Program jądrowy ma ruszyć później, niż planowano. Sprowadzamy za to dużo błękitnego paliwa ze Wschodu. I będziemy kupować jeszcze więcej, bo planujemy uniezależnić się od Rosji.
Nadchodzi era gazu
/
Dziennik Gazeta Prawna
Gaz ziemny ma ogromne szanse wygrać z energią atomową konkurencję o polski rynek. Eksperci są przekonani, że rząd postawi na rozwój właśnie tego paliwa. Premier Donald Tusk już zresztą zapowiedział, że program jądrowy może ruszyć później, niż planowano. Choć przekonuje, że nastawienie rządu do atomu się nie zmieniło, to daje do zrozumienia, iż to źródło energii pojawi się w miksie energetycznym kraju w odleglejszej perspektywie (dotąd planowano rozpoczęcie budowy elektrowni jądrowej w 2018 r., a uruchomienie pierwszego bloku do 2024 r.). Premier przyznaje, że teraz pierwszoplanowe znaczenie ma mieć właśnie gaz ziemny.
Rynek będzie rósł
Perspektywy dla rozwoju tego rynku są atrakcyjne. Analitycy twierdzą, że jego głównym motorem napędowym ma być energetyka. Dzisiaj gaz jest jednak marginalnym źródłem energii – jego udział w mocach wytwórczych
prądu w Polsce sięga jedynie 3 proc., a bloki gazowe zużywają zaledwie ok. 1 mld m sześc. surowca rocznie. To oznacza, że na energetykę przypada raptem 7 proc. krajowego zużycia gazu ziemnego.
Piotr Łuba, lider Grupy Energetycznej PwC, tłumaczy to tym, że jeszcze kilka lat temu wysokie ceny gazu w porównaniu z cenami węgla i nieznacznymi kosztami emisji CO2 zniechęcały przedsiębiorstwa energetyczne i zachęcały do budowy jednostek bazujących na węglu. Według raportu „Sektor gazowy a energetyka”, opracowanego przez PwC i bank
ING, niski udział gazu w strukturze paliwowej polskiej energetyki jest zatem konsekwencją braku uzasadnienia ekonomicznego dla budowy jednostek gazowych.
W ostatnim czasie klimat inwestycyjny bardziej sprzyja energetyce opartej na błękitnym paliwie. Świadczą o tym plany budowy elektrowni m.in. w Stalowej Woli, Puławach i we Włocławku. W sumie udział źródeł gazowych w planach inwestycyjnych koncernów energetycznych w Polsce sięga 37 proc. (w 2008 r. było to ledwie 16 proc.). Z raportu
banku DnB Nord i Deloitte „Kierunki 2013. Pozytywne szoki gospodarcze?” wynika, że owe inwestycje energetyczne, a także liczne projekty w branży chemicznej i rafineryjnej, mogą wykreować dodatkowy popyt na gaz sięgający 8–12 mld m sześc. rocznie.
Pole do wzrostu jest ogromne, ale są też bariery. Skąd wziąć dodatkowe ilości surowca, po konkurencyjnych cenach, a jednocześnie zapewnić wysoki poziom bezpieczeństwa dostaw, czytaj: uniezależnić się od importu z Rosji?
Energetyczna niezależność
Dzisiaj ze Wschodu sprowadzamy ponad 9 mld m sześc. gazu ziemnego rocznie, za co płacimy ok. 15 mld zł. To aż 75 proc. krajowego zapotrzebowania na to paliwo. Aby rynek mógł się rozwijać w sposób bezpieczny, niezbędna jest dywersyfikacja. Do tego potrzebne są jednak infrastruktura importowa oraz produkcja krajowa. Choć w ciągu ostatnich dwóch lat zwiększyły się moce przesyłowe transgranicznych interkonektorów łączących nas z sieciami gazowymi Niemiec i Czech, to nie mamy realnej możliwości zastąpienia importu ze Wschodu alternatywnymi dostawami.
Przełom nastąpi za dwa lata. Planowane lub już realizowane są bowiem kolejne inwestycje w gazową infrastrukturę, które sprawią, iż w 2015 r. z nowych kierunków będziemy mogli sprowadzić większość niezbędnego nam surowca.
– W drugiej połowie 2014 r. uruchomiony ma zostać w Świnoujściu pierwszy w tej części Europy terminal LNG. Za jego pośrednictwem od 2015 r. możliwe będzie dostarczanie aż 5 mld m sześc. gazu skroplonego rocznie – podkreśla Rafał Wardziński, prezes Polskiego LNG, operatora gazoportu.
Plany importu surowca tą drogą mają właściwie wszystkie większe firmy gazowe, energetyczne oraz naftowo-chemiczne w Polsce. Na razie Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo jako pierwsze zakontraktowało już dostawy. W efekcie przez kolejne 20 lat do kraju będą przybijały statki z 1,5 mld m sześc. LNG rocznie. Od 2014 r., dzięki budowie fizycznego rewersu na
gazociągu jamalskim, możliwy będzie import kolejnych 5,5 mld m sześc. paliwa od strony Niemiec.
Nie oznacza to jednak, że z dnia na dzień przestaniemy kupować gaz od Gazpromu, bo kontrakt na zakupy do 10,2 mld m sześc. rocznie obowiązuje do 2022 r. Po raz pierwszy w historii uzyskamy jednak możliwość realnej dywersyfikacji zaopatrzenia i istotnie wzmocnimy
bezpieczeństwo energetyczne Polski.
Rząd liczy ponadto na rodzime złoża, w tym gazu łupkowego. Wydobycie niekonwencjonalnego surowca pozwoliłoby nam spalać w nowych blokach paliwo tańsze od tego importowanego z Rosji. Problem w tym, że dziś nie wiadomo, jaką funkcję w rozwoju energetyki będzie pełnił ten surowiec. – Nadal nie mamy wiarygodnych danych o jego zasobach, nie mamy też pewności, czy jego wydobycie będzie opłacalne – zaznacza Andrzej Szczęśniak, ekspert rynku paliw.
