Decyzja o budowie zapadła – wynika z informacji DGP. Do wyboru są dwie lokalizacje na północy kraju. Brakuje jednak szczegółów finansowania i technologii dla siłowni.
Zapadła decyzja o budowie pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce – wynika z nieoficjalnych informacji DGP. W grze są dwie lokalizacje w województwie pomorskim: Lubiatowo-Kopalino i Żarnowiec
Według naszych źródeł w ostatnich dniach podjęto ostateczną decyzję na „tak”. Ale wciąż jest kilka niewiadomych: jak budować i z czyich pieniędzy.
Jak udało nam się ustalić, resort rozwoju uważa, że najkorzystniejszy byłby zakup technologii od Francuzów. Atom mógłby ocieplić relacje gospodarcze z Paryżem, ochłodzone po unieważnieniu przetargu na caracale czy przymuszeniu francuskich firm pozbywających się polskich aktywów energetycznych do sprzedaży ich naszym koncernom. Resort energii z kolei mówi o technologii chińskiej i koreańskiej. Tyle że takie reaktory w Europie nie pracują i będą dopiero wymagały certyfikacji.
– Technologia będzie znana po przeprowadzeniu postępowania przetargowego. Prawo atomowe dopuszcza jedynie sprawdzone i bezpieczne konstrukcje reaktorów generacji III i III+ – mówi DGP Mariusz Kozłowski z resortu energii.
To tu trwają prace nad aktualizacją programu polskiej energetyki jądrowej (PPEJ). – Prace wewnątrzresortowe nad nowym harmonogramem oraz rekomendowanym modelem finansowania są na końcowym etapie. Po ich finalizacji dokument zostanie przekazany Radzie Ministrów i powinien zostać zaakceptowany do końca 2017 r. – mówi Kozłowski.
– Jeśli taka decyzja zapadła, to się z niej cieszę. Szkoda tylko, że tak późno – komentuje Zdzisław Gawlik, były minister skarbu w rządzie PO–PSL i były wiceprezes spółki PGE EJ 1 odpowiedzialnej za projekt atomowy. – Z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego realizacji polityki klimatycznej UE i redukcji emisji CO2 to ważne. Łatwiej będzie powalczyć o naszą energetykę węglową – dodaje.
Budowa reaktora o mocy 1000 MW to koszt ok. 16 mld zł, ale minister energii Krzysztof Tchórzewski wykluczył finansowanie z budżetu państwa oraz kontrakty różnicowe (gdy państwo gwarantuje producentowi stałą cenę za sprzedaż prądu, dopłacając, kiedy jest niższa niż rynkowa).
A co z lokalizacją? PGE EJ 1 prowadzi badania środowiskowe w dwóch miejscowościach: Lubiatowo-Kopalino (gmina Choczewo) i Żarnowiec (gminy Krokowa i Gniewino). Bez tego niemożliwe jest uzyskanie decyzji środowiskowej, a bez niej z kolei nie można ogłosić przetargu.
– Musimy pokazać Brukseli zeroemisyjną atomówkę, żebyśmy mieli kartę przetargową dla dalszych inwestycji w węgiel – mówi nam jeden z polityków PiS. Taką retorykę przyjmowało również Ministerstwo Energii w ostatnich miesiącach. O takim kompromisie mówi też DGP Zdzisław Gawlik, były minister skarbu w rządzie PO–PSL. Unia dąży do redukcji emisji CO2, a elektrownie atomowe dwutlenku węgla nie emitują.
A co z finansowaniem? Na dziś budowa elektrowni jądrowej przy niskich hurtowych cenach energii będzie bardzo kosztowna. Na 1000 MW mocy (to najmniejsze reaktory przy dzisiejszych technologiach) potrzeba ok. 16 mld zł.
Na razie nie wiadomo, skąd wziąć pieniądze, choć rząd z góry odrzuca kontrakty różnicowe (gdy cena energii jest niższa od rynkowej, możliwa jest dopłata), zastosowane np. w siłowni Hinkley Point w Wielkiej Brytanii. Mówi się po cichu o narodowej zrzutce spółek Skarbu Państwa czy pieniądzach z dywidend, ale decyzji brak.
