Ubiegły rok mógł być pierwszym od 2013, kiedy pogorszyła się relacja pomiędzy cenami w eksporcie i imporcie. „Mógł być”, bo na razie dysponujemy danymi do listopada. Gdyby nawet do pogorszenia doszło, jego skala była minimalna. Nie zapowiada więc odwrócenia dotychczasowej tendencji, która wskazywała na systematyczne podnoszenie wartości dodanej sprzedawanych przez nas za granicę produktów.

Widać to również w poszczególnych kategoriach. Ponad trzykrotnie zwiększyła się przeciętna cena (w przeliczeniu na jednostkę wagi) produktów sprzedawanych przez przemysł chemiczny. Ponad dwukrotnie – producentów pojazdów, maszyn i sprzętu elektrycznego oraz aparatury precyzyjnej.
Jednak w każdej z tych grup jest jeszcze miejsce na poprawę. Jedynie w przypadku „przyrządów i aparatów” ceny eksportowe są już wyższe niż importowe. W pozostałych przypadkach sprowadzamy towary bardziej wartościowe niż sami wysyłamy za granicę.
Ceny importu są wyższe niż eksportu w odniesieniu do niemal dwóch trzecich naszego handlu zagranicznego. Gdzie wypadamy dobrze? Na razie najlepiej poradziliśmy sobie z dobrami stosunkowo nisko przetworzonymi. Potwierdza się znaczenie branży spożywczej dla naszego eksportu. Tu cena artykułów wywożonych z Polski jest 3,5-krotnie wyższa niż towarów sprowadzanych do kraju. Na drugim miejscu pod tym względem jest drewno i wyroby z drewna. A dalej odzież i obuwie. ©℗