Konieczna liberalizacja
To jednak nie koniec wyzwań, jakie stoją przed krajowym rynkiem gazu. Dzisiaj największą barierą dla firm gotowych zainwestować w elektroenergetykę opartą na nim jest zagwarantowanie długoterminowych i opłacalnych kontraktów na dostawy paliwa. Monopolistyczny charakter rynku gazu w Polsce, a tym samym brak konkurencyjnych ofert sprzedaży, niejednokrotnie przechylały szalę opłacalności takiego przedsięwzięcia na korzyść innych źródeł energii.
Aby to zmienić, konieczna jest pilna liberalizacja rynku. Tego oczekuje zresztą od nas Komisja Europejska, która w połowie czerwca pozwała Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE za stosowanie regulowanych cen. Jak argumentował Günther Oettinger, komisarz ds. energii, nasz kraj narusza europejskie prawo, bo wszyscy odbiorcy płacą tu za gaz ceny określone w taryfie zatwierdzanej przez państwowy Urząd Regulacji Energetyki. Tymczasem zgodnie z unijnym prawem ceny regulowane można stosować tylko w wyjątkowych okolicznościach. – Zgodnie z dyrektywą gazową UE ceny błękitnego paliwa powinny być ustalane w wolnorynkowej grze podaży i popytu – argumentuje KE.
W Ministerstwie Gospodarki z kolei tłumaczą, że Polska nie jest jeszcze gotowa na uwolnienie cen. Zdaniem MG musimy nadrobić zaległości choćby we wspomnianym rozwoju infrastruktury. – Swojego stanowiska będziemy bronili w Trybunale Sprawiedliwości, o ile Komisja nie wycofa się z decyzji – zastrzegają w resorcie i podkreślają, że Polska od kilku lat dąży do liberalizacji rynku gazu przez działania, które umożliwią odstąpienie od regulowania cen tego paliwa.
Pierwszy przełom nastąpił w grudniu 2012 r., gdy na Towarowej Giełdzie Energii uruchomiono giełdowy obrót gazem ziemnym. W konsekwencji prezes URE zwolnił z obowiązku taryfowania przedsiębiorstwa energetyczne handlujące na giełdzie, a potem te prowadzące obrót na hurtowym rynku oraz sprzedające surowiec w postaci skroplonej LNG. To jednak wciąż za mało.
Punktem zwrotnym mają być dopiero nowe przepisy (chodzi o ustawę – Prawo energetyczne), które zrewolucjonizują polski rynek gazu. W Sejmie toczą się prace nad poselskim projektem, który m.in. wprowadzi obowiązek sprzedaży na giełdzie 70 proc. gazu ziemnego funkcjonującego w systemie (obligo giełdowe). – PGNiG dominuje dziś na rynku, ale to będzie się stopniowo zmieniało. Kluczowe będzie wprowadzenie obowiązku sprzedaży części gazu na giełdzie – potwierdza Ireneusz Łazor, prezes Towarowej Giełdy Energii.
Niestety, wydłużające się prace nad ustawą gazową opóźniają liberalizację rynku. – Na ustawę czekamy już kolejny rok – podkreśla Jacek Kwiatkowski z koncernu VNG, który sprzedaje w Polsce 0,5 mld m sześc. gazu. Według niego funkcjonowanie w takich warunkach jest bardzo trudne. – Problemem jest nieprzewidywalność. Z punktu widzenia liberalizacji rynku lepiej byłoby mieć gorszą jakościowo ustawę, niż jej nie mieć – dodaje.
Rząd stawia na rozwiązania gazowe
W sytuacji gdy premier zapowiedział opóźnienie we wdrażaniu programu jądrowego, należy się spodziewać, że teraz lukę po dwóch blokach o mocach po 3 tys. MW będą musiały zapełnić moce zasilane z innych źródeł. Spodziewam się, że na pierwszy plan wysunie się gaz ziemny. Rząd wielokrotnie pokazywał, że paliwo to traktuje priorytetowo, a ostatnie decyzje premiera pokazują dobitnie, z jakim surowcem wiąże nadzieje. O tym, jaka ostatecznie będzie rola gazu w miksie energetycznym Polski, przekonamy się najprawdopodobniej w ciągu najbliższych miesięcy. W resorcie gospodarki intensywnie pracują bowiem nad nową polityką energetyczną Polski, która określi priorytety państwa i przyszły udział poszczególnych źródeł energii. Dokument ma być przyjęty przez rząd do końca roku. Skoro premier mówi o rosnącym znaczeniu gazu, a jednocześnie daje do zrozumienia, że program jądrowy idzie w odstawkę, można się domyślać, jak będą rozłożone akcenty w tej strategii. Prawdopodobnie przeprowadzono już kalkulacje planowanego eksportu taniego LNG z USA do Europy. Dzięki terminalom w Polsce i na Litwie cena gazu w naszym regionie może spaść. Do tego dochodzą perspektywy związane z wydobyciem gazu łupkowego. Choć na obecnym etapie analiz nie jest możliwe realne oszacowanie zasobów surowca oraz ekonomicznej opłacalności jego wydobycia, to być może rząd już ocenił, że tak pozyskany gaz zapewni jednak wystarczającą ilość taniej energii, by zastąpić elektrownię jądrową. Nie ma wątpliwości, że najbliższa energetyczna przyszłość naszego kraju będzie powiązana właśnie z dynamicznym rozwojem tego paliwa. (Andrzej Sikora prezes Instytutu Studiów Energetycznych)