– Narodowa zrzutka ze strony banków czy PZU spowoduje, że proces finansowania nie będzie przejrzysty i spowoduje słabą kontrolę nad kosztami – mówi DGP Zdzisław Gawlik. Resort energii decyzję w tej kwestii zapowiada do końca roku. Wcześniej mówiono, że sposób finansowania będzie znany do końca czerwca.
Wiadomo natomiast, że w grze pozostają tylko dwie lokalizacje, w których PGE EJ, spółka odpowiedzialna za atomowy projekt, prowadzi badania środowiskowe. To słynny Żarnowiec, gdzie już raz w latach 80. budowaliśmy siłownię jądrową, oraz gmina Choczewo. – Nie rozważa się innych lokalizacji – zapewnia nas Mariusz Kozłowski z biura prasowego resortu energii.
Na świecie pracuje 446 bloków jądrowych w 30 krajach (stan na 27 lipca 2017 r.). W budowie znajduje się 61 bloków, a ponad 160 jest planowanych. Produkcja energii elektrycznej w elektrowniach jądrowych stanowi ok. 11,5 proc. globalnej produkcji prądu.
Atomowe przyspieszenie w Polsce jest niezbędne z jeszcze jednego powodu – na mocy unijnych przepisów musimy zacząć wyłączać najstarsze bloki węglowe (np. do końca roku przestanie działać elektrownia Adamów należąca do ZE PAK), grożą nam niedobory mocy (mimo budowy nowych bloków węglowych w Opolu, Kozienicach, Jaworznie czy Turowie), a zapotrzebowanie na energię elektryczną rośnie. PSE Operator poinformował właśnie o kolejnym rekordzie zapotrzebowania na moc – 1 sierpnia o godz. 13.15 wyniosło ono 23215 MW (poprzednie z 28 czerwca to 22833 MW).
Ważne jest też pytanie o pochodzenie technologii atomowej. Francuzi i Amerykanie budują z ogromnymi opóźnieniami (fiński reaktor Olkiluoto budowany przez Francuzów ma prawie 10 lat poślizgu i jest trzy razy droższy, niż zakładano). Rosjanie są punktualni, ale ich technologia w ogóle nie jest brana u nas pod uwagę. A reaktorów z Chin i Korei w Europie nie ma. Oczekiwane reaktory IV generacji (dzisiaj mamy III i III+) wejdą do komercyjnego użytku za ok. 20 lat. Jeszcze później w użyciu przemysłowym pojawią się HTR, czyli reaktory wysokotemperaturowe, chłodzone nie wodą, a gazem. 100 MW takiej mocy badawczej może zbudować KGHM. Projekt został zgłoszony przez resort rozwoju w lipcu na polską listę do planu Junckera.
– Bardziej sensownym rozwiązaniem z dzisiejszego punktu widzenia, także finansowego, byłyby SMR, czyli reaktory o małej mocy, maksymalnie do 350 MW. Ale w technologii, jaka jest używana obecnie. Tyle że i tutaj wciąż prowadzi się tylko badania – mówi DGP prof. Konrad Świrski z Politechniki Warszawskiej.
Pojawia się też pytanie o TSO, czyli zespół techniczny, który musi ocenić dokumentację i analizy techniczne projektu, także pod kątem bezpieczeństwa. W atomowych krajach przy takich projektach są nawet po dwa zespoły, ich koszty liczone są w dziesiątkach milionów złotych. Na podstawie ich analiz regulator podejmuje stosowne decyzje. W Polsce regulatorem jest Państwowa Agencja Atomistyki (PAA).
– W projekcie zmian do ustawy – Prawo atomowe proponowane są rozwiązania w zakresie TSO. Projekt ustawy jest obecnie na etapie uzgodnień rządowych, potem trafi do parlamentu – mówi nam Monika Kaczyńska z PAA. W projekcie znalazł się zapis o planowanych nakładach na TSO w latach 2018–2027 na łącznym poziomie ok. 85 mln zł. – Po wejściu w życie ustawowych zmian TSO zostanie powołane – zapewnia Mariusz Kozłowski.