- Kluczowe ogniwa muszą być połączone w jeden łańcuch. W Europie Zachodniej jeśli jakiś badacz wychodzi ze swoim pomysłem z uczelni, to najczęściej jest to projekt już skrojony pod to, co liczy się w przemyśle. Nie musi on weryfikować potrzeb rynkowych, bo to, co stworzył, wypełnia po prostu lukę - mówi Dóra Marosvölgyi, menedżerka europejskiego programu EIT Jumpstarter skierowanego do badaczy w Europie Środkowej i Południowej.

Waszym – czyli europejskiego programu EIT Jumpstarter – celem jest rozwijanie innowacyjnych pomysłów i przekuwanie ich w realny biznes. W jaki sposób docieracie do badaczy, którzy mają coś do zaproponowania?
W ramach programu współpracujemy z zespołami naukowymi, które chcą wprowadzić swoje pomysły na rynek. Naszym zadaniem jest sprawdzenie, czy i w jaki sposób ten pomysł ma szansę zaistnieć na rynku i jaki model biznesowy jest do tego potrzebny. A więc weryfikujemy te propozycje i szukamy potencjalnych partnerów biznesowych do współpracy. Pod koniec programu zespoły naukowe mają wiedzę i umiejętności, jak założyć i prowadzić start-up. To pierwszy krok na drodze do przedsiębiorczości. I to pierwszy etap programu. Po założeniu start-upu zespoły mogą kontynuować współpracę z nami w ramach różnych programów akceleracyjnych.
Któremuś z zespołów, z którymi współpracowaliście, udało się odnieść sukces na rynku?
Jednym z przykładów z mojego podwórka, bo ja zajmuję się innowacjami w obszarze zdrowia, jest USG w stetoskopie. To pomysł start-upu z Włoch założonego przez Marca Bonanno. Marco wziął udział w programie na bardzo wczesnym etapie projektu. Z pomocą ekspertów EIT Health opracował biznesplan, strategię marketingową i analizę konkurencyjności, a także stworzył zalążek firmy. W programie zdobył drugie miejsce, a nagroda w wysokości 20 tys. euro pomogła sfinalizować urządzenie SONE w listopadzie 2018 r. Dzisiaj ich produkt jest na rynku we Włoszech i w Stanach Zjednoczonych. Firma pracuje też nad swoim drugim urządzeniem.
W jaki sposób docieracie do badaczy?
Mamy sieć współpracowników na uniwersytetach. W programie zdrowia współpracujemy z uniwersytetami medycznymi w Łodzi i Gdańsku. Współpracujemy także z innymi polskimi uczelniami w obszarze żywności, energetyki, rozwiązań cyfrowych, surowców. Oczywiście one dobrze wiedzą o naszym programie i czemu on służy. Znają też swoich badaczy i ich pomysły i to one, uczelnie, łączą z nami badaczy.
Chodzi o badaczy wyłącznie z obszaru Europy Środkowej i Południowej?
Nie, EIT jest ogólnoeuropejską instytucją, ale mój program skupia się na krajach właśnie w tych obszarach. Do tej pory w ramach EIT Jumpstarters udało się wyszkolić ponad 300 badaczy. Tylko w 2020 r. zaangażowaliśmy do programu 129 zespołów spośród 350 wniosków. Pozostanie z nami i dalej będzie współpracować 90 grup.
Statystyki dotyczące badań i innowacyjności – jeśli chodzi o kraje środkowoeuropejskie – są dość niepokojące. Europejska Rada ds. Badań Naukowych przyznała we wrześniu granty. Holandia dostała ich 42, a Polska zaledwie trzy. Skąd tak kiepskie wyniki?
Przyjęło się mówić, że region ma olbrzymi potencjał, jeśli idzie o innowacyjność, że jest tu wiele talentów, ale te pomysły i innowacje z jakiegoś powodu nie docierają na rynek. Pomiędzy pomysłem a biznesem istnieje luka, którą my próbujemy zasypać. Naszym zdaniem w naszym regionie potrzebna jest zmiana podejścia. Wkładamy szczególny wysiłek w edukowanie badaczy. Pokazujemy im, co jest potrzebne, by stać się skutecznym przedsiębiorcą. Oczywiście, zdarzają się przypadki, kiedy badacze zdają sobie sprawę, że nie są przedsiębiorcami, że nie mają umiejętności, które pozwolą im skomercjalizować dany projekt, wprowadzić go na rynek. Absolutnie nie ma w tym nic złego. Wówczas pomagamy badaczowi znaleźć przedsiębiorcę, który będzie z nim współpracował i poprowadzi startup. Kluczowe dla nas jest wyjaśnienie naszym uczestnikom, czego tak naprawdę potrzeba, by odnieść sukces na rynku.
Są wśród nas dobrzy badacze, innowatorzy, ale brakuje biznesmenów?
