Wystarczyło otworzyć galerie handlowe i hotele, by Polacy ruszyli na zakupy. W weekend transakcji było tyle, co w najgorętszym przedświątecznym okresie

Mamy efekt zerwanej tamy – mówią ekonomiści o tym, co się dzieje w handlu i niektórych usługach w ostatnich dniach. Tym, czym dla socjologów są tłumy na Krupówkach czy kolejki przed wyciągami narciarskimi, dla nich są dane z kart płatniczych: sygnałem, jak bardzo zmęczeni lockdownem są konsumenci i jak silną reakcję w gospodarce wywołuje zniesienie obostrzeń. Wystarczyło otwarcie galerii handlowych, by wzrost obrotów sklepów z ubraniami przypominał ten z okresu przedświątecznego, będącego dla handlu czasem żniw. Złagodzenie warunków hotelom od razu przełożyło się na ośmiokrotny wzrost płatności w porównaniu ze styczniowym zamrożeniem branży.
Takie wnioski można wysnuć na podstawie danych przekazanych nam przez eService (największy dostawca terminali płatniczych) i PKO BP (największy bank detaliczny). Odmrożenie galerii handlowych 1 lutego i zniesienie najbardziej uciążliwych obostrzeń dla hoteli od 13 lutego widać zarówno w liczbie, jak i wartości płatności dokonywanych bezgotówkowo.
Run na buty i ubrania
– W miniony weekend zanotowaliśmy wzrost liczby transakcji porównywalny z okresem przedświątecznym. W sobotę w godzinach szczytu procesowaliśmy ponad 1,1 mln transakcji na godzinę – mówi Witold Siekierzyński z eService. W sumie firma zanotowała 28-proc. wzrost wartości transakcji w handlu, przy jednoczesnym zwiększeniu ich liczby o jedną piątą w porównaniu z przedostatnim weekendem stycznia, gdy galerie były jeszcze zamknięte. Ostatni weekend to też wyraźnie większe obroty w usługach, terminale eService notowały 55-proc. wzrost wartości i 36-proc. liczby operacji.
Siekierzyński nie ma wątpliwości, że szturm na sklepy, jaki nastąpił w ostatni weekend, to efekt decyzji o otwarciu galerii, bo skorzystały na tym przede wszystkim sklepy z ubraniami i butami.
– Potwierdzać to może prawie sześciokrotny wzrost wartości i ponad pięciokrotny wzrostu liczby płatności kartami w sklepach z odzieżą i obuwiem, które najczęściej zlokalizowane są właśnie w galeriach handlowych – dodaje Siekierzyński.
Takie same obserwacje ma Urszula Kryńska, ekonomistka PKO BP.
– Ludzie ruszyli do sklepów odzieżowych. Zbiegło się to w czasie z ostatnimi mrozami, może więc mamy do czynienia z efektem przesunięcia: zakupy, które robiliby przed sezonem zimowym, robią dopiero teraz, zaspokajając bieżące potrzeby – mówi ekspertka.
Według danych PKO BP średnia tygodniowa wartość transakcji w sklepach odzieżowych była o 60 proc. większa niż w styczniu 2019 r. Bank bierze tak odległy punkt odniesienia, żeby móc wychwycić sezonowe trendy, jeszcze sprzed pandemii. Konsumpcyjny skok z ostatnich dni musiał być efektem odłożonego popytu, wywołanym pandemicznymi zaburzeniami, bo zwykle o tej porze roku w handlu ubraniami panuje flauta po wzmożonych zakupach z okresu przedświątecznego.
– Najwyraźniej konsumentom czegoś brakowało. W sumie to może napawać optymizmem, bo widać, że gdy tylko otwiera się możliwość wydawania pieniędzy w wyniku zniesienia lockdownu, to ludzie je wydają. W innych danych widać, że w gospodarstwach domowych mamy tzw. nawis oszczędności. Można więc zakładać, że gdyby tylko usługi zostały szerzej otwarte, to i tam mielibyśmy run klientów – uważa Kryńska.
W blokach startowych
Namiastkę mieliśmy właśnie w ostatni weekend, co manifestowało się nie tylko tłumami na Krupówkach w Zakopanem czy kolejkami do wyciągów. Objawy efektu „zerwanej tamy” też są już w danych o transakcjach. Wzrost ich liczby i wartości w usługach, który raportuje eService, to skutek przede wszystkim zwiększonych wydatków w hotelach, które właśnie zostały otwarte. Terminale firmy zanotowały ponad ośmiokrotny wzrost wartości hotelowych transakcji i czterokrotny ich liczby w czasie poprzedniego weekendu w porównaniu z ostatnim tygodniem stycznia. Firma jednak zwraca uwagę, że utrzymanie części obostrzeń, np. dopuszczalnej liczby gości, powoduje, że obroty hoteli są dalekie od tych sprzed pandemii.
– Nadal jest niecałe 40 proc. tego, co branża osiągała w podobnym okresie 2020 r. – zwraca uwagę Witold Siekierzyński.
Urszula Kryńska z PKO BP dodaje, że wzmożoną aktywność klienci hoteli wykazywali jeszcze przed weekendem. Meldować się można było od soboty, ale rezerwować pobyt znacznie wcześniej. Bank używa więc do porównań średniej tygodniowej. Ale z tych porównań wynika mniej więcej to samo, co z zestawienia eService: po poluzowaniu nastąpił skok wydatków na hotele, jednak nadal daleko im do przedpandemicznej przeciętnej.
– Wartość transakcji się potroiła w porównaniu z okresem, gdy dostępność hoteli była ograniczona. Wtedy stanowiły one ok. 14 proc. poziomu ze stycznia 2019 r., a teraz jesteśmy na ok. 70 proc. W porównaniu to też znacznie poniżej, ale nie powinno to dziwić, gdy ferie w tym roku przebiegały zupełnie inaczej niż w poprzednich latach i nadal nie widać większego zainteresowania turystyką w dużych miastach – mówi ekonomistka banku.
Według naszych rozmówców dane z kart z ostatnich dni jasno pokazują, jak duży potencjał drzemie w konsumpcji prywatnej. Handel odbudował się tak szybko, że eksperci PKO BP spodziewają się w lutym wzrostu sprzedaży detalicznej w porównaniu z tym samym miesiącem ub.r. (gdy nie było jeszcze efektu pandemii). Usługi też mogą szybko otrząsnąć się z kryzysu, bo okoliczności ku temu są sprzyjające.
Z opublikowanych wczoraj badań koniunktury konsumenckiej GUS wynika, że strach przed koronawirusem już się nie zwiększa, pandemia nie pogarsza już nastrojów, a w niektóre składowe badania – jak pytanie o skłonność do oszczędzania w kolejnych 12 miesiącach – wskazują, że konsumenci czekają w blokach startowych, by zwiększać wydatki, gdy tylko gospodarka zostanie odmrożona. Urszula Kryńska zwraca uwagę, że bardzo podobnie wyglądało to w II i III kw. ub.r., gdy lockdown najpierw doprowadził do zwiększenia stopy oszczędności, a potem zniesienie obostrzeń do szybkiego jej spadku – najszybszego pośród krajów, które badał Eurostat.