnego popłynęły już uspokajające sygnały, a banki w Australii czy Korei zdecydowały się wręcz na interwencje – mówi Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku.
Trend reflacyjny u nas przejawia się również tym, że rynek spodziewa się już dwóch podwyżek stóp procentowych w perspektywie najbliższych dwóch lat.
Wyższe stopy oznaczają trudniejsze warunki dla funkcjonowania firm, zwłaszcza tych mocno zadłużonych lub bez zysków, gdzie inwestorzy liczą na rentowność w przyszłości, jak w przypadku firm technologicznych. Sytuacja na rynku długu przełożyła się więc na notowania akcji. Miniony tydzień przyniósł spadki na głównych światowych giełdach. W USA Nasdaq, indeks spółek technologicznych, stracił w tydzień 5 proc. Nasz WIG20 poleciał w tym czasie w dół o prawie 4 proc.
Wahania na globalnych rynkach dotyczyły również walut. Między innymi franka szwajcarskiego. Kurs w stosunku do euro przekroczył w ostatnich dniach 1,1 franka. To poziom niewidziany od jesieni 2019 r. Gdyby nie przekonanie na naszym rynku, że Narodowy Bank Polski chce utrzymywać notowania złotego w pobliżu 4,5 za euro, to frank w Polsce mógłby kosztować mniej niż 4 zł. – Frank jest traktowany jako „bezpieczna przystań”. To waluta o głęboko ujemnych stopach. Trend reflacyjny będzie tam oznaczał najpierw ruch na kursie, a dopiero potem na stopach procentowych – uważa Ernest Pytlarczyk. ©℗
-0,28 proc. to rentowność 10-letnich obligacji rządu niemieckiego
4,11 zł kosztował w piątek frank szwajcarski. To o 2,5 proc. mniej niż w końcu ub.r.
1,5 proc. wyższy niż rok wcześniej (i wyższy od oczekiwań) był w styczniu indeks cen wydatków konsumpcyjnych w USA, najważniejsza miara inflacji dla amerykańskiego banku centralnego