Właciciele przedsiębiorstw, które wbrew restrykcjom wznowiły działalność, twierdzą, że nie mieli innego wyjścia
Właciciele przedsiębiorstw, które wbrew restrykcjom wznowiły działalność, twierdzą, że nie mieli innego wyjścia
Dziesiątki podmiotów gastronomicznych, kulturalnych, sportowych czy usługowych oficjalnie działają mimo formalnego zakazu. Ile nieoficjalnie? – tego nie wie nikt. Bunt przedsiębiorców jednak narasta.
Łukasz Moskal, współwłaściciel centrum rozrywki Laser Factory w Zamościu, wznowił działalność 6 stycznia. Nie dostał dotąd żadnego mandatu ani kary, choć – jak twierdzi – kontrole stały się normą. – Od tego czasu dwukrotnie był u nas sanepid. Za pierwszym razem skrupulatnie sprawdzał, czy nasza kuchnia spełnia wszystkie wymagania. Nie było żadnych zastrzeżeń, więc przyszli drugi raz z nakazem prokuratorskim i żądaniem udostępnienia monitoringu. Ten jednak nie działa od 5 grudnia – opowiada, dodając, że policja, która pod lokalem pojawia się codziennie, nie wszczyna żadnych działań. Wciąż toczy się sprawa z października. – Dostaliśmy wtedy 15 tys. zł kary na podstawie notatki policjanta, bo w noc zmiany strefy z żółtej na czerwoną kilka minut po północy w lokalu byli jeszcze ludzie. Odwołaliśmy się. Pieniędzy nie ściągnięto, bo nie ma z czego – mówi. Konieczności zwrotu środków pomocowych z powodu nieprzestrzegania rządowych restrykcji się nie boi. Z urzędu pracy w czasie pierwszego lockdownu firma otrzymała 5 tys. zł. – To kropla w morzu, miesięczne koszty najmu wynoszą 13 tys. zł. Jeśli będą chcieli, to zwrócę te pieniądze, ale nie dam się pozbawić źródła dochodu. Wiele biznesów już upadło, my też staliśmy w kolejce do bankructwa, ale postanowiliśmy z niej wyjść – tłumaczy.
Niektóre górskie pensjonaty ratują położenie i aura niesprzyjająca interwencji. Właściciel agroturystyki na granicy ze Słowacją nie kryje, że przyjmuje klientów. – Wszyscy w okolicy o tym wiedzą, a mimo to żadnej kontroli nie było – opowiada. Nadzieję na podobny obrót sprawy ma właścicielka ośrodka z Beskidu Śląskiego. – Prowadzimy działalność w takim miejscu, że do nas kontrola raczej nie dotrze – mówi. Ośrodek położony jest wysoko w górach, a droga dojazdowa zasypana jest śniegiem. Obawy przed konsekwencjami jednak są. – Informujemy o wznowieniu działalności na różnych grupach w internecie, nie chcemy jednak oficjalnie się z tym obnosić, tak jak zrobiła to restauracja U Trzech Braci w Cieszynie – opowiada. – Musimy zacząć zarabiać pieniądze, ale robimy to w poczuciu strachu – zaznacza. Tłumaczy, że boi się odebrania pieniędzy, które dostała na wiosnę z pierwszej tarczy. Te środki pozwoliły na pokrycie kosztów, ale tylko w trakcie pierwszego zamknięcia. – Od listopada nie dostaliśmy ani grosza. Teraz też nie otrzymamy żadnego wsparcia, bo nie zatrudniamy pracowników – mówi.
Część firm zapewnia, że obowiązujące restrykcje nie zabraniają im działalności. Właściciele jednego z parków trampolin w województwie śląskim organizują właśnie pozaszkolne zajęcia sportowe. Jest pewny, że kary mu nie grożą. – Jesteśmy na wygranej pozycji, bo taka forma nie została uwzględniona w rozporządzeniu – mówi jeden z pracowników.
Niektórzy podtrzymują pozory. Właściciel jednego z pubów w centrum Warszawy opowiada, że na początku lokal funkcjonował jako sklep na wynos, potem organizowali szkolenia. Przykrywki wymyśla tylko dla przestraszonych klientów. Ci, którzy się nie boją, mogą po prostu przyjść i wypić piwo – mówi. Opowiada, że policja pojawiła się w lokalu już kilka razy. Kazali wyjść klientom, potem ich spisali – tłumaczy. My w takich sytuacjach wyjaśniamy, że lokal jest duży, że nie wiedzieliśmy o obostrzeniach – dodaje. Mandatu nigdy nie dostał.
Właściciele otwartych obiektów przyznają jednak, że pod względem ekonomicznym obecne działanie ma się nijak do normalnej aktywności. I tak nie wystarczy pieniędzy na pokrycie kosztów. – Ludzie są zastraszeni, boją się przychodzić – mówi szef warszawskiego baru. Tłumaczy, że na otwarcie zdecydował się głównie z nudów, bo szans na przetrwanie w takiej formie nie widzi. – Nikt nie organizuje teraz urodzin, imprez firmowych – dodaje.
Ruch w pensjonatach też jest ograniczony z powodu braku atrakcji turystycznych. – Czekam na sygnał, czy wyciąg otworzy się w ten weekend, bo goście przyjeżdżają głównie na narty. Jeśli nie będzie możliwości uprawiania sportu, to część na pewno zrezygnuje – mówi jedna z właścicielek. ©℗
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama