Elżbieta Chojna-Duch z Rady Polityki Pieniężnej nie sądzi, by ujawniona przez "Wprost" rozmowa Marka Belki i szefa MSW była naganna. W radiowej Trójce była wiceminister finansów w rządzie Donalda Tuska przekonywała, że rozmowa ministra z szefem NBP nie była próbą ograniczenia niezależności banku centralnego.

Chojna-Duch zapewniała też, że członkowie Rady Polityki Pieniężnej nie mają żalu do szefa NBP za niecenzuralne określenia, jakich wobec nich użył. - Rozmawiałam już z częścią członków, no nie wydają się specjalnie poruszeni, tak jak to określenie nas brzmiało, oczywiście jest im przykro, ale znamy prezesa, wiemy, że powiedział to z dobrymi intencjami i że w zasadzie Rada się rozumie, pracuje kilka lat - mówiła Chojna-Duch (Belka w kontekście RPP użył m.in. przymiotnika "piep...a").

Chojna-Duch nie zgodziła się ze zdaniem byłego szefa NBP Leszka Balcerowicza, który uznał, że nagrania ujawniły jaskrawe naruszenie niezależności banku centralnego. Według pani profesor, słowa Marka Belki nie oznaczają prób wciągania NBP do rozgrywek politycznych. Członkini RPP powiedziała, że nie rozumie takiej opinii. Dodała, że niezależność prezesa ani banku nie została naruszona.

Członkini RPP stwierdziła, że nie ma istotnego znaczenia, czy rozmowa Belki i Sienkiewicza miała charakter służbowy czy prywatny. Według Chojny-Duch, część rozmowy określana przez media mianem "handlu głową ministra Rostowskiego" miała właśnie prywatny charakter. - Nieistotne, dlatego że ta część pierwsza, właśnie o biciu monet dotyczyła kwestii publicznych, celem tego spotkania było to. Natomiast panowie się rozgadali, tak to można powiedzieć, i to już ta druga część była częścią nieoficjalną. Bo mówili na tematy różne, żartowali itd. Sądzę, że to już było na koniec tego spotkania, gdzieś, gdzie ta część można powiedzieć rozrywkowa zaczęła się - mówiła profesor.

Chojna-Duch, komentując część rozmowy dotyczącej pomocy rządowi w obniżeniu deficytu budżetowego i w ten sposób wsparciu w wyborach, podkreśliła, że banki centralne skupują państwowy dług. - Tak robią duże banki, a w naszym regionie na rynku długu swojego kraju działa Bank Węgier - tłumaczyła.