Indywidualni użytkownicy nie muszą się na razie bać o dostawy prądu do swoich domów. Inaczej ma się sprawa z dużymi firmami. Choć te będą mogły zarobić na tym, że zobowiążą się do nieużywania energii.
/>
Wysoka temperatura powietrza i wody, dzień roboczy w godzinach 11–14, brak wiatru, który ograniczyłby pracę siłowni wiatrowych, oraz awaria dużej elektrowni. A do tego podobne warunki pogodowe u sąsiadów, od których nie dałoby się przez to kupić prądu. Jak twierdzi prof. Konrad Świrski z Politechniki Warszawskiej, to wszystko musiałoby się wydarzyć jednocześnie, by w domach zabrakło nam prądu. Tego lata mogą się jednak pojawić kłopoty w dostawach energii dla dużych przedsiębiorstw. Podobne do tych z sierpnia 2015 r., gdy pierwszy raz od lat nasz operator PSE wprowadził tzw. stopnie zasilania – twierdzi raport Europejskiej Sieci Operatorów Elektroenergetycznych Systemów Przesyłowych.
– Aby uniknąć tego typu problemów, operator systemu wykorzysta wprowadzone ostatnio możliwości rozstrzygniętych aukcji DSR. Chodzi o płatne oferty dużych odbiorców dobrowolnego zmniejszenia ilości pobieranej energii – tłumaczy Świrski. DSR polega na tym, że firmy decydują się na niepobieranie określonej ilości energii (tzw. negawaty), za co PSE im po prostu płaci. Stawki są bardzo różne w zależności od tego, jaki kto ma koszt redukcji zapotrzebowania. I tak np. w ostatnim przetargu Tauron wywalczył sobie ponad 14,7 tys. zł za 1 MWh niepobieranego prądu, a ArcelorMittal – prawie 8 tys. zł.
Interwencyjna rezerwa
Według think tanku Forum Energii potencjał mechanizmu redukcji DSR w Polsce to nawet 1 GW. To dużo, jeśli wziąć pod uwagę, że zainstalowana moc naszych elektrowni osiąga w sumie 40 GW, a szczytowe zapotrzebowanie w lecie (najnowszy rekord padł w ubiegły czwartek) przekracza 23 GW. – Zamiast budowy jednostek konwencjonalnych do pokrycia szczytowego zapotrzebowania taniej zakontraktować usługę redukcji zapotrzebowania na moc po stronie odbiorców. Przemysł może więc w ten sposób uczestniczyć w poprawie bezpieczeństwa energetycznego Polski – mówi szefowa Forum Energii Joanna Maćkowiak-Pandera.
– Lekcja z 2015 r. przyniosła zmianę harmonogramu remontów w elektrowniach oraz dodatkowe utrzymywanie niektórych bloków w rezerwie. Nieco lepsze są także możliwości importu energii – dodaje prof. Świrski. Tak zwana interwencyjna rezerwa zimna to starsze jednostki, które mogą być włączane w momencie zwiększonego zapotrzebowania na moc, a za ich gotowość PSE płaci właścicielom, czyli spółkom energetycznym. Zdaniem Świrskiego wprowadzenie ograniczeń dla przemysłu, czyli stopni zasilania, jest na razie ostatecznością. 10 sierpnia 2015 r. podobne ograniczenia w poborze spowodowały spadek zapotrzebowania na moc o prawie 2 GW.
Granica 2022
1 do 20 – na tyle nasz rozmówca szacuje ryzyko prawdziwego blackoutu, odczuwalnego nie tylko dla wielkiego przemysłu, lecz także dla zwykłych obywateli, w perspektywie do 2022 r. – Taka sytuacja mogłaby się zdarzyć chyba tylko w przypadku militarnego ataku cyberinformatycznego – uważa prof. Konrad Świrski. Sytuacja będzie się jednak pogarszać po 2022 r., gdy Polska w myśl unijnych przepisów będzie musiała wyłączyć część najstarszych elektrowni węglowych. Do 2025 r. ma to być ok. 9,3 GW mocy. A moc wszystkich budowanych na terenie kraju elektrowni konwencjonalnych będzie mieć połowę tej wartości.
O groźbie masowego wstrzymania dostaw prądu mówi się w Polsce od kilku lat. Ze względu na rozwój gospodarczy zużywamy coraz więcej energii. W dodatku latem pracuje coraz więcej klimatyzatorów. A gdy są upały, temperatura rzek rośnie, a ich wody opadają, przez co część bloków energetycznych może mieć kłopoty z chłodzeniem.
– Aby doszło do zachwiania prac systemu energetycznego, musiałoby dojść do splotu kilku czynników jednocześnie, co przy obecnych prognozach jest mało prawdopodobne – uważa prof. Świrski. – W tym roku w Polsce możemy się spodziewać fal upałów powyżej 30 stopni Celsjusza. Temperatura lata z powodu globalnego ocieplenia rośnie o 0,2–0,3 stopnia na dekadę. To oznacza, że fale ciepła występują częściej – mówi prof. Krzysztof Markowicz z Instytutu Geofizyki.
Ciepło, cieplej, upał
– W Polsce temperatura rośnie szybciej niż średnio na Ziemi. Po pierwsze, lądy ogrzewają się szybciej niż oceany. Po drugie, jesteśmy w regionie o dużych emisjach zanieczyszczeń powietrza. Po trzecie, zimą mamy śnieg, którego topnienie przyspiesza ocieplanie się klimatu. Trochę jak w Arktyce, gdzie topniejące lodowce zmieniają bilans energii – tłumaczy.
W miniony czwartek jednak to nie upały, ale burze doprowadziły do awarii w Warszawie. Uszkodzenie stacji energetycznej spowodowało konieczność wyłączenia jednego kotła w stołecznej elektrociepłowni Żerań (PGNiG Termika). Po godzinie zakład wrócił do pracy pełną mocą.
Pierwszy na świecie prawdziwy blackout, który dotknął 30 mln ludzi, wydarzył się w 1965 r. w Kanadzie i USA. Przez przeciążenie sieci trzeba było wówczas wyłączyć elektrownie, by zapobiec zniszczeniom. W 2003 r. 56 mln ludzi we Włoszech zostało bez prądu na 12 godzin z powodu burzy, która uszkodziła połączenia energetyczne ze Szwajcarią.
Jednak do rekordowych ciemności doszło w 2005 r. na indonezyjskich wyspach Jawa i Bali. Tam przyczyną była kaskadowa awaria linii przesyłowej, w wyniku której bez prądu było 100 mln ludzi.