Umiejętności biznesowe trzeba jeszcze bardziej rozwinąć. W wielu przypadkach badacze nie widzą przed sobą realnej drogi do rozwinięcia biznesu, bo po prostu nie wiedzą, jak to zrobić.
Brak umiejętności biznesowych to problem jedynie w Polsce? Czy obserwujecie to w całym regionie?
To jest cecha charakterystyczna dla całego regionu Europy Środkowej. Nasz program działa także na południu kontynentu, poza Hiszpanią. Z naszego doświadczenia wynika, że są państwa, które radzą sobie nieco powyżej średniej. To głównie kraje bałtyckie i Portugalia. Tam widzimy zespoły naukowe z bardzo dużym potencjałem, które zazwyczaj przemierzają ścieżkę od pomysłu do start-upu dużo szybciej. Dlatego właśnie wpadliśmy na pomysł, by poznawać ze sobą zespoły z różnych krajów i pokazywać je wzajemnie jako przykłady. Jeśli zapraszam start-up z Doliny Krzemowej, który dzieli się fenomenalną historią, to moje zespoły czują się zainspirowane, ale jednocześnie nie mają wiary, że uda im się osiągnąć to samo. Ale jeśli pokazuję im grupę mającą podobny background i podobne szanse na starcie, to łatwiej jest je zainspirować i zmotywować do działania, bo widzą, że sukces jest możliwy, że jest w zasięgu ręki.
W tej samej grupie państw znajdują się Włochy, ale nie Hiszpania?
Tak, zgadza się.
Dlaczego?
Ona jest uważana za bardziej zaawansowaną pod względem innowacyjności i należy do innego programu w ramach EIT.
Jak rozumiem, Hiszpania znajduje się w grupie państw najbardziej zaawansowanych pod względem innowacyjności wraz z innymi krajami Europy Zachodniej. Co one mają, a czego w szczególności brakuje u nas w regionie?
Wszystkie kluczowe ogniwa są ze sobą połączone w jeden łańcuch. Jeśli jakiś badacz wychodzi ze swoim pomysłem z uczelni, to najczęściej jest to projekt już skrojony pod potrzeby rynku, pod to, co akurat liczy się w przemyśle. Nie musi on weryfikować potrzeb rynkowych ani zastanawiać się nad modelem biznesowym, bo to, co stworzył, wypełnia po prostu lukę na rynku. A wynika to właśnie z tego, że wszyscy kluczowi gracze działają wspólnie i tworzą jeden ekosystem. Uczelnie są w nim dobrze osadzone, dlatego kreatywne umysły mogą działać zgodnie z potrzebami przemysłu, bez konieczności zastanawiania się, czy i jak ich pomysł odnajdzie się na rynku. To działa bardzo dobrze w Europie Zachodniej i chcemy to przenieść na nasz grunt środkowoeuropejski. Dlatego poza programem Jumpstarter EIT próbuje podnieść poziom uczelni, by stały się elementem lokalnego ekosystemu. Oczywiście to nie działa na zasadzie „kopiuj, wklej”. Nie da się gotowych rozwiązań po prostu przenieść z Europy Zachodniej. Raczej próbujemy pokazywać uniwersytetom w regionie dobre przykłady stamtąd. Próbujemy je też namawiać do nawiązywania współpracy w ramach ekosystemu, organizowania warsztatów i innych przedsięwzięć, które pozwolą im odnaleźć swoje miejsce w tym łańcuchu.
Ale by to się udało, potrzebne jest zaangażowanie państwa, które będzie wspierało tworzenie takiego ekosystemu.
Są pewne programy, głównie fundowane z pieniędzy europejskich. To, czego brakuje lub co może być poprawione, to zrozumienie, po co te pieniądze są wydawane i jak te różne programy ze sobą połączyć. W ramach EIT w tym roku zaczęliśmy prowadzić warsztaty dla lokalnych interesariuszy, w tym władz. Chcemy im pokazać dobre przykłady i sposób, w jaki innowacje mogą być wspierane. To nie jest to, czym EIT głównie się zajmuje, ale próbujemy również wspierać współpracę wszystkich ogniw i także docierać z dobrymi praktykami do władz czy ministerstw.
Problemem ze start-upami jest to, że większość z nich upada. Mówi się, że nawet dziewięć na 10 takich nowych przedsięwzięć biznesowych nie jest w stanie przetrwać pierwszych dwóch lat działalności. Ale też te najbardziej innowacyjne, którym uda się odnieść sukces, są wchłaniane przez wielkie międzynarodowe korporacje. Czy z pani punktu widzenia jest to problem?
Nie, to nie jest problem. Start-upy potrzebują kapitału i w wielu przypadkach jest to po prostu dla nich najbardziej realistyczne rozwiązanie, by przetrwać i odnieść sukces. Pokazujemy zespołom, jakie mają przed sobą możliwości, i to jest zazwyczaj jedna z nich, chociaż to zależy od obszaru, w jakim działają. W przypadku firm z sektora biotechnologicznego to jest model często gwarantujący przetrwanie.