Gdyby nie szybka odbudowa eksportu i utrzymanie w ryzach rynku pracy, to nie cieszylibyśmy się z ubiegłorocznego spadku PKB tylko o 2,8 proc.

Jeszcze w maju–czerwcu taki wynik polskiej gospodarki za cały rok 2020, jaki w piątek ogłosił GUS, bralibyśmy w ciemno. PKB spadł o 2,8 proc., dla porównania Ministerstwo Finansów i rząd szacowali, że spadek wyniesie 4,6 proc, a Narodowy Bank Polski w swojej lipcowej projekcji inflacji i PKB wieszczył ponad 5-procentową recesję. Ostatecznie było znacznie lepiej, niż oczekiwano, i złożyło się na to kilka czynników.
Najważniejszy to bardzo szybka odbudowa przemysłu po wiosennym lockdownie, wraz z regeneracją łańcuchów dostaw, pozrywanych w marcu i w kwietniu przez zamknięcie granic. Produkcja przemysłowa odbiła bardzo szybko, a paliwem dla tego odbicia był eksport.
– To była chyba największa pozytywna niespodzianka ubiegłego roku: fakt, że tak szybko z pandemii otrząsnęła się chińska gospodarka, co miało przełożenie na globalny handel. Nasz przemysł też na tym bardzo korzystał. To pokazuje, że te gałęzie gospodarki, w których dość szybko zniesiono lockdown, wykazały się dużą elastycznością i bardzo szybko weszły na ścieżkę wzrostu – mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.
Duże znaczenie miały w tym pakiety pomocowe, jakie zastosowało większość krajów. Dzięki nim ograniczono skalę bankructw firm i wzrostu bezrobocia, co pomogło w podtrzymaniu konsumpcji. To silny zagraniczny popyt konsumpcyjny był bezpośrednią przyczyną wzrostu polskiego eksportu w ubiegłym roku. Najlepszym dowodem są wyniki produkcji tzw. dóbr trwałego użytku, jak elektronika czy meble. Na przykład w grudniu produkcja komputerów i wyrobów elektronicznych była w Polsce wyższa aż o 39 proc. w porównaniu z grudniem 2019 r. Ekonomiści banku PKO BP zwracają uwagę, że od strony wytworzenia PKB wartość dodana w przemyśle (czyli wartość tego, co zjechało z taśm produkcyjnych, po odjęciu kosztów) w całym roku zmalała jedynie o 0,2 proc. I to zapewne tylko dlatego, że w najgorszym II kwartale wartość dodana w przemyśle zjechała aż o 13,1 proc.
Ale programy rządowe nie tylko pozytywnie przełożyły się na popyt zewnętrzny. Konsumpcja w kraju też wypadła całkiem nieźle. Co prawda w całym roku spadła o 3 proc., ale to i tak niezły wynik, biorąc pod uwagę, że wiosną mieliśmy aż miesiąc pełnego lockdownu i niemal na cały IV kwartał zamknięto część usług. Tarcze rządowe spowodowały, że nie wystąpiło to, czego obawiano się na początku pandemii: ludzie nie tracili masowo pracy, nie było głębokiego spadku dochodów. Działał efekt odłożonego popytu, czyli po odmrożeniu zamkniętych wcześniej branż następował szturm klientów. Handel doświadczał tego kilkukrotnie w ciągu poprzedniego roku, ostatni raz na początku grudnia, gdy zniesiono lockdown wprowadzony dwa tygodnie wcześniej. Ponieważ ludzie nadal dostawali swoje pensje, których nie mieli gdzie wydawać, powstało zjawisko tzw. wymuszonych oszczędności (suma zgromadzonych środków na depozytach w ubiegłym roku przekroczyła po raz pierwszy w historii bilion złotych). Dziś, gdy swoje podwoje znów otworzą galerie handlowe, zapewne będziemy mieli powtórkę. Tym bardziej że lockdown w usługach powoduje przekierowanie części konsumpcji w kierunku kupowania towarów.
Usługi to był słaby punkt gospodarki w poprzednim roku. W najbardziej dotkniętych branżach, jak gastronomia i hotelarstwo, w II kwartale spadek wartości dodanej sięgał 80 proc. Jak było w IV kwartale – tego jeszcze nie wiemy, bo GUS nie podał szczegółowych danych. Ale zapewne nie było wcale lepiej. Ekonomiści Credit Agricole Bank Polska uważają, że w całym sektorze usług spadek wartości dodanej pod koniec roku był porównywalny z tym z wiosny i wyniósł ok. 6 proc. ©℗
Jak się zmieniał PKB w ostatnich latach