Pandemia nie wywołała większych zatorów płatniczych w eksporcie. Przynajmniej na razie.

Polska dobrze sobie radzi w handlu z zagranicą – z opublikowanych w piątek danych GUS wynika, że po 11 miesiącach 2020 r. miała w nim ponad 11 mld euro nadwyżki ‒ o tyle wartość eksportu przeważyła wielkość importu. W przypadku najbardziej liczących się rynków – jak niemiecki – sprzedaż była większa niż rok wcześniej, mimo załamania wymiany towarowej podczas pierwszej fali pandemii. Eksporterzy bardzo szybko jednak odrobili straty z wiosennego zamknięcia granic, a druga fala jest im już niestraszna. Dowód to 9,4-proc. wzrost eksportu w samym listopadzie. Gdyby nie mocny handel zagraniczny, prawdopodobnie recesja byłaby znacznie głębsza niż spadek PKB o 1,5 proc. w III kw. 2020 r.
Tak dobre wyniki zawdzięczaliśmy nie tylko dużej liczbie zamówień od zagranicznych kontrahentów, lecz także ich niezłej płynności finansowej. To wniosek, który można wysnuć na podstawie informacji od firm zajmujących się ubezpieczaniem należności.
‒ Zgodnie z przeprowadzonym przez Coface badaniem płatności wśród firm w Niemczech w lipcu‒sierpniu 2020 r., pomimo tak rozległego kryzysu, programy antykryzysowe przyczyniły się do poprawy w obszarze zaległości płatniczych. Cykl rotacji należności w przedsiębiorstwach obniżył się o dziewięć dni w 2020 r. w stosunku do 2019 r., a 68 proc. firm zadeklarowało, że doświadczyło opóźnień płatności, podczas gdy rok wcześniej ten odsetek wyniósł 85 proc. ‒ mówi Grzegorz Sielewicz, ekonomista Coface w Regionie Europy Centralnej.
Katarzyna Kowalska, wiceprezes KUKE, dodaje, że choć ryzyko mierzone skalą recesji gospodarczej wzrosło gwałtownie, to nie zmaterializowało się w postaci równie dużego przyrostu przeterminowanych faktur, większej liczby upadłości czy restrukturyzacji zagranicznych odbiorców.
‒ Nie widzimy tego we wskaźnikach szkodowości dla poszczególnych krajów. Wahania w porównaniu z okresem sprzed epidemii były nieznaczne i bardziej zależne od jednostkowych przypadków, ewentualnie problemów branż mocniej narażonych na wpływ pandemii, jak turystyka, rozrywka i gastronomia, niż systemowej zmiany w całych gospodarkach – mówi.
Podobne wnioski ma Tomasz Starus, członek zarządu odpowiedzialny za ocenę ryzyka w Euler Hermes. Zwraca uwagę, że w innych krajach wystąpił podobny efekt co w Polsce: duża pomoc rządowa dla przedsiębiorstw poprawiła ich płynność.
‒ Do tego w Niemczech, Francji czy Wielkiej Brytanii wprowadzono rządowe wsparcie dla ubezpieczycieli należności. To sprawia, że mogą oni ubezpieczać kontrakty mimo większego ryzyka, a to z kolei przyczynia się do podtrzymania obrotów – mówi. On też uważa, że w 2020 r. nie widać było pogorszenia kondycji finansowej u zagranicznych odbiorców polskich towarów.
‒ Mieliśmy kilka spektakularnych upadłości, ale COVID-19 przyspieszył tylko to, co i tak było nieuniknione, np. w Wielkiej Brytanii upadło kilka sieci handlowych, które miały kłopoty już wcześniej. Poza tym nasi eksporterzy dostarczają towar przede wszystkim dla firm przemysłowych, a te były w dobrej sytuacji – dodaje Starus.
To, że opóźnienia w płatnościach były mniejsze, nie oznacza jednak, że pandemia w ogóle nie miała wpływu na praktyki płatnicze przedsiębiorców. Dłuższe terminy zapłaty stały się elementem przewagi konkurencyjnej: wygrywał ten, kto mógł zaoferować większe odroczenie płatności, bo dzięki temu podtrzymywał relacje z klientami.
‒ Była to też szansa dla polskich eksporterów – dając odbiorcy dłuższy kredyt kupiecki, można było wyeliminować konkurentów z innych krajów i przejąć ich kontrakty. Ten czynnik stoi częściowo za niespodziewanie doskonałą koniunkturą w polskim eksporcie w drugim półroczu 2020 r. – mówi Katarzyna Kowalska z KUKE, dodając, że pojawiła się większa skłonność do negocjowania terminów czy też regulowania zapłaty w częściach.
Na wydłużanie terminów zwraca też uwagę firma Atradius, która badała je w całej Europie. W przypadku polskich firm udział sprzedaży z odroczoną płatnością wyraźnie wzrósł w 2020 r., sięgając 55 proc. obrotów, co było wielkością rekordową. Aleksandra Gliszczyńska, dyrektor departamentu oceny ryzyka w Atradius, mówi, że odraczanie płatności było powszechną praktyką we wszystkich krajach, w których zostało przeprowadzone badanie. Nie oznacza to w tym przypadku pogorszenia moralności płatniczej, ale jest elementem walki o klienta.
‒ Tam, gdzie to było możliwe w ramach prawa oraz uzgodnień z kontrahentami, połączenie wydłużonych terminów zapłaty oraz szeroko rozumiana pomoc państwa pozwoliły przetrwać wielu firmom najcięższy okres. Dla polskich eksporterów niebagatelne znaczenie miał fakt wprowadzenia takiej pomocy na szeroką skalę i bardzo szybko w Niemczech – dodaje Aleksandra Gliszczyńska.
Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że to, co zdecydowało o podtrzymaniu obrotów handlowych w 2020 r. ‒ czyli pomoc państw podtrzymująca płynność firm – teraz może być czynnikiem ryzyka dla prognoz eksportu w kolejnych kwartałach. Bo pomoc, przynajmniej w części, trzeba będzie oddać, co może zaburzać kondycję finansową przedsiębiorców.
‒ Spodziewamy się większej liczby niewypłacalności w porównaniu z 2020 r. na większości rynków eksportowych wraz z wygasaniem programów wsparcia i tymczasowych regulacji dotyczących procedur upadłościowych i restrukturyzacyjnych. Jednak nie będzie to gwałtowny wzrost, a jeśli już, to będzie on dotyczył bardziej sektora usług, głównie turystyki i gastronomii, do którego trafia niewiele polskiego eksportu – mówi Katarzyna Kowalska z KUKE. Podobnie może być w Polsce: wskaźniki rentowności obrotu obniżyły się w wielu branżach w ciągu 2020 r., bez dalszej pomocy niektóre firmy znajdą się w trudnej sytuacji. Będą musiały sięgnąć po działania restrukturyzacyjne lub ogłosić upadłość, pomimo że w tym roku gospodarka wejdzie na ścieżkę ożywienia gospodarczego. A Tomasz Starus z EH dodaje, że sprawy nie ułatwi przedłużanie lockdownu w Europie, na co się obecnie zanosi. Dlatego jeśli zobaczymy jakieś kłopoty z eksportem, to pewnie w pierwszych miesiącach roku.